„Poczułem, że nie mam ojca”. Szczery dokument o Wojciechu Szczęsnym odsłonił bolesną historię rodzinną

Nowy film dokumentalny „Szczęsny”, który w piątek 10 października zadebiutuje na platformie Amazon Prime Video, pokazuje nie tylko sportową drogę jednego z najlepszych polskich bramkarzy, ale też jego trudne relacje rodzinne. Wojciech Szczęsny szczerze opowiedział tam o ojcu, strachu z dzieciństwa i rozmowie, po której uznał, że Maciej Szczęsny przestał dla niego istnieć.

Od podziwu do lęku

W filmie „Szczęsny” szczególnie mocno wybrzmiewa wątek relacji Wojciecha z jego ojcem, Maciejem Szczęsnym. Bramkarz Barcelony wspomina, że w dzieciństwie był wpatrzony w niego jak w bohatera, choć z drugiej strony po prostu się go bał.

Maciej Szczęsny opuścił rodzinę, gdy Wojciech miał zaledwie trzy miesiące. Ich matka, Alicja Szczęsna, samotnie wychowała dwóch synów. Jak przyznaje w dokumencie, ojciec rzadko angażował się w wychowanie chłopców. Sam Maciej Szczęsny wspomina w filmie, że w tamtym czasie kupował synom jedynie skarpetki.

Rozmowa, po której wszystko się zmieniło

Najbardziej poruszającym momentem filmu jest jednak opowieść Wojciecha Szczęsnego o rozmowie telefonicznej, która ostatecznie przekreśliła jego relację z ojcem.

— Napisałem mu, że bardzo potrzebuję z nim porozmawiać, bo poznałem miłość swojego życia. I tata od razu oddzwonił do mnie. Półtorej godziny opowiadał mi, ile potrzebuje pieniędzy na prawników, na nowy samochód. Na nowy aparat. Nie zapytał nawet, jak się czuję, ani co to za dziewczyna – wyznał Szczęsny.

Jak dodaje, tamta rozmowa była dla niego ogromnym ciosem.

— I czułem się po prostu oszukany, że to nie jest relacja. To był taki najgorszy moment. Pamiętam, że poszedłem do Mariny i płakałem wtedy. Poczułem, że nie mam ojca. To jest tata, ale to nie jest relacja ojca z synem. A ja mam wrażenie, że dzisiaj moja rodzina jest w komplecie. I kurczę, w tym komplecie nie ma miejsca dla Macieja Szczęsnego – zakończył.

Maciej Szczęsny przed kamerą przedstawił własną wersję tamtych wydarzeń.

— Wojtek do mnie zadzwonił 25 września 2013 roku, po 22-iej. Rozmawialiśmy może 35 minut. Zaprosił mnie… za dwie doby do Londynu. Miał tę podróż zorganizować od A do Z. I pod koniec tej rozmowy, w której rzeczywiście mówiłem o swoich ówczesnych olbrzymich problemach prawnych… „Muszę kończyć, wprowadziła się do mnie trzy dni temu nowa partnerka”. I przestał się nagle odzywać. Tyle! – opowiedział.

Premiera filmu odbędzie się w piątek, 10 października, na platformie Amazon Prime Video.

Źródło: sport.fakt.pl

Kulesza wyróżniony przez FIFA. Prezes PZPN z nową funkcją w międzynarodowej federacji

Cezary Kulesza zyskał nowe stanowisko w strukturach FIFA. Polski działacz został członkiem Komisji ds. piłki nożnej na Igrzyskach Olimpijskich. Razem z nim w międzynarodowej federacji zasiądzie również sekretarz generalny PZPN, Łukasz Wachowski.

Nowe wyróżnienie dla szefa PZPN

Cezary Kulesza od czerwca 2024 roku pełni drugą kadencję na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. W ostatnich wyborach nie miał konkurencji i otrzymał 98 głosów od delegatów.

