Alex Haditaghi z mocnym stanowiskiem ws. Grosickiego. „Nie podoba mi się to”

Negocjacje kontraktowe Kamila Grosickiego z Pogonią Szczecin nabrały publicznego charakteru. Po medialnych doniesieniach głos zabrał właściciel klubu Alex Haditaghi, który szczegółowo przedstawił stanowisko zarządu i oczekiwania kapitana zespołu.

Twarde warunki i brak porozumienia

Obecna umowa Kamila Grosickiego z Pogonią Szczecin wygasa po zakończeniu sezonu 2025/26. Od dłuższego czasu temat jej przedłużenia budzi duże zainteresowanie, a według Alexa Haditaghiego rozmowy są dalekie od finału.

Właściciel Portowców na platformie X skrytykował sposób prowadzenia negocjacji przez otoczenie zawodnika.

– Nie podoba mi się, że Kamil, jego agenci, przyjaciele i ludzie z jego otoczenia prowadzą negocjacje na forum publicznym. Nie podoba mi się, że prywatne rozmowy i spotkania są ujawniane. Koniec i kropka – napisał.

Haditaghi ujawnił również konkretne oczekiwania finansowe zawodnika.

– Swój obecny kontrakt Kamil podpisał prawie dwa i pół roku temu, jako 34-latek, z wynagrodzeniem na poziomie 160 tysięcy miesięcznie. Dzisiaj jest znacznie starszy, po wygaśnięciu obecnej umowy będzie miał 38 lat. Prosi o nowy, dwuletni kontrakt, który będzie obowiązywał do jego czterdziestki, ze znaczącą podwyżką zarobków do 250 tysięcy złotych miesięcznie. Plus dwa miliony złotych bonusu za podpis. To w sumie około ośmiu milionów złotych na przestrzeni dwóch lat. Nie zgadzam się na te warunki – podkreślił.

Kanadyjczyk przedstawił też propozycję klubu.

– Co zaoferowaliśmy? Jego aktualną pensję, jeden gwarantowany rok nowego kontraktu i opcję przedłużenia, jeżeli Kamil rozegra 75% meczów w nadchodzącym sezonie. To półtora roku gwarantowanego kontraktu plus kolejny rok, jeżeli utrzyma zdrowie i formę. Do tego znaczące premie zespołowe i indywidualne – wyliczał.

Haditaghi odniósł się również do aspektów sportowych.

– Kibice kochają gole i asysty, ale współczesny futbol wymaga czegoś więcej. Gra w obronie ma znaczenie. Pressing ma znaczenie. Standardy treningowe mają znaczenie. Nasz najlepszy strzelec nie może być jednocześnie naszym najsłabszym piłkarzem w defensywie. To elitarny futbol, a nie gra wideo – ocenił.

W sezonie 2025/26 Kamil Grosicki rozegrał 20 spotkań w barwach Pogoni. Zdobył siedem bramek i zanotował cztery asysty. Na razie nie ma sygnałów, by strony były bliskie porozumienia.

Źródło: X

Widzew idzie na całość. Potężna kwota na zimowe transfery

Widzew Łódź bardzo mocno otworzył zimowe okno transferowe. Klub nie tylko sprowadził już dwóch zawodników, ale szykuje ruch, który przejdzie do historii Ekstraklasy. Łączne wydatki mają przekroczyć 40 mln zł.

Rekordowy plan w cieniu walki o utrzymanie

Widzew ma za sobą intensywny początek zimy. Do Łodzi trafili już Christopher Cheng z Sandefjord oraz Lukas Lerager z FC Kopenhagi. To jednak dopiero wstęp do znacznie większych ruchów.

Jak informują Meczyki.pl, klub jest bliski sprowadzenia Osmana Bukariego. Kwota transferu ma wynieść około 5 mln euro, co uczyniłoby go najdroższym piłkarzem w historii Ekstraklasy. Widzew nie zamierza jednak na tym poprzestać.

