NEWSY I WIDEO

Ogromne kontrowersje w meczu Ekstraklasy! W tej sytuacji nie podyktowano rzutu karnego [WIDEO]

Burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych wywołało zdarzenie z meczu PKO BP Ekstraklasy pomiędzy Pogonią Szczecin a Wisłą Płock. W sytuacji widocznej na poniższym materiale wideo sędzia nie dopatrzył się nieprzepisowego zagrania ręką.

Trener Freiburga wściekły po decyzji niemieckiej federacji. „Mamy do czynienia z ignorancją”

Władze Niemieckiego Związku Piłki Nożnej podjęły decyzję w sprawie nieprawidłowości, do jakich doszło podczas ostatniego meczu w Bundeslidze pomiędzy Freiburgiem a Bayernem. Z werdyktu nie jest zbytnio zadowolony trener Freiburga. – W przypadku kilku panów mamy do czynienia z ignorancją – przekazał Christian Streich, odpowiadając na krytykę ze strony przedstawicieli Bayernu.

W zeszły weekend w ramach 28. kolejki niemieckiej Bundesligi SC Freiburg podejmował na własnym obiekcie Bayern Monachium. Starcie zakończyło się okazałym zwycięstwem przyjezdnych 4:1. Bramki dla Die Roten zdobyli Goretzka, Gnabry, Coman oraz Sabitzer. Jedynego gola dla gospodarzy zdobył Nils Petersen.

Decyzja DFB

Najwięcej dyskusji na temat tego meczu wywołała jednak kontrowersyjna sytuacja z drugiej połowy pojedynku. Wówczas przez kilkadziesiąt sekund na murawie przebywało 12 piłkarzy Die Roten. Po meczu władze Freiburga złożyły protest do DFB (Niemieckiego Związku Piłki Nożnej). Po kilku dniach niemiecka federacja podjęła decyzję o nieukaraniu Bawarczyków.

Komentarz trenera

Niezadowolony z takiego obrotu spraw jest trener gospodarzy. Christian Streich, bo o nim mowa, odpowiedział na krytykę, jaka spadła na niego ze strony przedstawicieli Bayernu.

– W przypadku kilku panów mamy do czynienia z ignorancją. Mamy nadzieję, że po wydaniu orzeczenia będzie istniała pewność prawna na przyszłość, tak aby inne kluby nie stanęły ponownie przed takim dylematem – skomentował trener Freiburga.

– Najwyraźniej niektórzy ludzie nie wiedzieli, jak bardzo taki incydent jest wszechogarniający. To absolutnie oburzające, że jesteś krytykowany przez tych, którzy popełnili błąd – odpowiedział na krytykę ze strony przedstawicieli Bayernu.

Protesty kibiców Flamengo. Chcieli przeprowadzić rozmowę motywacyjną z piłkarzami [WIDEO]

Kibice Flamengo nie są zadowoleni z ostatnich wyników osiąganych przez ich klub. W piątek najbardziej zagorzali kibice klubu zjawili się pod centrum treningowym Fla.

Flamengo nie najlepiej weszło w nowy rok. Piłkarze dowodzeni przez Paulo Sousę tegoroczne zmagania rozpoczęli od gry w mistrzostwach stanu Rio De Janeiro. Zmagania w tych rozgrywkach były jedynie przedsmakiem rozpoczęcia sezonu brazylijskiej Serie A. Mimo że były to jedynie zmagania regionalne, to piłkarze Flamengo i tak nie zdołali ich wygrać. W finale polegli w dwumeczu z Fluminense. Wcześniej przegrali także mecz o Superpuchar Brazylii z Atletico Mineiro.

Za niezadowalające wyniki wielokrotnie obrywało się Paulo Sousie. Tym razem sympatycy Flamengo obrali sobie inny cel niż trener. W czwartek miało dojść rozmów zorganizowanych grup kibicowskich Flamengo z piłkarzami. Spotkanie zostało jednak odwołane, a kibice zjawili się w piątek pod ośrodkiem treningowym klubu w ramach protestu.

– W czwartek miało się odbyć spotkanie przedstawicieli zorganizowanych grup kibicowskich Flamengo z liderami zespołu, ale zostało ono odwołane po naciskach grup politycznych i członków zarządu, na wiceprezydenta ds. piłki nożnej Marcosa Braza, który zaplanował spotkanie. Tym samym kibice zaprotestują przed wejściem do centrum treningowego Ninho do Urubu w piątek rano – czytamy na „flamengo.com.pl”.

Jak już wspomnieliśmy, tym razem to nie Paulo Sousa był powodem protestów. Obiektem zgromadzenia się kibiców był wiceprezydent klubu ds. piłki nożnej, Marcos Braz.

Nowość w transmisji spotkań. Mecz La Liga będzie pokazywany na TikToku

W przyszły piątek Real Sociedad zmierzy się z Realem Betis. Jak informują zagraniczne media, spotkanie w całości będzie transmitowane na TikToku.

Spotkanie Real Sociedad – Real Betis będzie miało duży wpływ na końcowy układ tabeli. Obie drużyny dzielą 2 punkty różnicy i obecnie to zielono-biali znajdują się na miejscu premiowanym bezpośrednim awansem do Ligi Europy.