Działacz nie ogranicza się jednak do spraw krajowych. Po nieudanej próbie wejścia do Komitetu Wykonawczego UEFA, Kulesza zyskał teraz miejsce w strukturach FIFA. Jak poinformował dziennikarz Mateusz Ligęza z Radia ZET, prezes PZPN został członkiem Komisji FIFA ds. piłki nożnej na Igrzyskach Olimpijskich.

Wachowski również w FIFA

Na nominacji zyskał także Łukasz Wachowski, sekretarz generalny PZPN. Jak przekazał Dominik Wardzichowski ze Sport.pl, polski działacz objął funkcję w Komisji FIFA ds. związków członkowskich.

Informacje te zostały potwierdzone przez Polski Związek Piłki Nożnej w oficjalnym komunikacie. Dla obu przedstawicieli federacji to duże wyróżnienie, które wzmacnia pozycję PZPN na arenie międzynarodowej.

Według medialnych doniesień Kulesza i Wachowski będą pełnić swoje funkcje w FIFA do 2029 roku.

Źródło: PZPN, Sport.pl, Radio ZET

Kozłowski zachwycony talentem z Ekstraklasy. „Przepiłkarz”

Wśród powołań do reprezentacji Polski nie było dużych kontrowersji, ale jedno nazwisko przyciągnęło uwagę kibiców. 17-letni Oskar Pietuszewski wzbudza coraz większe zainteresowanie. Kacper Kozłowski, który sam debiutował w tym wieku, nie kryje zachwytu nad młodszym kolegą.

Kozłowski marzy o grze w kadrze

Reprezentacja Polski trenuje w Katowicach przed meczami z Nową Zelandią i Litwą. Jan Urban zapowiedział, że w spotkaniach testowych zamierza dać szansę kilku zawodnikom z szerokiego składu. Wśród nich jest Kacper Kozłowski.

– Czekam na występ w kadrze już cztery lata… Faktycznie mecz z Nową Zelandią kojarzy się z idealnym czasem na otrzymanie szansy. To spotkanie towarzyskie i nie ma w nim wielkiego ryzyka. Jeśli dostanę możliwość pokazania się, to postaram się to dobrze wykorzystać – opowiada piłkarz Gaziantep FK.

Kozłowski wie, jak to jest być młodym kadrowiczem. Ma na koncie sześć występów w reprezentacji Polski, a debiutował właśnie jako siedemnastolatek.

Pietuszewski w centrum uwagi

Ostatnio w środowisku piłkarskim dużo mówi się o Oskarze Pietuszewskim. Pomocnik Jagiellonii zachwyca formą i coraz częściej pojawia się w dyskusjach o przyszłości reprezentacji.

– Nie będę się wypowiadał o tym, czy powinien zostać powołany czy nie, bo to też nie moja rola. Wiem za to, że jeśli utrzyma ten trend to zostanie bardzo dobrym zawodnikiem i w przyszłości na pewno pojawi się w drużynie narodowej – mówi Kozłowski w rozmowie z TVP Sport.

Kozłowski dodaje, że 17-latek ma wyjątkowe umiejętności.

– Widziałem go trochę w akcji i mogę powiedzieć, że to przepiłkarz. Ma wielki talent i pokrętło w nodze. Trudno będzie utrzymać go w Ekstraklasie. Wydaje mi się, że już latem realne będą jego przenosiny do innego klubu. Nie zdziwi mnie taki scenariusz, choć nie rozmawialiśmy i nawet prywatnie się nie znamy – podkreślił.

Reprezentacja Polski zagra z Nową Zelandią w czwartek, 9 października, o godzinie 20:45 na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Będzie to mecz towarzyski, który posłuży sztabowi do sprawdzenia kilku nowych zawodników przed spotkaniem z Litwą.

