Pero bueno, Robert 😳 pic.twitter.com/GridPnJBaL
— FC Barcelona (@FCBarcelona_es) September 24, 2025
Redakcja
Camp Nou coraz bliżej finiszu. FC Barcelona czeka na zgodę
Przebudowa legendarnego stadionu Barcelony powoli wchodzi w decydującą fazę. Piłkarze i kibice już od dawna marzą o powrocie na Camp Nou, ale klub wciąż zmaga się z formalnościami i problemami technicznymi.
Terminy, które się przesuwają
Remont największej areny Katalonii trwa od wielu miesięcy i pochłania gigantyczne środki. Pierwotnie planowano, że otwarcie nastąpi w sierpniu, podczas meczu o Puchar Gampera z Como. Ta wizja szybko okazała się nierealna.
W klubie rozważano wrześniowy termin, lecz i on się oddalił, ponieważ wciąż brakuje certyfikatu potwierdzającego zakończenie prac, niezbędnego do uzyskania pozwolenia na użytkowanie obiektu.
Dodatkowo problemy spotęgowała niedawna ulewa w Barcelonie, która ujawniła uchybienia w kwestiach bezpieczeństwa. To sprawiło, że realny termin powrotu drużyny na Camp Nou przesunął się co najmniej na październik.
Stadion nabiera kształtów
Mimo trudności inwestycja jest coraz bliżej mety. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie ukazujące aktualny stan obiektu. Trybuny w dolnych i środkowych sektorach są gotowe, a prace koncentrują się głównie na najwyższych rzędach.
Działa już system nagłośnienia i oświetlenia, zamontowano bandy reklamowe, a kibice mogli zobaczyć pierwsze wizualizacje odnowionych szatni.
Inside the 🆕 Camp Nou 😍🏟️
— 433 (@433) September 24, 2025
🎥 @marcvidiella_ pic.twitter.com/gidzbgnjvG
Tymczasowy dom
Zanim Barça wróci na swój legendarny stadion, musi korzystać z alternatywnych rozwiązań. Zespół rozgrywa mecze na Estadi Olímpic Lluís Companys na wzgórzu Montjuic. Niedawno część spotkań przeniesiono na kameralne Estadi Johan Cruyff.
To rozwiązanie tymczasowe, ale coraz bardziej doskwiera kibicom, którzy niecierpliwie odliczają dni do powrotu na Camp Nou.
Źródło: X
Neymar uderza w wyniki Złotej Piłki. Stanął w obronie rodaka
Ousmane Dembele został nowym zdobywcą Złotej Piłki, jednak największe emocje wzbudziła lokata Raphinhy. Neymar ostro skomentował decyzję głosujących.
Dembele na szczycie
W poniedziałkowy wieczór w Paryżu odbyła się uroczysta gala France Football. Największe wyróżnienie trafiło do Ousmane’a Dembele, który w ubiegłym sezonie poprowadził Paris Saint-Germain do mistrzostwa Francji i triumfu w Lidze Mistrzów. To właśnie Francuz zgarnął prestiżową statuetkę.
Za jego plecami uplasował się młodziutki Lamine Yamal z Barcelony, a podium uzupełnił Vitinha, klubowy kolega Dembele z PSG. Czwarte miejsce przypadło Mohamedowi Salahowi, natomiast piątą lokatę zajął Raphinha.
Wynik brazylijskiego skrzydłowego Barcelony wywołał jednak falę komentarzy. Ostro wypowiedział się również Neymar.
— Piąte miejsce Raphinhy to jest po prostu żart — napisał Brazylijczyk w mediach społecznościowych.
🚨 Neymar on IG: „Raphinha at 5! What an absolute JOKE” 😂 pic.twitter.com/d0OkM3MCzM
— BarçaTimes (@BarcaTimes) September 23, 2025
Nowa formuła plebiscytu
Od 2022 roku Złota Piłka przyznawana jest za osiągnięcia w całym sezonie, a nie, jak wcześniej, w roku kalendarzowym. Zmiana formuły miała sprawić, że oceny staną się bardziej miarodajne. W praktyce jednak wciąż rodzi to wiele kontrowersji, czego najlepszym dowodem jest tegoroczny ranking końcowy.