Mecz tych drużyn będzie nie tylko starciem o ważne punkty, ale także dużym krokiem dla emisji spotkań. Jak informuje hiszpański kanał Gol, transmisja z meczu pojawi się na TikToku, w pionowej rozdzielczości 9:16 i jakości 4K. Stacja podaje, iż będzie to pierwszy mecz w Hiszpanii, jak i w czołowych europejskich ligach, transmitowany na tej platformie.

– Ponad 30 osób będzie pracowało nad produkcją meczu: Real Sociedad – Real Betis. Hiszpańska firma Mediapro użyje „specjalnego urządzenia” do nagrywania materiału 4K – podaje The Athletic.

– To kolejny krok dla La Ligi w dążeniu do zdobycia nowych odbiorców i udostępnienia piłki nożnej wszystkim widzom. Ta umowa z TikTokiem potwierdza pracę, jaką La Liga i Mediapro wykonały w ostatnich sezonach, aby nadal tworzyć wartość i wprowadzać innowacje w transmisji meczów – przyznał Alfredo Bermejo, dyrektor ds. strategii cyfrowej w La Lidze.

Vuković przed sobotnim spotkaniem: „Przed połączeniem Amiki z Lechem nie był to aż taki mecz na szczycie”

W sobotę 8 kwietnia o godzinie 17:30 Lech Poznań zmierzy się z Legią Warszawa. Choć obie drużyny są w zupełnie innych częściach tabeli, dla każdej z nich będzie to bardzo ważne spotkanie w kontekście końcowego rozrachunku.

Sobotnie spotkanie przy Bułgarskiej w Poznaniu będzie miało ważny wpływ na końcowy układ ekstraklasowej tabeli. Z jednej strony barykady stoi Lech, który nie pogardziłby prezentem na setne urodziny w postaci Mistrzostwa Polski. Kolejorz nie może sobie pozwolić na chociażby remis, ponieważ na jego drodze stoją równie dobrze punktujące kluby – Raków Częstochowa i Lech Poznań.

Po drugiej stronie boiska stanie Legia Warszawa, przez wielu wyśmiewana przez większość sezonu. Po słodko-gorzkiej przygodzie w Lidze Europy, zmianie szkoleniowca i długim pobycie na dole tabeli, stołeczny klub powoli wraca do formy, do której przyzwyczaił swoich kibiców. Efektem ciężkiej pracy zarówno zawodników, jak i sztabu, jest zdobycie siedemnastu punktów w ośmiu tegorocznych kolejkach, wyjście ze strefy spadkowej, a także zminimalizowanie straty do miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach do ośmiu oczek.

Przed wyjazdem do Poznania Aleksandar Vuković wziął udział w konferencji prasowej. Nie zabrakło drobnych uszczypliwości ze strony serbskiego szkoleniowca.

– Spotkania z Lechem od dłuższego czasu emocjonują wszystkich w Polsce. Pamiętam czasy, kiedy przed połączeniem Amiki z Lechem nie był to aż taki mecz na szczycie, dopiero potem tak się to stało i od tego momentu to inna historia. Mecze Legii z Wisłą zastąpiły mecze Legii z Lechem. Dla zawodników jest to fajny mecz, bo nie zawsze ma się uczucie, że gra się mecz derbowy w świetnych warunkach przy gorącej atmosferze. Jutrzejszy mecz nie będzie miał porównania z naszym ostatnim meczem w Poznaniu w czasie pandemii – przyznał szkoleniowiec.

– Zdajemy sobie sprawę z siły rywala, który jest wysoko w tabeli i walczy o mistrzostwo. Lech nie jest tam przez przypadek, ma duży potencjał i doświadczonego trenera, który umie o mistrzostwa walczyć i je zdobywać. Nie jest przypadkiem, że u siebie rzadko przegrywają, ale nie zmienia to nic w kontekście tego, co jest przed nami. Każdy mecz to nowa historia – dodał.

Maciej Skorża podszedł do konferencji prasowej zupełnie inaczej, niż jego rywal. Trener Lecha postawił skupić się na nadchodzącym spotkaniu, a także rywalu, z którym przyjdzie im się zmierzyć.

– Liczymy tego dnia na wsparcie naszych trybun, bo tutejsi fani potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę. Trzeba jednak uważać na rywala, bo ma on tylko osiem punktów straty do czwartego miejsca i potencjalnej gry w europejskich pucharach. Na pewno więc nie odpuszczą. Znając charakter piłkarzy Legii czy Aleksandara Vukovicia, oni przyjadą tu niezwykle zmotywowani. Obie drużyny mają nóż na gardle i zrobią wszystko, by wygrać – przyznał.

– Skala trudności jest bardzo wysoka, ale my musimy wygrywać bez względu na to, kto stanie na naszej drodze. Tylko zwycięstwo pozwoli nam walczyć o mistrzostwo Polski. W takiej sytuacji trudno o lepszą motywację – powiedział szkoleniowiec.

Legia kilka dni temu rozegrał przeciwko Lechii Gdańsk swój najlepszy mecz w tym roku. Byli agresywni i wysoko podchodzili do pressingu, do tego świetnie wyglądali w fazach przejściowych. Musimy być gotowi na wszystko, ale trzeba przede wszystkim narzucić swoje warunki i wygrać ten mecz – dodał Maciej Skorża.

Udane zakupy Bayernu. Monachijczycy pozyskali dwóch zawodników Ajaxu

Do otwarcia letniego okienka transferowego pozostało jeszcze kilka miesięcy. Mimo to Bayern Monachium dopiął już dwie transakcje. „Bild” podaje, że do klubu dołączą Ryan Gravenberch oraz Noussair Mazraoui.