Źródło: TVP Sport

Raków odrzucił miliony ze Slavii. Prezes wierzy w większą sumę za kuzyna Haalanda

Raków Częstochowa nie zgodził się na sprzedaż Jonatana Brauta Brunesa mimo lukratywnej oferty z Czech. Slavia Praga chciała zapłacić siedem milionów euro, ale władze klubu pod Jasną Górą uznały, że norweski napastnik może wkrótce kosztować jeszcze więcej.

Raków nieugięty

Jonatan Braut Brunes po znakomitym początku sezonu zaczął myśleć o zmianie otoczenia. W trakcie letniego okna transferowego próbował wymusić odejście z Rakowa, co doprowadziło do chwilowego odsunięcia go od drużyny. Klub jednak nie ugiął się pod presją zawodnika, a sytuacja z czasem wróciła do normy.

Najpoważniejsze zainteresowanie napastnikiem wykazała Slavia Praga, która zaproponowała za niego siedem milionów euro. Mimo atrakcyjnej kwoty częstochowianie nie zdecydowali się na sprzedaż. Uznali, że Norweg wciąż ma potencjał, by zwiększyć swoją wartość, zwłaszcza jeśli utrzyma skuteczność z początku rozgrywek.

Prezes Rakowa, Piotr Obidziński, w rozmowie z portalem Weszło.com wyjaśnił, że decyzja o zatrzymaniu Brunesa była przemyślana. Klub patrzy długofalowo i wierzy, że z czasem może zarobić znacznie więcej niż oferowała Slavia.

– Jonatan pomaga nam sportowo i wierzę, że dostaniemy za niego nie gorsze oferty. Długość kariery piłkarskiej się rozciąga, więc piłkarze dłużej trzymają swoją wartość. Szczególnie napastnicy, więc tak, zakładam, że jest szansa, że jesteśmy w stanie zarobić większe pieniądze niż te, które oferowała Slavia – powiedział Obidziński.

Brunes nie zwolnił tempa po zamknięciu okna transferowego. W obecnym sezonie zdobył sześć bramek w czternastu meczach.

Źródło: Weszlo.com

fot. Raków (YouTube)

Kucharski nie odpuszcza. Ostra reakcja na żart Lewandowskiego

Robert Lewandowski podczas zgrupowania reprezentacji Polski pozwolił sobie na żart o alternatywnej karierze. Słowa napastnika Barcelony natychmiast skomentował jego były menedżer, Cezary Kucharski, który ponownie wbił mu szpilkę w mediach społecznościowych.

Lewandowski żartuje z prawniczej kariery

W poniedziałek 6 października Robert Lewandowski pojawił się na zgrupowaniu reprezentacji Polski w Katowicach. Pod hotelem spotkał się z kibicami i dziennikarzami. Reporter portalu Meczyki.pl zapytał piłkarza o to, kim mógłby zostać, gdyby nie wybrał futbolu.

– Kim bym był, gdybym nie został piłkarzem… Prawnikiem – odpowiedział z uśmiechem kapitan kadry.

– Żartowałem, chyba za trudny zawód – dodał po chwili.

Wypowiedź miała lekki ton, ale szybko wywołała falę komentarzy. Jednym z pierwszych, którzy zareagowali, był Cezary Kucharski, dawny agent Lewandowskiego. Były menedżer opublikował na platformie X uszczypliwy wpis, odnosząc się bezpośrednio do słów 37-letniego napastnika.

– „Lewy” prawnikiem? Nie widzę tego. Dyplomu prawnika nie da się kupić, a w sądzie wyszło, że nie jest najostrzejszą kredką w piórniku – napisał Kucharski.

Wspomniał przy tym sprawę, o której wcześniej informowały media. Chodzi o rzekome powiązania piłkarza z łódzką uczelnią prywatną, na której miało dochodzić do handlu dyplomami. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.

Sam Kucharski już wcześniej twierdził, że Lewandowski nie miał czasu na prawdziwe studia.