W edycji 2025 uwzględniono również wyniki Klubowych Mistrzostw Świata.
Źródło: Przegląd Sportowy Onet, Instagram, X
Kontrowersyjny karny dla Rakowa. Sędzia Przybył wytłumaczył decyzję
Rzut karny podyktowany dla Rakowa Częstochowa w meczu z Legią Warszawa rozpalił dyskusję w 9. kolejce Ekstraklasy. Arbiter Jarosław Przybył w rozmowie z Meczykami szczegółowo wyjaśnił, dlaczego zdecydował się wskazać na jedenasty metr.
Remis po gorącej sytuacji
Raków wyrównał w końcówce spotkania z Legią dzięki skutecznie wykonanemu karnemu Iviego Lopeza. Sama decyzja o przyznaniu jedenastki wywołała jednak ogromne emocje.
Trener stołecznej drużyny Edward Iordanescu otwarcie podważał rozstrzygnięcie arbitra.
— Oglądałem powtórki dwadzieścia razy, ale nie jestem w stanie zgodzić się z sędzią w ocenie tej sytuacji — mówił po meczu.
Przybył o spornej akcji
Jarosław Przybył przyznał, że w pierwszym momencie dostrzegł kontakt, lecz interpretował go inaczej niż później system VAR.
— W pierwsze tempo widziałem, że doszło do kontaktu i wydawało się, że z perspektywy boiska ręka była ułożona w sposób naturalny po kontakcie z Arseniciem. Tak to zinterpretowałem, bo byłem dobrze ustawiony — relacjonował arbiter.
Sytuacja została zweryfikowana dopiero po analizie wideo. Zdaniem Przybyła to Stojanović sprowokował Arsenicia, który instynktownie wystawił rękę, broniąc się przed naskakującym rywalem.
— Po analizie VAR trzeba wejść w mocne szczegóły i posługiwać się kryteriami. Zawodnik biały wyskoczył z ręką ułożoną nienaturalnie do góry i wziął całe ryzyko interwencji na siebie. Zawodnik Rakowa patrzył na piłkę i wystawił rękę, by zamortyzować zderzenie. Nie mamy wątpliwości, że ręka była poza obrysem i to jest przewinienie. Jedyną wątpliwością z boiska było, czy ułożenie ręki Arsenicia nie spowodowało przewinienia na rywalu — tłumaczył Przybył.
Na koniec arbiter podkreślił, że jego pierwotna interpretacja była odmienna.
— Czy ktoś, kto wystawia rękę, bo ktoś na niego naskakuje, popełnia przewinienie? W mojej ocenie to nie było przewinienie. To kwestia ochrony zdrowia przed nadskakującym zawodnikiem — zakończył sędzia.
Źródło: meczyki.pl | fot. Canal+ Sport
Polacy błyszczą w Portugalii. Media chwalą reprezentantów
Jan Bednarek i Jakub Kiwior tworzą dziś oś obrony FC Porto. Polscy stoperzy szybko zaaklimatyzowali się w nowym otoczeniu i zbierają wysokie oceny w portugalskich mediach.
Polskie filary w defensywie
Jeszcze kilka tygodni temu mało kto przypuszczał, że w podstawowej jedenastce FC Porto zobaczymy dwóch reprezentantów Polski. Klub ściągnął Jana Bednarka z Southampton za 7,5 mln euro, a Jakuba Kiwiora wypożyczył z Arsenalu. Obaj natychmiast wskoczyli do wyjściowego składu i stali się kluczowymi postaciami drużyny Francesco Farioliego.
W piątkowy wieczór 19 września Bednarek i Kiwior rozegrali swoje drugie wspólne spotkanie jako para stoperów. Przed tygodniem zagrali na zero z tyłu przeciwko CD Nacional, a teraz na wyjeździe rozbili Rio Ave 3:0. Gole dla Porto zdobyli Pablo Rosario, Samu oraz Gabri Veiga. Jednak sukces ofensywy oparto na solidnej grze defensywnej dowodzonej przez Polaków.
Pochwały portugalskich mediów
Dziennik A Bola wysoko ocenił występ polskich obrońców. Bednarek otrzymał notę „6” w dziesięciopunktowej skali.