Bawarczycy w ostatnich tygodniach rozpoczęli zmagania o zawodników Ajaxu Amsterdam. O ile w przypadku pomocnika sprawa przebiegała nieco trudniej, to z Mazraouim poszło już gładko.

Porozumienie

Według „Bilda” Ajax chciał około 35 milionów euro za Gravenbercha. Finalnie mistrzowie Holandii otrzymają niższa kwotę. Dziennikarze podają, że chodzi o 28 mln, choć płatność może zostać zwiększona po spełnieniu pewnych warunków. Nie wiadomo jednak, o jakie zmienne chodzi.

W przypadku Mazraouiego sprawa poszła dużo łatwiej. Piłkarzowi po sezonie wygasa kontrakt z Ajaxem, więc Bayern mógł negocjować z samym Marokańczykiem. Według mediów 24-latek miał na stole ofertę z FC Barcelony. Ostatecznie wybrał jednak przenosiny do Bawarii, gdzie zajmie miejsce na prawej obronie. Na środek przesunięty zostanie natomiast Benjamin Pavard.

Mazraoui może liczyć na pensję w wysokości ośmiu milionów euro rocznie. O milion więcej zarabiać będzie natomiast Gravenberch.

Niemiecka federacja rozpatrzyła odwołanie Freiburga. Bayern nie zostanie ukarany

Freiburg nie otrzymał walkowera po kuriozalnym błędzie sędziego w meczu z Bayernem Monachium (1-4). Utrzymano wynik spotkania, mimo dwunastu zawodników Bawarczyków na boisku. 

„Die Roten” w sobotę pokonali Freiburg aż 4-1. Zwycięstwo podopiecznych Nagelsmanna nie podlegało dyskusji, ale w wyniku pomyłki wszystko mogło się zmienić. Na boisku przez kilkadziesiąt sekund znajdował się jeden zawodnik Bayernu za dużo.

Wniosek odrzucony

Wpadka miała miejsce pod koniec drugiej połowy spotkania. Przy zmianie wyświetlono zły numer Kingsleya Comana, więc Francuz został na murawie. Równocześnie wbiegł na nią Marcel Sabitzer i dopiero interwencja jednego z zawodników gospodarzy spowodowała, że sędzie nakazał Francuzowi zejść z boiska.

Freiburg długo nie zgłosił odwołania od wyniku. Finalnie działacze klubu zdecydowali się na taki ruch. Jak się okazało – na próżno. „Bild” podaje, że federacja zajęła się już sprawą, z korzyścią dla Bayernu. Wynik nie ulegnie zatem zmianie.

Do końca sezonu Bundesligi zostało sześć kolejek. Bayern ma na koncie dziewięć punktów przewagi nad drugą w tabeli Borussią Dortmund. W tę sobotę Bawarczycy podejmą Augsburg Roberta Gumnego i Rafała Gikiewicza na Allianz Arenie.

Rosyjskie media atakują Polskę. „Najostrzej wypowiada się o Rosji”

Polacy od samego początku byli zwolennikami wykluczenia Rosji z międzynarodowych rozgrywek sportowych. Media w kraju Wladimira Putina uważają, że to właśnie my odpowiadamy za izolację, jaka obecnie dotyka sportowców reprezentującą „Sborną”. 

Agresja Rosji na Ukrainę spowodowała, że kraj został odsunięty od wszelkich sportów. PZPN jeszcze przed oficjalną decyzją FIFA zaznaczył, że nie zamierza rozgrywać meczu barażowego. Ostatecznie „Biało-Czerwonym” przyznano walkower, a odwołania Rosji w CAS (Trybunał ds. Sportu w Lozannie) odrzucono.

Rusofobia

Rosjanie dalej nie mogą pogodzić się z losem, jaki ich spotkał. Dziennikarze sport-express.ru uważają, że główną winę tej sytuacji ponoszą Polacy.

– Co sprawiło, że polskie postacie sportu zapomniały o wartościach olimpijskich i zamieniły się w szalonych rusofobów? Polska stała się jednym z krajów, który najostrzej wypowiada się przeciwko Rosji – grzmią. 

– Nie było potrzeby wyrzucania Polaków z rosyjskich klubów. Dość szybko odeszli z własnej woli. Malwina Smarzek opuściła Lokomotiw Kaliningrad. Żegnając się, nie podała powodu odejścia, bo uznała to za zbyt oczywiste – dodano w tekście. 

Dodatkowo dziennikarze sugerują, że polscy piłkarze zostali zmuszeni przez PZPN do opuszczenia rosyjskich klubów. Jest to oczywiste kłamstwo, którego w tekście jest zresztą więcej.

– PZPN miał domagać się od rodaków grających w Rosji zerwania kontraktów z ich klubami. Jeśli nie wyjedziesz z rosyjskiego klubu, jesteś zdrajcą, wymieniłeś zasady na pieniądze, poślubiłeś Rosjankę, nie jesteś już Polakiem – piszą Rosjanie. 

 

Złota Piłka nie jest tego warta. Dlaczego Lewandowski powinien zostać w Bayernie?