– Jestem w stu procentach pewny, że „Lewy” nie uczęszczał wtedy na zajęcia – mówił wówczas.

Dodał też, że piłkarz mógł zdobyć dyplom „kupując go lub w ramach barteru”.

Konflikt między Lewandowskim a Kucharskim trwa od lat. Sprawa, o której wspomniał były menedżer, dotyczy jego procesu z piłkarzem. Kucharski został oskarżony o próbę szantażu, wymuszenia 20 milionów euro i groźbę ujawnienia poufnych dokumentów. W połowie września w sądzie zeznawał Tomasz Zawiślak, a pod koniec października ma zeznawać Kamil Gorzelnik, bliski współpracownik kapitana reprezentacji.

Sam Lewandowski skupia się teraz na obowiązkach kadrowych. W czwartek 9 października Polska zagra towarzysko z Nową Zelandią w Chorzowie, a trzy dni później zmierzy się w Kownie z Litwą w eliminacjach mistrzostw świata 2026.

Źródło: Meczyki.pl

Nieudany manewr Iordănescu. „Wypoczęta” Legia przebiegła mniej od Górnika

Legia Warszawa chciała sprytnie rozłożyć siły między Ligę Konferencji a Ekstraklasę, ale plan Edwarda Iordănescu obrócił się przeciwko niemu. Zespół przegrał dwa mecze w cztery dni, a na boisku wyglądał na zmęczony, choć miał być wypoczęty.

Rezerwy bez błysku, podstawowi bez energii

Edward Iordănescu zaskoczył kibiców, wystawiając w meczu z Samsunsporem niemal całkowicie rezerwowy skład. Legia przegrała 0:1, a szkoleniowiec tłumaczył później, że chciał uchronić kluczowych zawodników przed urazami. Liczył, że odpoczynek pozwoli im zagrać z większą intensywnością w Zabrzu.

Plan jednak nie przyniósł efektu. W starciu z Górnikiem Legia wyglądała ospale i przegrała 1:3. Gospodarze dominowali pod każdym względem, także fizycznie, ponieważ przebiegli aż 111,28 kilometra. „Wojskowi” zakończyli mecz z wynikiem 105,1 kilometra, co pokazuje, że nie byli dobrze przygotowani motorycznie.

Michal Gašparík przyznał po spotkaniu, że decyzja trenera Legii zaskoczyła go, ale jednocześnie ułatwiła analizę rywala.

– Byłem zaskoczony składem Legii z Samsunsporem. Rozumiem, że chcą zdobyć mistrzostwo i z tego to wynikało. Finalnie kluczowe jest to, że to my mamy trzy punkty. Było nam łatwiej przygotować się do spotkania z „Wojskowymi”, bo kto był na ławce w czwartek, ten miał zagrać z nami – powiedział szkoleniowiec Górnika, cytowany przez TVP Sport.

Po dziesięciu kolejkach sezonu 2025/2026 Legia Warszawa ma cztery zwycięstwa, trzy remisy i trzy porażki. Zespół zdobył łącznie 15 punktów, co daje siódme miejsce w tabeli Ekstraklasy. Legioniści mają jednak jeden mecz zaległy, dlatego wciąż mogą poprawić swoją pozycję.

Źródło: TVP Sport, Transfery.info, własne, CANAL+ Sport

Jan Bednarek po hicie z Benficą: „Przyjechali, żeby się bronić”

Bezbramkowy remis w starciu FC Porto z Benficą nie ucieszył gospodarzy. Jan Bednarek po meczu nie ukrywał rozczarowania stylem gry rywali. Polak podkreślił jednak, że jego drużyna wciąż utrzymuje się na szczycie tabeli i może być z siebie dumna.

Mecz z potencjałem, ale bez goli

Niedzielny wieczór w Portugalii przyniósł kibicom spotkanie, które na papierze zapowiadało się znakomicie. FC Porto podejmowało na Estádio do Dragão lizbońską Benficę. Gospodarze wyszli w najsilniejszym składzie, z Janem Bednarkiem i Jakubem Kiwio­rem w linii obrony.

