Pracownik z wozu VAR nie przyznaje się do winy: „To nie była „eLka”, a gest rock and rolla”

Miniona kolejka Ekstraklasy przyniosła nam jak zwykle wiele emocji, ale także kontrowersji i to nie sędziowskich. Jeden z pracowników wozu VAR tuż przed meczem Legii z Cracovią pokazał ręką znak, który wszyscy zidentyfikowali jako eLka. Ów oskarżony, Dariusz Jurczak, w rozmowie dla Weszlo.com uważa, że wykonał zupełnie inny gest.

Dariusz Jurczak – człowiek, który minionej niedzieli był na ustach wszystkich śledzących Najlepszą Ligę Świata. Niestety stało się to przez skandal, który sam wywołał. Podczas meczu Legia Warszawa – Cracovia, hitu minionej kolejki, Dariusz zasiadał na VARze, gdzie pomagał sędziom odpowiedzialnym za wideoweryfikację. Podczas prezentacji składu arbitrów, która obejmowała również wóz z powtórkami, pracownik techniczny firmy Live Park, która jest odpowiedziana za realizację spotkań, wykonał gest eLki.

W sieci zawrzało i nie ma się co dziwić. Mimo że Dariusz nie jest sędzią, to jednak współpracuje z nimi podczas meczu. Pracownik techniczny swoim zachowaniem podważył z lekka obiektywność całego wozu VAR. Krótko po tym zdarzeniu pojawiła się informacja, iż Dariusz nie będzie w przyszłości pomagać przy wideoweryfikacji.

Minęło kilka dni, zanim ktoś zapytał o zdanie samego zainteresowanego. Postanowił zrobić Jakub Białek z Weszlo.com. Dariusz Jurczak opowiedział dziennikarzowi, co tak naprawdę wydarzyło się w niedzielę w wozie VAR.

– Dlaczego odebrano mnie jako kibica Legii? Nie wiem, ja nie sympatyzuję z żadną drużyną Ekstraklasy. Wie o tym każdy, kto mnie zna, a pracuję przy piłce od połowy lat 90. Nie jestem kibicem żadnego klubu. Dzięki temu jestem obiektywny i sprawiedliwy – powiedział pracownik Live Park.

– Przed samym meczem mieliśmy spore problemy techniczne. Pojawił się nawet strach, że nie będziemy w stanie obsłużyć tego spotkania wozem VAR. Urządzenie po prostu odmówiło nam posłuszeństwa. Mieliśmy nerwówkę. Naprawiliśmy je dzięki pomocy kolegów ze wsparcia technicznego – zdradził.

– Kibice śpiewali, my ogarnęliśmy problemy techniczne. Sprawdzamy. Łączność działa. Serwery działają. Sędziowie w formie. Wszystko pójdzie dobrze. […] Właśnie wtedy chciałem dać znać, że wszystko jest dobrze i pokazałem ten gest. To nie była „eLka”, a gest rock and rolla. Dwa palce wyciągnięte do przodu, mały i wskazujący, do tego kciuk. Gest, który każdy doskonale zna. Dokładnie to chciałem pokazać. Wyszło mi coś innego, bo mam uszkodzony mały palec w lewej ręce. Swoją drogą uszkodził mi go monitor VAR, który jakiś czas temu spadł mi na rękę. No i co? Zamiast rzetelnego gestu rock and rolla wyszło mi coś takiego – dodał.

W rozmowie z Jakubem Białkiem Dariusz zdradził, że nie sympatyzuje z żadną z drużyn. Pracownik ekipy technicznej dodał również, że jego niby-eLka nie ma z nią nic wspólnego z tą prawdziwą.

– Nigdy nie wykonuję „eLki”, teraz też nie chciałem. Nie sympatyzuję z Legią. Myślałem o zupełnie innym geście. Zresztą jeden z moich kolegów sędziów często go wykonuje. Chociaż mieszkam na Gocławiu i po każdym meczu Legii mam pod domem śpiewy kibiców, nie ma to na mnie żadnego wpływu. Ludzie związani z piłką wiedzą w ogóle, że legijna „eLka” tak nie wygląda, więc skąd to skojarzenie? Ja sam nie miałem o tym pojęcia. Dowiedziałem się dopiero, gdy zadzwonił do mnie kolega, który jest kibicem Legii. – O co im chodzi? To nie jest żadna „eLka”, nie ten sposób, nie ta ręka. Druga sprawa jest taka, że żaden z kibiców Legii jakoś mnie nie poparł, niczego nie napisał. Czyli nikt, kto za ten symbol dałby się pokroić, nie dostrzegł w nim „eLki”. Wręcz przeciwnie: widziałem, że ktoś zamieścił prawidłowy znak „eLki”, pisząc „o, tak powinno się ją pokazywać” – przyznał Jurczak.

– Ja generalnie dużo gestykuluję podczas transmisji. Gdy urodził mi się wnuczek, wraz z Szymonem Marciniakiem i asystentem wykonaliśmy na wozie VAR kołyskę. Jak Szymon wrócił z medalem mistrzostw świata i robiliśmy pierwszy mecz, pokazałem na niego, gdy obserwowała nas kamera, bo uważam, że zrobił coś niebywałego, co już może nigdy się nie powtórzyć. Jak każdym, kierują mną pewne emocje – zdradził.

Podczas rozmowy dla Weszlo.com Dariusz opowiedział również o tym, czym zajmuje się podczas meczów.

Uruchamiam wóz. Łączę się, by mieć sygnał ze wszystkich kamer. Na meczu albo pracuję jako operator, albo zabezpieczam transmisję technicznie, będąc poza wozem. Zawsze jest nas dwóch. Co mecz się wymieniamy, żeby mieć czyste głowy. Kiedy dana sytuacja zwraca uwagę sędziego, moją rolą jest pomóc mu w obejrzeniu obrazka w jak najlepszej dla niego jakości. Jeśli nie widać tego na jednej kamerze, szukam drugiej. Odpowiadam za obrazek, który widzi, by mógł wyrobić sobie jak najlepszą opinię na temat zdarzenia. Natomiast nie mogę na nic wpłynąć. Z prostej przyczyny: to sędzia podejmuje decyzję – powiedział pracownik.

– Mój szef faktycznie mnie zawiesił. Po meczu przy Łazienkowskiej powinienem był jechać w poniedziałek do Grodziska Wielkopolskiego na spotkanie Warty z Miedzią. Zostałem odsunięty. Tego samego dnia dostałem też informację, że nie pojadę na najbliższą kolejkę. Nie rozmawiałem jeszcze z szefem. Jest w podróży w Stanach, skąd wróci na początku tygodnia. Mam nadzieję, że porozmawiamy – zdradził Jurczak.

Dodaj komentarz