Od dłuższego czasu przyszłość Roberta Lewandowskiego stoi pod znakiem zapytania. Kontrakt Polaka z Bayernem Monachium wygasa latem 2023 roku. Klub w dalszym ciągu nie podjął jednak kroków ku przedłużeniu współpracy z 33-letnim snajperem. W mediach natomiast narastają głosy o potencjalnym odejściu „RL9” do innego klubu. Czy zmiana otoczenia w tym momencie miałaby jednak sens?

Lewandowski w Bayernie występuje od 2014 roku. Do Bawarii trafił 1 lipca, jako wolny zawodnik po wygaśnięciu kontraktu z Borussią Dortmund. Przez niespełna osiem lat, które spędził na Allianz Arenie, Polakowi udało się na stałe zapisać zarówno w historii „Die Roten”, jak i całej Bundesligi. Łącznie dla mistrzów Niemiec strzelił aż 339 goli w 367 występach.

W zeszłym sezonie pobił także rekord Gerda Muellera z sezonu 1971/72, pod względem liczby bramek strzelonych w jednym sezonie niemieckiej ekstraklasy. Co więcej, jest również drugim najskuteczniejszym piłkarzem w historii klubu. W klasyfikacji wyprzedza go jedynie wspomniany Gerd Mueller (523 gole).

Z Bayernem sięgnął wielokrotnie po mistrzostwo i puchar Niemiec, zdobywał tytuł króla strzelców, a do swojej gabloty dołożył także Ligę Mistrzów. W dorobku ma także Superpuchar Europy, kilka Superpucharów Niemiec czy Klubowe Mistrzostwa Świata.

Wypalenie materiału?

Tak pokaźna ilość trofeum i osiągnięć, jakie udało się zdobyć Lewandowskiemu w Bayernie, budzi wielki podziw. Sugeruje jednak, że dobił do pewnej granicy, której nie da się już przekroczyć. Niewykluczone również, że sam zawodnik odczuwa pewną monotonię, grając w tym samym klubie od tylu lat.

W związku z tym coraz częściej słychać głosy o potencjalnym transferze 33-latka. Plotki potęguje również niepewna sytuacja kontraktowa Lewandowskiego. Bayern w dalszym ciągu nie ogłosił porozumienia w sprawie przedłużenia jego umowy.

Letnie okienko transferowe będzie prawdopodobnie ostatnią szansą na uzyskanie pieniędzy z odejścia Polaka. Obecny kontrakt obowiązuje bowiem do 30 czerwca przyszłego roku. Za kilka miesięcy Lewandowski będzie mógł zatem negocjować warunki umowy z innym klubem, a w czerwcu opuścić Allianz Arenę za darmo.

Legenda

W takim wypadku Bayern ma dwie opcje. Albo zaproponować „Lewemu” sowitą podwyżkę i walczyć o jego zatrzymanie, albo „pozbyć się go” latem. Dużo słyszy się o zainteresowaniu ze strony FC Barcelony czy Paris Saint-Germain, z czego Blaugrana miała już rozmawiać z Pinim Zahavim, agentem napastnika. Sam Izraelczyk podobno mocno naciska na transfer swojego klienta.

Gdyby do takiego ruchu doszło, to Lewandowskiemu oczywiście trudno będzie się dziwić. Jak wyżej wspomniałem – z Bayernem osiągnął wszystko. Tak naprawdę obecnie może jedynie śrubować kolejne rekordy klubu czy Bundesligi. Zmiana otoczenia byłaby dla niego na pewno nowym, ciekawym wyzwaniem i pewną zmianą w życiu, której być może potrzebuje.

Z innej jednak strony, warto spojrzeć na historię, jaką Polak zbudował w stolicy Bawarii. Lewandowski już w tym momencie należy do klubowych legend, a jego nazwisko pojawia się obok Gerda Muellera, Franza Beckenbauera czy Lothara Matthaeusa. Pięknym zwieńczeniem tej przygody, byłoby osiągnięcie statusu najlepszego strzelca w historii „Die Roten”, do czego brakuje mu jeszcze 184 trafienia. Zadanie jest niebywale trudne, ale biorąc pod uwagę formę kapitana „Biało-Czerwonych” oraz jego ambicję – nie niewykonalne.

Warto też nadmienić fakt, że Lewandowski dużą i ważną część swojego życia spędził w Niemczech. Polak żyje w tym kraju od 2010 roku, kiedy to trafił do Borussii Dortmund. To też tam się urodziły i wychowują się jego córki, Klara i Laura. Czy aby na pewno chciałby wywracać teraz życie swoje i swojej rodziny do góry nogami?

Korzyści

Nie da się jednak ukryć, że za zmianą klubu stoją też pewne argumenty. A szczególnie jeden. Zmiana barw pomogłaby Lewandowskiemu zyskać na medialności. Transfer do PSG czy FC Barcelony z pewnością zwiększyłby szanse Polaka na zwycięstwo w plebiscycie Złotej Piłki. Nagroda „France Football” jest jedyną indywidualną statuetką, jakiej w swoim dorobku nie ma jeszcze lider Bawarczyków.

Czy jest to jednak nagroda, przez którą warto kończyć swoją wspaniałą przygodę napisaną w Niemczech? Czy nie byłoby pięknie, gdyby nasz rodak został w Bayernie do końca kariery i zakończył tam swoją przygodę z piłką, jako jedna z największych legend?