„Smoki” miały wszystko, by umocnić się na pozycji lidera. Benfica z kolei liczyła, że po potknięciu Sportingu wskoczy na drugie miejsce w tabeli. Na boisku oglądaliśmy jednak pojedynek taktyczny, w którym dominowała ostrożność i dyscyplina. Obie drużyny oddały łącznie dwanaście strzałów, z czego tylko trzy były celne. Piłka dwukrotnie trafiła w obramowanie bramki.

Po końcowym gwizdku obrońca reprezentacji Polski nie krył rozgoryczenia.

– Przyjechali do nas, żeby przetrwać. Chcieli się tylko bronić, ciągle marnowali czas. Przez większość meczu graliśmy dobrze, ale brakowało szczęścia. Zasłużyliśmy na więcej, ale to część futbolu. Jest też wiele pozytywnych rzeczy, które możemy wynieść z tego spotkania. Utrzymujemy się na szczycie tabeli, zachowaliśmy kolejne czyste konto – powiedział Bednarek w rozmowie z klubowymi mediami.

Obrońca odniósł się również do wpływu José Mourinho na Benficę.

– Wpływ José Mourinho? Dało się zauważyć już w poprzednich meczach. Jako profesjonaliści musimy być gotowi na wszystko. Poza tym to świetny trener, zdobył wiele trofeów i wie, jak przygotowywać się do spotkań wysokiej rangi. My musimy się skupić na sobie. Mieliśmy okazje, żeby strzelić gola i wygrać ten mecz – podkreślił wicekapitan „Smoków”.

FC Porto mimo remisu utrzymało trzypunktową przewagę nad wiceliderem ligi. Drużyna Bednarka imponuje szczelną defensywą. Po ośmiu kolejkach straciła zaledwie jednego gola. Za niespełna dwa tygodnie zagrają na wyjeździe z Moreirense.

Źródło: FC Porto, transfery.info

Michał Nalepa ujawnił zaskakujące kulisy rozstania z tureckim klubem. „To nie Football Manager”

Michał Nalepa został zmuszony do odejścia z Genclerbirligi mimo obowiązującego kontraktu. W rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet polski obrońca opisał, jak turecki klub próbował wypchnąć go z drużyny.

Nagły zwrot w karierze

Jeszcze kilka miesięcy temu Nalepa był jednym z filarów Genclerbirligi. Do stołecznego klubu trafił we wrześniu 2024 roku z Corum FK i szybko zyskał zaufanie sztabu. W poprzednim sezonie rozegrał 36 spotkań, w których zdobył sześć goli i zaliczył pięć asyst. Jak na defensora, był to znakomity bilans. Wszystko wskazywało na to, że w nowym sezonie znów będzie pewniakiem do gry.

Tymczasem latem Polak niespodziewanie usłyszał, że jego czas w drużynie dobiegł końca. Powodem okazał się przepis o liczbie obcokrajowców w kadrze.

Traktowany jak przedmiot

Nalepa w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet ujawnił, jak wyglądały kulisy jego rozstania.

— Zaczęły do mnie docierać sygnały, że w zespole zrobi się zaraz za ciasno dla niektórych z nas. Poszedłem do trenera i zapytałem, czy to prawda. Zawsze żyłem z nim dobrze, szanował mnie, zawsze miałem u niego pewne miejsce w składzie, więc chciałem zapytać u źródła, co się dzieje. Potwierdził moje informacje. Powiedział, że lepiej, bym poszukał sobie nowego klubu. Odparłem, że szanuję, iż powiedział mi to otwarcie, ale że zupełnie się z nim nie zgadzam – powiedział Nalepa.

Polak nie zamierzał odchodzić na warunkach narzuconych przez klub.