— Pomógł zneutralizować zawodnika, który mógł stanowić główne zagrożenie dla bramki Diogo Costy. Reprezentant Polski stoczył ciekawy pojedynek z Brazylijczykiem i wygrał większość akcji na boisku, zanotował też kilka fauli — napisano w uzasadnieniu.
Jeszcze lepiej oceniono Kiwiora. Według mediów zasłużył na notę „7”.
— To zawodnik, który wnosi wiele jakości do defensywy FC Porto. Były piłkarz Arsenalu odegrał decydującą rolę, blokując swoim ciałem świetny strzał Aguilery, który prawdopodobnie zakończyłby się golem. Polak nie tylko dodaje jakości w defensywie, ale także wyprowadza piłkę jak mało kto — podkreślili eksperci.
Trudny wieczór Miszty
W meczu wystąpił trzeci Polak, ale po przeciwnej stronie. Bramkarz Rio Ave, Cezary Miszta trzykrotnie musiał wyjmować piłkę z siatki, co również wpłynęło na jego ocenę.
— Stracił dwa gole z rzutów rożnych, a zwłaszcza przy drugim nie był całkowicie bez winy, bo wydawał się zbyt zaskoczony. W końcówce spotkania popisał się jednak trzema trudnymi obronami — ocenili dziennikarze.
Porto szykuje się na Ligę Europy
Zwycięstwo nad Rio Ave pozwoliło Smokom pewnie wejść w ligowy rytm. Teraz czeka je jednak inauguracja w europejskich pucharach. W czwartek FC Porto zmierzy się na wyjeździe z RB Salzburg w fazie ligowej Ligi Europy.
Źródło: Interia Sport, A Bola
Marek Papszun uderza się w pierś. „Nie ma wytłumaczenia dla naszej postawy”
Raków Częstochowa zawodzi na starcie sezonu. Po porażce z Górnikiem Zabrze trener Marek Papszun podczas konferencji prasowej zaskoczył swoją szczerością i otwarcie przyznał, że jego zespół zagrał fatalnie.
Kryzys na początku sezonu
Medaliki, które przed rozgrywkami typowano jako jednego z kandydatów do mistrzostwa, zdobyły dotąd tylko sześć punktów w sześciu meczach. Ostatnia porażka 0:1 z Górnikiem Zabrze mocno podgrzała atmosferę wokół klubu.
Na słabsze wyniki nakładały się doniesienia o napięciach w szatni, braku miejsca dla młodych polskich zawodników i nerwowych reakcjach trenera na krytykę. Dlatego piątkowa konferencja była sporym zaskoczeniem, bowiem Papszun zaprezentował się zupełnie inaczej niż w ostatnich tygodniach.
Szczere słowa trenera
Szkoleniowiec Rakowa nie owijał w bawełnę i jasno wskazał winnych słabej gry.
— Jest mi przykro, że kibice w meczu z Górnikiem oglądali taki pseudospektakl w pierwszej połowie. Nie ma żadnego publicznego wytłumaczenia dla naszej postawy w meczu z Górnikiem. Rozmawiałem przed chwilą ze Stratosem Svarnasem i mówiliśmy, że naszym problemem jest to, że na treningu prezentujemy się naprawdę dobrze, a potem przychodzi mecz i tego nie umiemy pokazać. Nic co powiem tego nie zmieni, musimy wyjść i pokazać lepsze oblicze — powiedział Papszun, cytowany przez Kamila Głębockiego.
— Mamy świetną szatnię i naprawdę atmosfera jest dobra. Na pewno wszyscy chcemy zacząć wygrywać. Dlatego tym bardziej byłem zdziwiony pierwszą połową, bo brakło nam mentalu po stracie gola, poddaliśmy się. W tym tygodniu pracowaliśmy nad mentalnością — dodał szkoleniowiec.
— Rozmawialiśmy też z zawodnikami. Wsłuchiwaliśmy się w ich oczekiwania. Ten tydzień był inny niż poprzedni — podkreślił.
Czas na Legię
Raków stoi teraz przed poważnym sprawdzianem. Już 20 września częstochowianie zmierzą się z Legią Warszawa. To spotkanie może stać się momentem przełomowym. Czas pokaże, czy zespół Papszuna rzeczywiście jest w stanie odbudować mentalność i wrócić na właściwe tory.