Oczywiście ostatnie słowo i tak będzie należało do mistrzów Niemiec. Bayernowi do przedłużenia zostały także kontrakty Thomasa Muellera oraz Manuela Neuera. Wspomniana dwójka, wraz z Lewandowskim, inkasuje największą pensję na Allianz Arenie. Niewykluczone zatem, że kwestie finansowe ostatecznie zdecydują o tym, że ktoś będzie musiał się z Bawarią pożegnać.

– Musimy się upewnić, że nasza jakość i kwestie ekonomiczne pójdą w parze. Pandemia wciąż trwa, nadal nie mamy pełnego stadionu. Przechodzimy przez trudny okres pod względem finansowym – stwierdził kilka tygodni temu Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy Bayernu.

– Dochodzą do mnie informacje, że Bayern nie jest w stanie przedłużyć umowy z całą trójką. Jeśli to się zgadza, to ktoś z nich będzie musiał wybrać nowy klub – mówił natomiast dla „WP Sportowe Fakty” Radosław Gilewicz, były piłkarz VfB Stuttgart, a obecnie ekspert Viaplay.

Scheda

Ewentualne rozstanie z Lewandowskim postawiłoby przed Bayernem ciężkie zadanie. Mianowicie znalezienie dla niego godnego następcy. Tych na rynku nie ma jednak zbyt wielu. Monachijczycy mogliby postawić na Erlinga Haalanda, co często przewijało się w niemieckich mediach. Problemem Norwega jest jednak jego zdrowie i łatwość w łapaniu kontuzji. W ostatnich miesiącach 21-latek coraz częściej łapał kontuzje, co wpływa na częstotliwość jego występów.

Innym potencjalnym następcą mógłby zostać Karim Adeyemi. 20-latek w bieżącym sezonie potwierdzał drzemiący w nim talent. Dla Salzburga rozegrał w sumie 37 meczów, w których strzelił 19 goli. Obecnie podąża podobną drogą, co Norweg, ale w odróżnieniu od starszego od siebie o rok napastnika – nie jest jeszcze na tyle doświadczonym i bramkostrzelnym zawodnikiem. Adeyemi to także inny profil piłkarza, niż Lewandowski czy Haaland. Ściągnięcie go na Allianz Arenę oznaczałoby zmianę stylu gry.

Ostatnio wypłynęła także informacja, że Bayern obserwuje innego piłkarza Salzburga. Mowa mianowicie o Benjaminie Sesko. 18-letni zaledwie Słoweniec mierzy aż 194 cm wzrostu, otrzymał w tym sezonie 29 szans w pierwszym zespole RB. Strzelił w nich 8 bramek i dodał siedem asyst. Już teraz mówi się o nim, że ma szanse zostać „nowym Haalandem”, lecz to wciąż jedynie melodia przyszłości.

Bayern ma także piłkarzy aspirujących do gry w pierwszej drużynie z własnej akademii. Duże nadzieje pokłada się w Arijonie Ibrahimoviciu. Piłkarz z rocznika 2005 już teraz imponuje swoimi boiskowymi poczynaniami w młodzieżówce „Die Roten”. W 25 występach 9 razy trafiał do siatki rywali, do czego dołożył też aż 14 asyst. Na koncie ma także 10 występów zwieńczonych ośmioma golami dla reprezentacji Niemiec U17. Wejście napastnika do pierwszej drużyny Bawarczyków wydaje się więc kwestią czasu. Trudno jednak sądzić, aby z miejsca dał radę zastąpić Lewandowskiego.

Kamil Wilczek o dramatycznej sytuacji sprzed lat. „Byłem przekonany, że zabiłem człowieka”

Kamil Wilczek udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu. Napastnik Piasta Gliwice wrócił myślami do wydarzeń z 2018 roku, kiedy myślał, że zabił kibica.

Przerażająca historia

– Ta historia nie miała prawa się wydarzyć. Na przedmeczowej rozgrzewce Broendby ćwiczyliśmy strzały na bramkę. Dostałem wrzutkę, uderzyłem bardzo mocno, piłka poleciała w trybuny, trafiła w głowę jednego z kibiców. Gość się przewrócił, podbiegłem, by przeprosić, ale nawet mnie do niego nie dopuszczono – opowiadał Wilczek.

– Wróciłem na boisko. Po meczu zapytałem naszego doktora, jak ten kibic się czuje, usłyszałem tylko tyle, że jest z nim bardzo źle. Po tym spotkaniu pojechałem na zgrupowanie reprezentacji Polski. Kiedy po dwóch tygodniach wróciłem, na trybunach widniał transparent pożegnalny, z wizerunkiem jakiegoś kibica. Byłem przerażony, że to ten, który dostał ode mnie w głowę. Naprawdę byłem przekonany, że zabiłem człowieka! Bardzo emocjonalnie do tego podszedłem – kontynuował.

– Następnego dnia dowiedziałem się, że to był inny kibic. Ten, którego trafiłem, przebywał w szpitalu, ale już z innego powodu. Okazało się, że uratowałem mu życie. Dzięki temu, że go powaliłem, został przebadany, zrobiono mu rezonans głowy, który wykazał, że ma guza mózgu, o którym nie miał pojęcia. Lekarze od razu przeprowadzili operację, wycięli nowotwór, wszystko dobrze się skończyło. Zaprosiłem go potem na mecz, dostał karnety, ale nie mógł być na stadionie, zbyt duży hałas. Spotkaliśmy się w tygodniu, oprowadziłem go po obiekcie. Wiem, że ta sytuacja rozeszła się po świecie szerokim echem, ale ja nie chciałem robić wokół tego widowiska. Obaj zbyt mocno to przeżyliśmy. Nie miałem ochoty grać bohatera, bo dla mnie to nie było zabawne. Naprawdę myślałem, że zabiłem człowieka. Na szczęście dobrze się skończyło, mamy kontakt do dziś – podsumował piłkarz Piasta Gliwice.