Według tego samego źródła, klub opublikował na platformie Transfer Room ogłoszenie dotyczące środkowego obrońcy. Widzew jest gotów wydać na ten transfer nawet 2 mln euro, a zawodnik mógłby liczyć na wynagrodzenie sięgające 750 tys. euro rocznie.

W praktyce oznacza to, że łączne wydatki Widzewa w zimowym oknie transferowym mogą sięgnąć około 10 mln euro. Takiej skali inwestycji w jednym oknie transferowym polska liga jeszcze nie widziała.

Transferowa ofensywa kontrastuje z sytuacją sportową. Po 18 kolejkach Ekstraklasy Widzew zajmuje 15. miejsce z dorobkiem 20 punktów. Nad strefą spadkową utrzymuje się wyłącznie dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu od GKS-u Katowice, który ma rozegrany jeden mecz mniej.

W Łodzi wyraźnie uznano, że utrzymanie wymaga natychmiastowych i bardzo kosztownych decyzji. Najbliższe tygodnie pokażą jednak, czy rekordowe wydatki przełożą się na realną poprawę wyników.

Źródło: Meczyki.pl

Ta rozmowa wyprowadziła Lewandowskiego z równowagi. „Nikt nie ma prawa mnie oceniać”

Robert Lewandowski dopiero po zakończeniu prac dowiedział się, że powstaje książka na jego temat. Konfrontacja z jej treścią okazała się dla kapitana reprezentacji wyjątkowo trudna, a jedno z pytań o kadrę narodową wywołało wyraźną reakcję.

Nieautoryzowana biografia i napięta rozmowa

Sebastian Staszewski jest autorem nieautoryzowanej biografii „Lewandowski. Prawdziwy”. Dziennikarz najpierw ukończył książkę, a dopiero później poinformował o niej samego bohatera. Początkowo napastnik Barcelony podchodził do sprawy z dystansem, jednak szybko okazało się, że rozmowy nie będą łatwe.

Staszewski w wywiadzie z Tomaszem Ćwiąkałą opisał pierwsze chwile spotkania.

– Jak się przywitaliśmy na parkingu i szliśmy do restauracji, to pamiętam takie „a co tam może być nowego”. Długo się ten lód przełamywał. Pierwszy dzień był bardzo trudny. Było napięcie, momenty, gdy przewracał oczami, zaklął pod nosem. Nie irytował się na mnie, a na to, że ktoś coś powiedział – wspominał autor.

Jednym z najtrudniejszych wątków były opinie innych reprezentantów Polski. W książce pojawiają się głosy, że Lewandowski miał lekceważyć treningi podczas zgrupowań kadry i podchodzić do nich inaczej niż do pracy w klubie. To właśnie ten temat wywołał największe emocje.

Gdy Staszewski zapytał o te zarzuty, reakcja była natychmiastowa.

– Nikt nie ma prawa mnie oceniać, mówić w ten sposób. To ja grałem najwięcej i na największej intensywności – miał powiedzieć Lewandowski.

Autor książki podkreślił jednak, że nie była to złość skierowana w jego stronę. Był to efekt konfrontacji z opiniami, które przez lata krążyły w szatni reprezentacji.

Źródło: Tomasz Ćwiąkała

Zaskakujące słowa trenera Lincoln o Legii. „To mistrzowie Polski”

Mistrz Gibraltaru stoi przed największą szansą w swojej europejskiej historii. Przed ostatnią kolejką Ligi Konferencji Lincoln Red Imps wypowiedział się jednak z wyraźną nieścisłością. Szkoleniowiec mistrza Gibraltaru nazwał Legię mistrzami Polski, mimo że ostatni tytuł zdobyła ona w 2021 roku.

Niezbyt trafne stwierdzenie

Lincoln Red Imps zajmuje 24. miejsce w fazie ligowej Ligi Konferencji z dorobkiem siedmiu punktów, czyli ostatnie dające awans do 1/16 finału. Przed starciem z Legią Warszawa trener Juan Jose Bezares jasno stawia cel.