Źródło: Meczyki.pl, Raków Częstochowa, Kamil Głębocki
Foto: Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa
Goncalo Feio wróci do Ekstraklasy? Portugalczyk łączony z polskim klubem
Goncalo Feio po rozstaniu z Legią Warszawa deklarował, że Polska była jego ostatnim przystankiem, ale dziś znów szuka pracy nad Wisłą. Według informacji Weszlo.com jednym z klubów zainteresowanych może być Radomiak Radom.
Krótka przygoda we Francji
Portugalczyk odszedł z Legii po zakończeniu poprzedniego sezonu. Wtedy jasno mówił, że zamyka polski rozdział w swojej karierze i zamierza kontynuować pracę we Francji. Podpisał kontrakt z Dunkierką, ale nie wytrwał tam nawet miesiąca.
Od kilku tygodni znów przebywa w Polsce i szuka nowego wyzwania. Wiele wskazuje na to, że może znaleźć je w Ekstraklasie.
Słabsza forma Radomiaka
Radomiak dobrze rozpoczął rozgrywki, ale w ostatnich tygodniach mocno spuścił z tonu. Drużyna w pięciu ostatnich kolejkach przegrała aż cztery razy i tylko raz zremisowała. Po ośmiu meczach ma na koncie zaledwie osiem punktów, co osłabiło pozycję trenera Joao Henriquesa.
Jeśli wyniki szybko się nie poprawią, w klubie może dojść do przesilenia. Wtedy naturalnym kandydatem do przejęcia zespołu byłby właśnie Feio.
Argumenty za zatrudnieniem Feio
Za Portugalczykiem przemawia kilka czynników. W Radomiaku występuje wielu jego rodaków, co ułatwiłoby mu aklimatyzację i pracę z szatnią. Istotny jest także aspekt personalny. Asystent byłego trenera Legii to brat dyrektora sportowego radomskiego klubu. Dodatkowo Feio miał już w przeszłości prowadzić rozmowy w Radomiu.
Radomiak kolejny mecz rozegra w sobotę przeciwko Piastowi Gliwice. Spotkanie rozpocznie się o 12:15 i może okazać się kluczowe dla przyszłości Joao Henriquesa. Jeśli drużyna znów zawiedzie, w Radomiu mogą przyspieszyć rozmowy z Goncalo Feio.
Źródło: Weszło
Alex Haditaghi uderza w klub Ekstraklasy. Ostra wymiana na X
Właściciel Pogoni Szczecin znów nie gryzł się w język. Alex Haditaghi brutalnie odpowiedział na obraźliwy komentarz kibica Cracovii i przy okazji zaatakował cały krakowski klub oraz jego środowisko.
Słowo kontra słowo
Kanadyjski biznesmen jest znany z ostrych wpisów w mediach społecznościowych. Tym razem sprowokował go kibic Cracovii, który nazwał go „obleśnym”. Haditaghi nie tylko odpowiedział autorowi komentarza, lecz także uderzył w całą społeczność Pasów.
— Wolę być nazywany obleśnym właścicielem, niż być częścią klubu i środowiska kibiców znanego z zabijania i dźgania ludzi nożami. Fakt, że tacy idioci jak ty z Cracovii w ogóle ośmielają się otwierać usta, jest wręcz śmieszny. Ty i cała wasza organizacja cuchniecie brudem i hańbą. Wasza społeczność kibicowska nie ma ani honoru, ani szacunku, ani klasy — tylko przemoc i tchórzostwo — napisał Haditaghi.
Na tym nie poprzestał.
— Mów o mnie, co chcesz, ale przynajmniej stoję po stronie życia, futbolu i budowania czegoś prawdziwego. Ty stoisz po stronie noży, krwi na rękach i haniebnego dziedzictwa, które kala polski futbol — dodał właściciel Pogoni.
Nie pierwszy raz
To nie pierwszy raz, kiedy Haditaghi publicznie uderza w Cracovię. Wcześniej ostro zareagował na słowa Jarosława Gambala, dyrektora skautingu Pasów, który stwierdził, że klub zrezygnował ze starań o Sama Greenwooda po poznaniu jego pensji. Anglik ostatecznie trafił do Pogoni, a właściciel Portowców nie omieszkał tego skomentować.