Powrót do Gliwic

Kamil Wilczek reprezentował barwy Bröndby IF w latach 2016-2020. Polak zagrał dla tego klubu 163 spotkania, notując przy tym 92 trafienia i 25 asyst. 34-latek w styczniu 2022 roku wrócił do Piasta Gliwice, z którego się wybił na zachód. Jego ekstraklasowy bilans w bieżącym sezonie to 8 spotkań i 4 bramki.

Źródło: Przegląd Sportowy

Co z przyszłością Karbownika? Legia w kontakcie z agentem piłkarza

Dyrektor Legii Warszawa podczas spotkania z dziennikarzami opowiedział o możliwości powrotu jednego z wychowanków. Jacek Zieliński zdradził, że Wojskowi nie wykluczają sprowadzenia Michała Karbownika.

Nieudana przygoda na zachodzie Europy

Kariera Michała Karbownika nie przebiega najlepiej. Polak ma problemy z wywalczeniem miejsca w składzie. Wychowanek Legii Warszawa nie przebił się w Brighton & Hove Albion, więc wypożyczono go do Olympiakosu. W Grecji również nie poszło, młody piłkarz zagrał łącznie 8 spotkań w barwach pierwszej drużyny tego klubu.

Powrót na Łazienkowską?

Bardzo możliwe, że Legia Warszawa wykorzysta tę sytuację i sprowadzi „Karbo” do siebie, aby ten mógł się odbudować. O takim rozwiązaniu opowiedział dyrektor Wojskowych, Jacek Zieliński w rozmowie z dziennikarzami.

– Jeżeli otworzyłaby się taka furtka, chętnie widziałbym Michała z powrotem w naszym zespole – powiedział.

– Jesteśmy w stałym kontakcie z Mariuszem Piekarskim i będziemy rozmawiali o takim ruchu. Wszystko musi odbyć się na warunkach, które będą korzystne dla Legii – dodał.

Zobacz również: Mariusz Piekarski o przyszłości Michała Karbownika: „Tam się najlepiej czuje”

Źródło: Sport.pl, TVP Sport

Kuriozalna sytuacja w ćwierćfinale Ligi Europy. Kibic West Hamu przeszkodził ukochanej drużynie w zdobyciu bramki [WIDEO]

West Ham United zremisował z Olympique Lyon (1:1) w ćwierćfinale Ligi Europy. W końcówce meczu doszło do niecodziennej sytuacji. Kibic gospodarzy wbiegł na boisko, czym przeszkodził swojej ukochanej drużynie w zdobyciu bramki.

Nietypowe zdarzenie

W czwartkowym meczu Ligi Europy doszło do kuriozalnej sytuacji. Kibic West Hamu United przeszkodził własnej drużynie w zdobyciu bramki w groźnym kontrataku. Piłkarze Młotów nie ukrywali swojej frustracji z powodu takiego rozwoju zdarzeń.

Zdziwiony trener

Szkoleniowiec West Hamu United skomentował to wydarzenie w pomeczowym wywiadzie. David Moyes nie ukrywał swojego zaskoczenia, bo przecież rzadko się zdarza, aby kibice przeszkadzali swojej ukochanej drużynie w zwycięstwie.

– Byłem zaskoczony tym, co się stało. Takie zachowanie nam nie pomogło. Mogliśmy przecież strzelić z tej akcji gola – powiedział 58-letni Szkot w wywiadzie po spotkaniu z Olympique Lyon.

Źródło: Sport.pl

Kto zdobędzie tytuł mistrza Polski? Końcówka Ekstraklasy i siedem finałów przed trzema drużynami

Ekstraklasa wkracza w kluczową fazę sezonu. Do końca rozgrywek zostało siedem kolejek, a wciąż nie można określić, kto ma największe szanse na zdobycie tytułu. O mistrzostwo Polski biją się Pogoń Szczecin, Raków Częstochowa i Lech Poznań. Każdy z tych zespołów ma swoją presję do zdobycia tego trofeum.

Kandydaci do tytułu

Pogoń Szczecin nigdy nie zdobyła żadnego trofeum, dlatego w stolicy województwa zachodniopomorskiego chcieliby wreszcie zaznać smaku sukcesu. Powrót Kamila Grosickiego ma być jasnym sygnałem do innych klubów, że Portowcy walczą o najwyższe cele.

Raków Częstochowa chce cały czas iść w górę – w poprzednim sezonie RKS zdobył Puchar Polski oraz zajął drugie miejsce w lidze. W tle pozostaje również motywacja Marka Papszuna, który co kilka miesięcy przypomina, że zamierza trenować do pięćdziesiątki (trener w sierpniu skończy 48 lat). Szkoleniowiec Rakowa z pewnością chciałby zapisać się na kartach historii, jako jeden z mistrzów Polski.