– Mamy jeden cel – awans, a Legia wyjdzie na boisko bez żadnego celu. Motywacja musi być ogromna – powiedział.

W tej samej wypowiedzi Bezares odniósł się do rywala z dużym szacunkiem. Użył określenia, które jednak rozmija się z aktualnym stanem faktycznym.

– Legia? Mamy dużo szacunku, dużo pokory. W końcu to mistrzowie Polski – stwierdził.

Problem w tym, że w 2025 roku Legia nie jest już aktualnym mistrzem kraju. Ostatni tytuł Wojskowi zdobyli w 2021 roku, co pokazuje, że szkoleniowiec Lincolnu najwyraźniej operuje nieaktualną wiedzą.

Nie zmienia to jednak faktu, że dla zespołu z Gibraltaru mecz w Warszawie ma historyczne znaczenie. Wszystko dlatego, że punkt może dać mu awans do fazy pucharowej europejskich rozgrywek.

Źródło: marca.com, Stolica Sportu

Marek Szkolnikowski chciał pozwać innego dziennikarza. Wycofał się po medialnej burzy

Wystarczył jeden wpis, by w środowisku sportowych mediów zawrzało. Dawid Dobrasz z Meczyków ujawnił, że Marek Szkolnikowski postraszył go pozwem. Reakcje były natychmiastowe i na tyle mocne, że były szef TVP Sport już następnego dnia zdecydował się wycofać.

Spór, który wymknął się spod kontroli

8 grudnia wybuchła dyskusja, która szybko wyrosła ponad standardowe spory w mediach społecznościowych. Dziennikarz Meczyków, Dawid Dobrasz, poinformował, że otrzymał pozew od Marka Szkolnikowskiego. Były szef TVP Sport powołał się na artykuł 212 Kodeksu karnego z okresu stanu wojennego.

Tłem konfliktu była wymiana zdań z sierpnia podczas meczu Lecha z Genk. Dobrasz relacjonował, że został zaczepiony, a odpowiedział komentarzem dotyczącym kariery Szkolnikowskiego. Podkreślił, że podobne polemiki są codziennością mediów społecznościowych, również z udziałem samego Szkolnikowskiego. Kiedy jednak tym razem padły mocniejsze słowa, były dyrektor TVP Sport poczuł się urażony i wysłał prywatną wiadomość z groźbą pozwu.

Dobrasz przyznał, że w pierwszym odruchu rozważał usunięcie wpisu. Emocje meczowe bywają przecież intensywne. Kiedy jednak otrzymał kolejne żądanie, sprawa nabrała innego charakteru.

Szkolnikowski miał zażądać publicznego wpisu, w którym dziennikarz przyzna, że przesadził i… pochwali dawne czasy TVP Sport. To przeważyło szalę. Dobrasz ogłosił, że nie zamierza dać się zastraszyć i jest gotów na spotkanie w sądzie.

Reakcje środowiska pojawiły się błyskawicznie. Krzysztof Stanowski nazwał sprawę jednym z najdziwniejszych pozwów, jakie widział. Mateusz Borek apelował, aby niezależnie od sporu zachować rzetelność w ocenianiu ludzi futbolu. Paweł Wołosik kpił z całej sytuacji i zachęcał Dobrasza, by robił swoje.

Jednak się wycofał

Skala krytyki zaskoczyła chyba samego Szkolnikowskiego. Już we wtorek opublikował wpis, w którym poinformował o wycofaniu pozwu. Przyznał, że podjął zbyt emocjonalną decyzję.

– To była zła, zbyt emocjonalna decyzja. Dlatego wycofałem pozew z art. 212 kk. przeciw Dawidowi Dobraszowi. Przepraszam – jego i wszystkich, których to słusznie oburzyło. Jako osoba funkcjonująca w przestrzeni publicznej muszę brać takie słowa na klatę – oświadczył.

Źródło: X

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.