— Greenwood, talent na poziomie Premier League, został ci zaoferowany za darmo… a ty odmówiłeś, bo „uważasz”, że pensja jest za wysoka? To genialne. Naprawdę elitarna praca skautingowa — kpił Haditaghi.
Aktywny w mediach
Każda kolejna wypowiedź Haditaghi’ego pokazuje, że właściciel Pogoni zadomowił się w polskim środowisku i lubi aktywnie udzielać się w mediach społecznościowych. Przyszłość pokaże jednak, czy taka strategia okaże się owocna.
Źródło: X
Co dalej z Milikiem? Borek chłodno o decyzji polskiego napastnika
Arkadiusz Milik od wielu miesięcy nie pojawił się na boisku w oficjalnym meczu. Doświadczony napastnik postanowił zostać w Juventusie, mimo że jego szanse na grę są znikome. Decyzję 31-latka skomentował w Kanale Sportowym Mateusz Borek.
Długa przerwa i niepewna przyszłość
Jeszcze przed Euro 2024 Milik doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go z gry na wiele miesięcy. Od tamtej pory jego licznik występów zatrzymał się, a kibice wciąż czekają na jego powrót. Piłkarz trenuje w ośrodkach Juventusu, jednak wciąż indywidualnie, choć stan zdrowia uległ już poprawie.
Latem nie brakowało plotek o możliwym transferze. Najwięcej mówiło się o kierunku tureckim, gdzie kilka klubów było poważnie zainteresowanych sprowadzeniem Polaka. Ostatecznie Milik postanowił pozostać w Turynie, a temat zmiany barw może powrócić dopiero zimą.
Krytyczne słowa Mateusza Borka
Decyzja napastnika nie spotkała się z pełnym zrozumieniem. Swoją opinią podzielił się Mateusz Borek, który nie ukrywał rozczarowania.
— Zastanawiam się nad tą karierą. O co tu jeszcze chodzi? Umówmy się co do jednej rzeczy. Nie było polskiego piłkarza nigdy, Lewandowski jest osobną historią, który miałby takie kluby w CV. Leverkusen, Ajax, Marsylia. Może go jeszcze brat przekona na koniec do powrotu Górnika Zabrze — powiedział dziennikarz w Kanale Sportowym.
Powrót Arkadiusza Milika do Górnika Zabrze regularnie wraca w medialnych spekulacjach. Łukasz Milik, dyrektor sportowy klubu z Roosevelta, otwarcie mówi, że marzy o takim transferze i chętnie widziałby brata w barwach Górnika. Sam napastnik na razie skupia się jednak na powrocie do pełnej sprawności i walczy o rozegranie pierwszego meczu od wielu miesięcy.
Źródło: Kanał Sportowy
Pogoń Szczecin celuje wysoko. Wielkie nazwisko faworytem do objęcia drużyny
Po zwolnieniu Roberta Kolendowicza właściciel Pogoni Szczecin szuka nowego szkoleniowca. Według informacji portalu Meczyki.pl głównym kandydatem jest Philippe Clement, były trener Rangers FC, Club Brugge i AS Monaco.
Zmiany po porażce z Koroną
Sobotnia przegrana z Koroną Kielce 0:1 była dla władz Pogoni kroplą, która przelała czarę goryczy. Drużyna spadła na dziewiąte miejsce w tabeli Ekstraklasy, a właściciel klubu Alex Haditaghi zdecydował się na dymisję Roberta Kolendowicza. Jego bilans to trzy zwycięstwa, jeden remis i cztery porażki, co dało zaledwie 10 punktów na 24 możliwe.
Tymczasowo stery w klubie przejął dotychczasowy asystent Kolendowicza, Tomasz Grzegorczyk. To on poprowadzi zespół w niedzielnym spotkaniu przeciwko Lechii Gdańsk. Jednak taki stan rzeczy może nie potrwać zbyt długo.
Imponujące CV Belga
Według Meczyków najpoważniejszym kandydatem na stałego trenera jest 51-letni Philippe Clement. Belg do lutego 2025 roku prowadził Rangers FC, z którymi w 86 spotkaniach notował średnią 2,09 punktu na mecz. Wcześniej z sukcesami pracował w Club Brugge (127 meczów, 1,96 pkt) oraz w AS Monaco (73 mecze, 1,73 pkt).