— Zakomunikowałem, że mam jeszcze dwa lata kontraktu i nigdzie nie odejdę. Na cały rok miałem już opłacony wynajem mieszkania, dzieci zaczęły chodzić do prywatnej szkoły. To nie są zabawki czy gra Football Manager, nie zgadzam się na odejście tylko dlatego, że komuś się coś przyśniło. Pewnie rozmawiałbym inaczej, ale skoro po tym, co zrobiłem dla klubu, zostałem tak potraktowany, to na brak szacunku odpowiadam tym samym – dodał.

Ostatecznie Nalepa musiał rozwiązać kontrakt i odszedł z Genclerbirligi jako wolny zawodnik. Na razie nie wiadomo, gdzie trafi 30-letni obrońca. W przeszłości reprezentował m.in. Arkę Gdynia czy Jagiellonię Białystok.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Ismaheel zaskakuje w Poznaniu. „Transferowe objawienie” Lecha

Jeszcze kilka tygodni temu jego przyjście do Lecha Poznań budziło wątpliwości. Dziś Taofeek Ismaheel wyrasta na jedno z najciekawszych wzmocnień mistrza Polski. Portal KKSLech.com nie krył uznania dla dyspozycji Nigeryjczyka.

Zaskakujący transfer

Lech sięgnął po Ismaheela w ostatnich dniach letniego okna transferowego. Decyzja o sprowadzeniu zawodnika z Górnika Zabrze była zaskoczeniem. W Zabrzu skrzydłowy nie potrafił ustabilizować formy i często zawodził w kluczowych momentach.

Imponował szybkością i dryblingiem, ale brakowało mu skuteczności oraz precyzji w ostatnim podaniu. Mimo to w Poznaniu postawiono na jego potencjał. Zarząd i sztab trenerski uznali, że przy odpowiednim wsparciu 25-latek może wreszcie rozwinąć skrzydła. Jak się okazuje, mieli rację.

Mocny start w nowym klubie

Ismaheel z miejsca wkomponował się w drużynę Nielsa Frederiksena. Z meczu na mecz czuje się coraz pewniej, co najlepiej potwierdził występ przeciwko Rapidowi Wiedeń w Lidze Konferencji. W wygranym 4:1 spotkaniu skrzydłowy zanotował gola i asystę.

– Taofeek Ismaheel jest na razie transferowym objawieniem. Robi wiatr z przodu, napędza ataki na prawej stronie, coraz lepiej czuje się po zejściach do środka pola. Wczoraj, w swoim piątym występie w Lechu Poznań, zaliczył drugą asystę i strzelił premierowego gola. Warto dodać, że był to europejski debiut 25-latka – oceniono w portalu KKSLech.com.

Jeśli forma Nigeryjczyka się utrzyma, Lech może rozważyć jego wykup z Górnika Zabrze. W umowie między klubami wpisano kwotę 1,2 miliona euro. Na razie to jednak scenariusz odległy.

Na ocenę całej transakcji przyjdzie jednak jeszcze czas. Po powrocie do zdrowia innych skrzydłowych, czyli Walemarka i Hakansa zapewne rywalizacja znacząco się zaostrzy.

Źródło: KKSLech.com

Probierz i Michniewicz na liście kandydatów do objęcia reprezentacji Chin

Nazwiska Michała Probierza i Czesława Michniewicza pojawiły się w chińskich mediach jako potencjalnych kandydatów do objęcia tamtejszej kadry narodowej. Federacja prowadzi rozmowy z kilkunastoma szkoleniowcami.

Egzotyczne kierunki na celowniku Probierza

Jeszcze niedawno mówiło się o możliwej pracy Michała Probierza w Kazachstanie, teraz 53-letni trener wymieniany jest w kontekście reprezentacji Chin. Były selekcjoner Polski ma znaleźć się w szerokim gronie kandydatów, z którymi azjatycka federacja prowadziła w ostatnich tygodniach rozmowy.