Lech z kolei marzy o powrocie na szczyt po latach porażek, a stulecie istnienia ma być do tego idealną okazją. Ekipa z Poznania poczyniła wiele kroków, aby należycie świętować okrągłe urodziny klubu. Kadra Kolejorza jest najprawdopodobniej najlepsza w całej lidze. Wielu zmienników Lecha miałoby podstawowe miejsce w składzie większości pozostałych klubów Ekstraklasy. Na ławkę trenerską w końcówce poprzedniej kampanii sprowadzono absolutnego mistrza polskiej ligi – Macieja Skorżę. 50-letni szkoleniowiec ma na swoim koncie trzy mistrzostwa Polski, tyle samo Pucharów Polski i jeden Superpuchar. Takie doświadczenie z pewnością może pomóc Lechowi Poznań w osiągnięciu celów na 100-lecie istnienia.

Analiza terminarza

Do końca sezonu PKO BP Ekstraklasy pozostało półtora miesiąca. Przed każdym z zespołów siedem kolejek, które będą „finałami”. Terminarz rozgrywek z pewnością odegra kluczową rolę w wyłonieniu zwycięzcy bieżącego sezonu. Kto zatem ma teoretycznie największe szanse na tytuł? Prognozy wskazują na Raków Częstochowa. I faktycznie terminarz „Medalików” wygląda na papierze na najlepszy.

Pogoń Szczecin:

  • Wisła Płock (D)
  • Jagiellonia Białystok (W)
  • Legia Warszawa (D)
  • Raków Częstochowa (D)
  • Śląsk Wrocław (W)
  • Lechia Gdańsk (W)
  • Bruk-Bet Termalica Nieciecza (D)

Raków Częstochowa:

  • Śląsk Wrocław (D)
  • Bruk-Bet Termalica Nieciecza (W)
  • Górnik Łęczna (D)
  • Pogoń Szczecin (W)
  • Cracovia (D)
  • Zagłębie Lubin (W)
  • Lechia Gdańsk (D)

Lech Poznań:

  • Legia Warszawa (D)
  • Wisła Płock (W)
  • Stal Mielec (D)
  • Górnik Łęczna (D)
  • Piast Gliwice (W)
  • Warta Poznań (W)
  • Zagłębie Lubin (D)

Według wyliczeń Piotra Klimka Raków Częstochowa ma 36,2% na zdobycie tytułu, Pogoń Szczecin 33,5%, a Lech Poznań 30,3%. Wszystkie trzy zespoły mają prawie zagwarantowane podium i udział w następnej edycji eliminacji do europejskich pucharów.

„Atut” Kolejorza

Lech Poznań znajduje się w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ ma za sobą spotkania z bezpośrednimi rywalami. Kolejorz może spokojnie czekać na rozstrzygnięcie spotkania Pogoni Szczecin z Rakowem Częstochowa w 31. kolejce Ekstraklasy. Pewność, że któraś z wymienionych drużyn straci punkty, nie może jednak przyćmić faktu, że to niebiesko-biali są obecnie najniżej w tabeli.

  1. Pogoń Szczecin – 56 pkt.
  2. Raków Częstochowa – 55 pkt.
  3. Lech Poznań – 55 pkt.

Lechici muszą również brać pod uwagę fakt, że ich bezpośredni bilans bramkowy z Rakowem jest ujemny. W pierwszym meczu pomiędzy tymi drużynami padł remis 2:2. W drugim spotkaniu Kolejorz uległ częstochowianom przy ulicy Bułgarskiej (0:1). To oznacza, że do końca sezonu Lech Poznań musiałby zdobyć przynajmniej o punkt więcej od Rakowa Częstochowa, aby zostać mistrzem Polski.

W przypadku rywalizacji z Pogonią Szczecin bilans Lecha Poznań jest dodatni. Kolejorz zremisował z Portowcami u siebie 1:1, a na wyjeździe rozbił podopiecznych Kosty Runjaicia 3:0.

Presja ze strony Marka Papszuna i odpowiedź Macieja Skorży

Lech Poznań przegrał z Rakowem Częstochowa w 24. kolejce Ekstraklasy. Marcowa potyczka obu zespołów zakończyła się wynikiem 0:1. Mimo wygranej na trudnym terenie trener Medalików nadal uważał, że to Kolejorz jest faworytem do zdobycia mistrzostwa Polski.

– Wygrać na Bułgarskiej nie jest łatwo. W tym sezonie nikomu to się jeszcze nie udało. Wypracowaliśmy to zwycięstwo i to mnie bardzo cieszy. Pokazaliśmy dużą dojrzałość. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że będziemy mieć tu trudne momenty, ale długimi fragmentami graliśmy na naszych warunkach i tym jestem zbudowany. Mimo tej porażki Lech jest głównym kandydatem do mistrzostwa. Ja go tak postrzegam – mówił po meczu z Lechem Poznań Marek Papszun.

Szkoleniowiec Rakowa Częstochowa miał po tym meczu zarzuty do sędziego Damiana Sylwestrzaka. Marek Papszun zwrócił uwagę na zachowanie Bartosza Salamona, który w tym spotkaniu odepchnął jednego z piłkarzy Medalików we własnym polu karnym. Arbiter nie podyktował jednak jedenastki, co rozwścieczyło trenera RKS-u.

– Sędzia Sylwestrzak jest bardzo młodym, rokującym sędzią, natomiast według mojej oceny jest wrzucany od razu na zbyt głęboką wodę. To dla nikogo nie jest dobre i dzisiaj to było widać, że ranga meczu była troszeczkę za wysoka – narzekał Papszun.