Z belgijskim gigantem sięgał po trzy mistrzostwa kraju, dwa Superpuchary i jeden puchar, budując markę jednego z najlepszych trenerów w swojej ojczyźnie.
Negocjacje w toku
Nazwisko Clementa już elektryzuje kibiców Pogoni, ale rozmowy jeszcze trwają.
— 51-latek nie doszedł jeszcze do porozumienia z Pogonią. Negocjacje w sprawie ewentualnej współpracy wciąż trwają i nie wiadomo, czy zakończą się sukcesem. Belg jest natomiast człowiekiem, którego u sterów widziałby Alex Haditaghi — podają Meczyki.pl.
Jeśli transfer szkoleniowy dojdzie do skutku, będzie to jeden z największych trenerskich hitów w historii Ekstraklasy.
Źródło: Meczyki.pl
Pogoń strzela sobie w kolano nowym transferem? Brutalna opinia o Mendym
Nazwisko Benjamina Mendy’ego robi ogromne wrażenie, ale jego ostatnie lata na boisku dalekie są od dawnej świetności. Według eksperta od ligi szwajcarskiej Pogoń Szczecin może mieć więcej problemów niż pożytku z mistrza świata z 2018 roku.
Od wielkich pieniędzy do sportowego zastoju
W 2017 roku Manchester City zapłacił za Mendy’ego aż 57 milionów euro. Kilka miesięcy później obrońca świętował mistrzostwo świata z reprezentacją Francji. Wydawało się, że przed nim dekada gry na najwyższym poziomie. Rzeczywistość okazała się jednak znacznie bardziej brutalna.
Z powodu procesów sądowych związanych z oskarżeniami o przestępstwa seksualne, z których został później uniewinniony, Mendy praktycznie zniknął z piłkarskiej mapy. W ciągu czterech sezonów rozegrał zaledwie 24 mecze.
Krótki epizod w Szwajcarii
Dopiero w lutym 2024 roku 31-letni defensor znalazł nowy klub. Trafił do FC Zürich, w którym zdążył wystąpić siedem razy w lidze i raz w Pucharze Szwajcarii. W debiucie zanotował asystę, ale już w kwietniu wypadł z gry przez kontuzję mięśniową.
Opinie na jego temat były jednoznaczne. Profil „Szwajcarska piłka” na portalu X podsumował go ostro:
— Haha, Benjamin Mendy w Pogoni Szczecin. Trzymajcie się tam w Szczecinie, będziecie grać jednego mniej, a przeciwnicy jednego więcej. Na szczęście w FC Zürich szybko się z nim pożegnano po 8 meczach, ale kilka goli zdążył zawalić.
Haha, Benjamin Mendy w Pogoni Szczecin. xD
— Szwajcarska Piłka (@szwajcarska) September 16, 2025
Trzymajcie się tam w Szczecinie, będziecie grać jednego mniej, a przeciwnicy jednego więcej.
Na szczęście w FC Zürich szybko się z nim pożegnano po 8 meczach, ale kilka goli zdążył zawalić. https://t.co/whiZv5Ju8w pic.twitter.com/4rV3YE1uC8
Sam trener klubu po współpracy z Fracnuzem również nie krył niezadowolenia. Według Ricardo Moniza Mendy nie spełnił oczekiwań, a jego forma nie była na poziomie ligi szwajcarskiej.
Kontrakt Mendy’ego z FC Zürich miał obowiązywać aż do czerwca 2026 roku, ale został rozwiązany po zaledwie kilku miesiącach. Teraz francuski obrońca spróbuje odbudować się w Pogoni Szczecin.
Źródło: X, Weszło
Tyle GKS Katowice zaoferował Puchaczowi. O transferze do Baku zdecydowały pieniądze
Tymoteusz Puchacz był o krok od powrotu do Ekstraklasy, jednak w ostatniej chwili zmienił kierunek i trafił do azerskiego Sabah FK. Jak ustalił portal Sportowy-poznan.pl, decydujące okazały się warunki finansowe.
Zwrot w transferze
Latem 26-letni obrońca znalazł się w trudnym położeniu. W Holstein Kiel zabrakło dla niego miejsca, dlatego przygotowania do sezonu musiał prowadzić indywidualnie. Liczył na ciekawą propozycję z zagranicy, lecz oferty były nieliczne i mało atrakcyjne.
