Koniec przygody Polaka z zagranicznym klubem? „Jest nieszczęśliwy i chciałby coś zmienić”

Dość niespodziewane informacje w sprawie Kamila Piątkowskiego przekazał austriacki dziennikarz w rozmowie z „WP Sportowe Fakty”. Jak twierdzi – niebawem może zakończyć się przygoda Polaka z Red Bullem Salzburg. 

Piątkowski wyjechał z Polski w 2021 roku. Wówczas został wykupiony z Rakowa Częstochowa za pięć milionów euro przez RB Salzburg. Dotychczas nie miał jednak w Austrii szczęścia i głównie leczył kontuzje. W sumie udało mu się uzbierać tylko 20 występów dla „Byków”.

Czas na zmiany

Zimą bieżącego roku stoper trafił na wypożyczenie do KAA Gent. W Belgii prezentował się całkiem nieźle, ale po kilku miesiącach wrócił do Austrii. Jak się okazuje – nie na długo.

– Z tego co wiem Kamil jest nieszczęśliwy w Salzburgu i chciałby coś zmienić. Matthias Jaissle nie uwzględnił go w swoich planach, nie wiem jeszcze, co planuje nowy trener Gerhard Struber. Jest w tej pracy dopiero od kilku dni. Klub powiedział mi, że próbują sprzedać Kamila – przekazał „WP Sportowe Fakty” austriacki dziennikarz, Michael Unverdorben.

W tym sezonie Polak nie miał jeszcze okazji pojawić się na murawie. Wspomniany dziennikarz uważa, że w klubie są zawodnicy, którzy stoją wyżej w hierarchii.

– Nie sądzę, żeby Piątkowski miał duże szanse na grę, ponieważ są młodsi gracze, tacy jak Baidoo czy Wallner, którzy są prawdopodobnie preferowani przez klub – podsumował.

Brat Roberta Karasia ostro o jego zachowaniu. „To nie jest dobry wzór do naśladowania”

W ostatnich dniach tematem numer jeden stał się Robert Karaś. Na jaw wyszło, że triathlonista stosował doping przed walką w organizacji Fame MMA. Po sportowcu ostro przejechał się jego brat, Sebastian. 

Sprawa Karasia wyszła na światło dzienne w poniedziałek. Sportowiec próbował się tłumaczyć za pomocą mediów społecznościowych oraz w Kanale Sportowym. Nie wyszło to mu jednak na dobre. Internauci wytknęli mu nierozważne podejście do sprawy. Więcej o tym pisaliśmy w linku poniżej.

Dylemat Karasia, czyli brałem doping na walkę, ale na 10-krotnego Ironmana powinienem być już czysty

Krytyka

Na Karasia spadła krytyka nie tylko ze strony internautów, ale i od rodziny. Sytuację sportowca postanowił skomentować jego brat, Sebastian. Ten mocno przejechał się po triathloniście. Zdradził także, że od kilku lat pozostają w konflikcie i nie mają ze sobą kontaktu.

– Stwierdziłem, że dzisiaj nadszedł dzień, w którym wypowiem się na temat relacji z moim bratem, Robertem. Kilka lat milczałem, ponieważ nie chciałem wdawać się z nikim w żadne dyskusje na ten temat i poświęcać na to energii. Sprawy zaszły na tyle daleko, że czuję potrzebę napisania kilku zdań, jak to wygląda z mojej perspektywy i chciałbym poruszyć w tym tekście kilka wątków. Nie są to dla mnie łatwe rozmowy, ponieważ jesteśmy braćmi, a jak kolejna osoba zapyta mnie o doping czy rekord, to zawsze będę mógł odesłać ją do tego posta. Z drugiej strony chciałbym, żeby Robert też to przeczytał, ponieważ zostałem zablokowany jakieś 2 lata temu – napisał Sebastian Karaś.

– Może zacznę od tego, że patrząc tylko na stronę sportową i pozostawiając inne rzeczy z boku, to uważam, że Robert jest bardzo utalentowanym sportowcem i posiada ponadprzeciętny organizm. Gdyby kiedyś trafił na dobrego trenera triathlonu i osobę, która mogłaby go okiełznać mentalnie, to mógłby odnieść duży sukces w triathlonie również na krótszych dystansach – dodał.

– Rzucanie tymi setkami tysięcy w mediach w moim odbiorze jest niesmaczne i nie wiem w ogóle, po co o tym wspominać. Chyba po to, żeby się dowartościować? A jeżeli miałaby być to jakaś wartość dla odbiorców, aby na przykład zainspirować jakiegoś młodego sportowca do ciężkiej pracy i pokazać, że się da, to przecież można to zupełnie inaczej ubrać w słowa – kontynuował.

– Uważam, że obecny sposób wypowiadania się Roberta w mediach jest tragiczny! Nie rozumiem, jak można być tak wulgarnym, aroganckim i pewnym siebie człowiekiem… Nie wiem, czy on sobie zdaje sprawę, jaką słowa mają siłę przy takich zasięgach i że jakiś młody człowiek może się na nim wzorować, a niestety przykro mi to stwierdzić, ale moim zdaniem nie jest to dobry wzór do naśladowania – zaznaczył.

– Jeżeli chodzi o temat wpadki dopingowej, to myślę, że to jest jedna wielka amatorka. (…) Nie rozmawiałem dłużej z Robertem od jakichś 4 lat, ale ta sytuacja tylko potwierdza to, co było wcześniej, czyli jeden wielki chaos i spontaniczność w całym podejściu okołosportowym – podsumował.