W tym samym zestawieniu znalazł się także Czesław Michniewicz, od dłuższego czasu pozostający bez klubu.

Cannavaro odpływa do Uzbekistanu

Dotychczasowym faworytem chińskich mediów był Fabio Cannavaro. Włoch doskonale zna tamtejsze realia. Prowadził GZ Evergrande, pracował w TJ Quanjian, a w 2019 roku tymczasowo kierował reprezentacją Chin. Jeszcze niedawno wydawał się głównym kandydatem, ale jego przyszłość jest już przesądzona.

Cannavaro zostanie selekcjonerem Uzbekistanu, gdzie ma zarabiać ponad milion euro rocznie. Dla porównania, w Chinach mógłby liczyć na kontrakt rzędu pół miliona.

Chińska federacja nie ogłosiła jeszcze nazwiska nowego selekcjonera. Tamtejsze media donoszą, że rozmowy wciąż trwają, a lista kandydatów obejmuje zarówno trenerów z Europy, jak i z Ameryki Południowej.

Źródło: cj.sina.com.cn, weszlo.com

Jan Urban tłumaczy brak powołania dla Pietuszewskiego. „Oby okazał się polskim Laminem Yamalem”

Selekcjoner reprezentacji Polski ogłosił listę powołań na październikowe mecze kadry. Najwięcej dyskusji wywołał brak Oskara Pietuszewskiego. Jan Urban wyjaśnił, dlaczego 17-letni talent Jagiellonii Białystok musi jeszcze poczekać na swoją szansę.

Małe zmiany w kadrze

Urban nie zdecydował się na rewolucję. W porównaniu z poprzednim zgrupowaniem z listy wypadli kontuzjowani Nicola Zalewski i Adam Buksa. Ich miejsca zajęli Michał Skóraś oraz Kacper Kozłowski. Nową twarzą jest też Kacper Tobiasz, choć selekcjoner zaznaczył, że bramkarz Legii został powołany wyłącznie do treningów.

– Wspomniałem o dwóch nowych zawodnikach, mimo że tak naprawdę jest ich trzech, bo tym razem jako czwartego bramkarza powołałem Kacpra Tobiasza z Legii Warszawa w miejsce Bartosza Mrozka z Lecha Poznań. Zastrzegam bowiem z góry, że w kadrze na spotkania ten czwarty golkiper nie będzie uwzględniony. Jest on do pomocy, aby była większa płynność treningu – wyjaśnił Urban w rozmowie z Goal24.pl.

Pietuszewski na razie pod obserwacją

Najgorętszym tematem okazał się jednak brak Oskara Pietuszewskiego. 17-letni pomocnik Jagiellonii błyszczy w Ekstraklasie i europejskich pucharach, dlatego wielu ekspertów spodziewało się jego powołania do dorosłej kadry. Urban podkreśla jednak, że decyzja była przemyślana.

– Oskar Pietuszewski też był pod obserwacją. Oby ten 17-latek okazał się polskim Laminem Yamalem. Powiem szczerze – ja podziwiam tego chłopaka, bo ma predyspozycje na naprawdę świetnego piłkarza i już broni się grą w lidze i europejskich pucharach. Dodatkowe obciążenia i emocje związane z powołaniem do pierwszej reprezentacji nie są jednak Pietuszewskiemu w tym momencie potrzebne. Stąd taka, a nie inna decyzja – wyjaśnił selekcjoner.

Urban dodał, że młody zawodnik dostanie szansę w młodzieżówce, gdzie czekają go trudniejsze mecze niż we wrześniu.

– Będzie mógł się sprawdzić w młodzieżówce w trochę trudniejszych meczach niż we wrześniu, ale ktoś z boku – ktoś bardziej doświadczony od tego utalentowanego nastolatka – musi czuwać, aby nie był eksploatowany za mocno – zaznaczył.

Źródło: Goal24.pl

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.