W końcówce letniego okna transferowego coraz realniejszy stawał się jego powrót do Polski. Wszystko wskazywało na to, że podpisze kontrakt z GKS-em Katowice. Strony porozumiały się co do szczegółów indywidualnej współpracy, gdy niespodziewanie na horyzoncie pojawił się Sabah FK. Klub z Baku szybko przedstawił lepsze warunki i przejął transfer.
Różnica w pensji zrobiła swoje
Jak poinformował serwis Sportowy-poznan.pl, katowiczanie oferowali Puchaczowi około 85 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Działacze z Azerbejdżanu przebili tę propozycję, a to wystarczyło, by zawodnik zdecydował się na bardziej egzotyczny kierunek.
Debiut w nowych barwach
Puchacz dołączył do Sabahu na zasadzie rocznego wypożyczenia z Holstein Kiel. W swoim pierwszym meczu wystąpił od pierwszej minuty. Premierowe spotkanie w nowych barwach zakończyło się bezbramkowym remisem.
Źródło: Sportowy Poznań
Koniec burzliwego rozdziału w historii Widzewa. Głośne odejście z zarządu klubu
Maciej Szymański złożył rezygnację z funkcji wiceprezesa Widzewa. Klub oficjalnie poinformował, że jego mandat w zarządzie wygaśnie 8 października. To symboliczne zakończenie okresu, który w ostatnich tygodniach obfitował w niepożądane skandale.
Rezygnacja po zamieszaniu wokół wesela
Wesele Macieja Szymańskiego w Grecji stało się punktem zapalnym wydarzeń, które mocno uderzyły w wizerunek Widzewa. Na uroczystości pojawił się między innymi Patryk Czubak, niedawny asystent Żeljko Sopicia, a od niedawna pierwszy trener zespołu.
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
Problem polegał na tym, że szkoleniowiec w trakcie przerwy w treningach poleciał świętować, podczas gdy jego piłkarze ćwiczyli indywidualnie, rozproszeni po całym świecie.
Gdy sprawa wyszła na jaw, klub komunikował się w sposób chaotyczny i niespójny. Ostatecznie Czubak został wezwany do powrotu, jednak w Łodzi nie czekała na niego cała drużyna, co dodatkowo spotęgowało krytykę. To właśnie od tego momentu presja medialna na władze Widzewa zaczęła systematycznie narastać.
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
Oficjalne stanowisko i osobiste słowa
Rezygnacja Szymańskiego została potwierdzona w oficjalnym komunikacie klubu. Sam działacz podkreślił, że decyzja była świadoma:
— Przychodziłem do klubu będącego w II lidze, a odchodzę z niego, gdy jest już czwarty sezon w Ekstraklasie. Był to dla mnie wspaniały czas, pełen doświadczeń i wyzwań, z którymi trzeba było mierzyć się każdego dnia. Podjęta przeze mnie decyzja jest świadoma, choć na pewno trudna z perspektywy drogi przebytej z klubem przez te lata — zaznaczył Szymański.
Działacz rozpoczął swoją pracę w Widzewie w 2019 roku jako dyrektor Akademii. Funkcję wiceprezesa pełnił od maja 2023 roku.
Źródło: Widzew Łódź, Weszło
Skandal w Anglii. Właściciele klubu próbowali kupić stadion fałszywym kontem bankowym
Na najwyższym poziomie rozgrywkowym rugby w Anglii doszło do sytuacji bez precedensu. Dwaj właściciele Salford Red Devils, Isiosaia Kailahi i Curtiz Brown, próbowali nabyć stadion, posługując się fałszywymi dokumentami bankowymi.
Klub z wielką historią i wielkimi problemami
Salford Red Devils to jeden z najbardziej zasłużonych klubów w historii brytyjskiego rugby. Zespół sięgał po mistrzostwo kraju sześciokrotnie, lecz ostatni tytuł zdobył jeszcze w sezonie 1975/76. W ostatnich dekadach klub boryka się jednak z gigantycznymi problemami finansowymi, co przekłada się także na wyniki sportowe.