Sędziowie i ich decyzje

Powyższa wypowiedź nie była jedynym „zagraniem” trenera Rakowa Częstochowa w tym aspekcie. Papszun narzekał na sędziowanie także po 25. kolejce. Lech Poznań zremisował wówczas z Wisłą Kraków (1:1). Biała Gwiazda przy wyniku 1:0 zdobyła drugą bramkę. Gola ostatecznie anulowano, co wywołało sporą dyskusję w środowisku piłkarskim.

Marek Papszun nie zamierzał nabierać wody w usta. Trener Rakowa Częstochowa wprost przyznał, że decyzje sędziowskie wpływają na korzyść Lecha Poznań. 47-latek opowiedział o tym w rozmowie z TVP Sport po meczu RKS-u ze Stalą Mielec (2:1).

– Moim zdaniem Lech ma największe szanse, by sięgnąć po tytuł, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich odbywają się ich ostatnie mecze. Mówię tu o sędziowaniu: tak przeciwko Wiśle Kraków, jak i nam tydzień temu. Moim zdaniem arbitrzy nie wypełniają swoich obowiązków, jak należy, ale co my możemy zrobić? Musimy grać i wygrywać – narzekał.

Kilka dni później na słowa Marka Papszuna odpowiedział Maciej Skorża. Szkoleniowiec Lecha Poznań zaapelował do sędziów, aby nie dali się nabierać na narzucaną presję przez trenera Rakowa.

– Mam nadzieję, że środowisko sędziowskie jest odporne na tego typu prowokacje. Mam nadzieję, że to nie będzie miało wpływu. Jakby przeanalizować wszystkie decyzje – co jest normalne, w przypadku Rakowa też by się wiele takich kontrowersyjnych znalazło. To jest coś normalnego. Nie zamierzam iść tą drogą. Odkąd wróciłem do Ekstraklasy, aspekt sędziowania naprawdę się naprawił – powiedział Skorża na konferencji prasowej.

Najlepszy sezon od lat?

Przed nami, kibicami polskiej piłki jeszcze wiele emocji. Do końca sezonu pozostało 7 kolejek, które rozstrzygną wszystko. Medialne przepychanki nabierają rozpędu, trenerzy przerzucają presję na inne zespoły, a wszystkiemu przyglądają się tysiące kibiców. Ten sezon Ekstraklasy ogląda mi się najlepiej od lat. Ostatni raz tak ciekawie było w sezonie 2016/17. Wówczas o mistrzostwo do końca walczyły cztery zespoły – Legia Warszawa, Lech Poznań, Jagiellonia Białystok i Lechia Gdańsk. W sezonie 2021/22 może być podobnie, czego wszystkim fanom polskiej piłki życzę.

Wiemy, ile Legia będzie mogła wydać na letnie transfery. Kwota nie rzuca na kolana

W mediach pojawiła się informacja dotycząca potencjalnego budżetu Legii Warszawa na najbliższe okienko transferowe. Jeśli doniesienia okażą się prawdziwe, to kibice Legii nie będą mogli liczyć na zbyt huczne transfery.

Sezon 2021/2022 w wykonaniu Legii Warszawa należy uznać za nieudany. Piłkarze stołecznego klubu co prawda nieźle zaprezentowali się w europejskich pucharach, jednak totalnie zawiedli na rodzimym podwórku. W Pucharze Polski opadli w półfinale, z kolei w Ekstraklasie po 27. rozegranych kolejkach zajmują dopiero 10. pozycję w ligowej tabeli. Znacznie lepiej było na arenie międzynarodowej, gdzie Legioniści dotarli do fazy grupowej Ligi Europy. Mimo wszystko zwycięstwa z takimi drużynami jak m.in. Leicester nie są w stanie przykryć fatalnej postawy w rozgrywkach Ekstraklasy.

Budżet Legii na transfery

Od kilku lat sytuacja finansowa Legii Warszawa nie wygląda najlepiej. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie sytuacja miała ulec znacznej poprawie. Najlepiej świadczy o tym budżet transferowy na najbliższe okienko transferowe. Według doniesień Sebastiana Staszewskiego władze Legii mają zamiar przeznaczyć na pozyskanie nowych zawodników maksymalnie 1,5 miliona euro.

Kogo kupi Legia?

Przed poważnym wyzwaniem stanie Jacek Zieliński. Tak się składa, że 54-latek udzielił ostatnio wywiadu portalowi „legia.net”. Obecny dyrektor sportowy Legii opowiedział nieco o planach transferowych na najbliższe okienko transferowe.

– Oczywiście, zdarzą się sytuacje, że trzeba będzie wziąć kogoś do rywalizacji, trafi się jakieś uzupełnienie. Ale będę celował w to, aby większość transferów była do podstawowej jedenastki, czyli w zawodników jakościowych, którzy mają być wzmocnieniami. Idąc tą drogą, to z każdą rundą możemy być lepsi. […] Natomiast jak będziemy brać zawodników na zasadzie rywalizacji, uzupełnień, to będziemy dreptać w miejscu – to nie jest droga do celu – przekazał Jacek Zieliński.

– W związku z tym, liczba transferów uzależniona jest też od tego, jacy jakościowi gracze będą dla nas dostępni. Jeśli nie będę miał przekonania, że dany piłkarz da nam jakość, to wolę przeprowadzić mniej ruchów – zaznaczył.


źródło: legia.net


TROLLNEWSY I MEMY

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.