W bieżącej kampanii Super League drużyna zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Na jej koncie są zaledwie trzy zwycięstwa i aż 22 porażki.
Nowi właściciele i plan zakupu stadionu
Na początku 2025 roku Red Devils przejęli Isiosaia Kailahi i Curtiz Brown. Obaj mieli za zadanie uregulować długi i postawić klub na nogi. Zamiast poprawy sytuacji, kłopoty zaczęły się pogłębiać. Mimo to właściciele wyszli z inicjatywą zakupu nowego stadionu.
Podczas finalizacji umowy pojawił się jednak szokujący problem. Jak donosi The Sun, okazało się, że dokumenty przedstawione Radzie Miasta Salford były sfałszowane. Na bankowych wyciągach znajdowały się transakcje z przyszłości.
W obliczu zarzutów Curtiz Brown próbował bronić się, wydając oświadczenie.
– Każdy dokument, który dostarczyliśmy, był prawdziwy w momencie przekazania, w tym zestawienia finansowe. Jeśli przedstawiono fałszywy dokument, nic o tym nie wiemy i nie możemy ponosić odpowiedzialności za materiały dostarczone poza naszą kontrolą – przekazał Brown.
Transakcja anulowana i kolejne kłopoty
Rada Miasta Salford oraz bank Emirates NBD jednoznacznie stwierdziły, że dokumentacja była nieprawdziwa. W konsekwencji transakcję anulowano.
Na tym jednak problemy Kailahiego i Browna się nie kończą. Władze zażądały od właścicieli Red Devils ujawnienia pełnych informacji na temat konsorcjów, które reprezentują, oraz przekazania danych dotyczących wszystkich posiadanych kont bankowych.
Przyszłość zasłużonego klubu staje pod coraz większym znakiem zapytania.
Źródło: The Sun, Meczyki.pl
Koszmar bramkarza Mołdawii. Zdradził kulisy rozmowy z Haalandem po wpuszczeniu 11 bramek
Cristian Avram we wtorkowy wieczór przeżył najgorszy mecz w swojej karierze. Bramkarz reprezentacji Mołdawii aż 11 razy wyciągał piłkę z siatki w spotkaniu z Norwegią, a jego największym katem był Erling Haaland, który zdobył pięć bramek. Po spotkaniu 31-latek zdradził kulisy rozmowy z napastnikiem Manchesteru City.
Haaland nie miał litości
Norwegowie zdemolowali rywali 11:1, a popis strzelecki Haalanda był jedną z głównych przyczyn tego pogromu. Snajper Manchesteru City skompletował hat-tricka jeszcze przed przerwą, a po zmianie stron dołożył kolejne dwa trafienia. Na listę strzelców wpisali się również Thelo Aasgaard (cztery bramki), Felix Myhre i Martin Ødegaard. Dla Mołdawii spotkanie zakończyło się upokorzeniem, a dla Avrama bolesnym doświadczeniem.
– Rozmawiałem z Erlingiem. Powiedział, że to nie moja wina i wyjaśnił, że musi próbować strzelać kolejne gole ze względu na bilans bramek. Rozumiem go. To część gry. On chciał walczyć dalej – powiedział Avram w rozmowie cytowanej przez tv2.no.
Pierwszy raz tyle wpuścił
Mołdawski bramkarz został zapytany, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło mu się stracić jedenaście goli w jednym meczu.
– Żartujesz? Oczywiście, że nie – odparł z uśmiechem.
– Co mam ci powiedzieć? Przecież nie umieram. Muszę pozostać silny. Za kilka dni rozgrywam kolejny mecz, ale 11 bramek to naprawdę dużo – dodał.
Stojący po drugiej stronie boiska Orjan Nyland nie krył współczucia dla swojego odpowiednika.
– Na szczęście sam nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Mogę się tylko domyślać, że to nie było zbyt przyjemne. Współczuję mu – przyznał 35-letni bramkarz Norwegii.
Wysokie zwycięstwo znacząco przybliżyło Norwegię do wywalczenia bezpośredniego awansu na mistrzostwa świata 2026. Zespół prowadzi w grupie I z sześciopunktową przewagą nad Włochami, którzy jednak mają rozegrany jeden mecz mniej.
Źródło: tv2.no, Przegląd Sportowy Onet