DOŁĄCZ DO NASZEJ GRUPY TYPERSKIEJ 

Xavi blokuje transfer gwiazdy do FC Barcelony. Hiszpan nie chce go w swojej drużynie

FC Barcelona zbroi się na rynku transferowym. Według Javiera Miguela z „AS” sporo do powiedzenia w kwestii transakcji ma jednak Xavi. Hiszpan blokuje ponoć jedną z operacji działaczy Blaugrany. 

Już niebawem z Barceloną pożegnać ma się Ousmane Dembele. Francuz dogadał się ponoć z PSG, do którego trafić ma w ciągu kilku dni. Xaviemu obecnie zależy najbardziej na wzmocnieniu formacji defensywnej. Konkretnie chodzi o pozycję prawego obrońcy.

Blokowane transfery

Mistrzów Hiszpanii łączono jednak ostatnio z zupełnie innym typem zawodnika. Mowa o Joao Felixie, który dopiero co wrócił do Atletico Madryt z wypożyczenia do Chelsea. W rozmowie z Fabrizio Romano Portugalczyk stwierdził nawet, że marzy o tym, aby występować w koszulce Blaugrany.

Na plotkach słowach się na razie natomiast skończyło. W kwestii transferu nie słychać żadnych nowości. Powodem takiego stanu rzeczy ma być co ciekawe Xavi, który zablokował ten transfer. Hiszpan nie chce bowiem w swojej drużynie młodego gwiazdora.

Nie jest to jednak pierwsza tego typu sytuacja. Wcześniej media podawały, że Xavi zablokował również transfer Rubena Nevesa. Portugalczyk finalnie wylądował w Arabii Saudyjskiej.

– Xavi powstrzymał już przybycie Rubena Nevesa, kiedy wszyscy uznali je za rzecz oczywistą. Wszystko wskazuje na to, że będzie równie nieugięty w stosunku do innego Portugalczyka, który ma tego samego agenta – stwierdził Javier Miguel z „AS”.

Renomowany klub potwierdził transfer polskiego talentu! 19-latek trafi za granicę

Mateusz Kowalczyk z ŁKS-u Łódź odchodzi do zagranicznego klubu. Utalentowany 19-latek zdecydował się na transfer do Danii. 

W ostatnim czasie często młodzi polscy piłkarze decydują się na szybkie opuszczenie kraju. Podobny los spotkał teraz talent z ŁKS-u. Mateusz Kowalczyk otrzymywał sporo ofert, aż w końcu przyjął jedną z nich.

Podbije Danię?

19-latek postawił na Broendby, z którym związał się czteroletnim kontraktem. Co ciekawe, poza Duńczykami w grę nie wchodziły same zagraniczne zespoły. O utalentowanego piłkarza beniaminka Ekstraklasy zabiegać miały również inne polskie zespoły. Ostatecznie jednak to w Danii Kowalczyk będzie kontynuować karierę.

– Śledzimy rozwój Mateusza i widzimy ogromny potencjał, który mimo młodego wieku przełożył się już na wiele minut w seniorskim futbolu. Tego lata Mateuszem interesowały się duże kluby w Polsce i poza nią, dlatego cieszymy się, że zdecydował się na przejście do Broendby – przyznał dyrektor Broendby. 

Duński klub co roku bije się o mistrzostwo. Kowalczyk ma świadomość presji, jaka jest nakładana na jego zawodników, a obecnie na niego samego. Cieszy się jednak, że trafił do Kopenhagi.

– Przede wszystkim bardzo się cieszę, że przyjechałem do Broendby. To wielki klub z dużymi tradycjami i fantastycznymi fanami, z którymi nie mogę się już doczekać spotkania – mówił 19-latek.

– Przejście do Broendby postrzegam jako naprawdę duży krok w mojej karierze. Przychodzę do klubu, który chce być na szczycie w Danii. To bardzo do mnie przemawia – podsumował.

Bramkarz Pogoni przestrzega przed rywalem w LKE. „To może się źle skończyć”

W czwartek Legia Warszawa, Lech Poznań oraz Pogoń Szczecin rozpoczną walkę o fazę grupową Ligi Konferencji Europy. Na papierze najtrudniejszego rywala wylosowali „Wojskowi”, natomiast pozostałe ekipy powinny poradzić sobie bez większych problemów. Mimo wszystko Dante Stipica przypomina, że nie można lekceważyć rywala. 

Wczoraj Raków Częstochowa pokonał u siebie Karabach FK (3-2). Dziś mamy nadzieję, że kolejne zwycięstwa dołożą inni nasi reprezentanci w Europie. Legia zmierzy się z Ordabasy w Kazachstanie, natomiast Lech w Poznaniu podejmie Zalgiris. Pogoń pojedzie z kolei do Irlandii Północnej na mecz z Linfield FC.

„To może skończyć się źle”

Przed rozpoczęciem meczów na „TVP Sport” pojawił się wywiad z Dante Stipicą. Bramkarz „Portowców” skupił się między innymi na najbliższym rywalu Pogoni, czyli właśnie Linfield. Chorwat nie ma wątpliwości, że jeśli zlekceważą rywala, to ten może sprawić niespodziankę.

– W pierwszej kolejności musimy skupić się na Linfield, bo to niewygodny przeciwnik. Wiadomo, że panuje opinia, że drużyny z Wysp Brytyjskich bazują przede wszystkim na przygotowaniu fizycznym i stawiają na długie podania. Na analizach widziałem już jednak, że Linfield to zespół, który potrafi grać także kombinacyjnie – zaznaczył.

Czeka nas dużo biegania, trzeba uważać na stałe fragmenty gry. Trudno stwierdzić, co będzie dalej. W trzeciej rundzie możemy trafić na Gent, czyli silnego rywala. W tej chwili najważniejszy będzie jednak dwumecz z Linfield. Jeżeli poczujemy się zbyt pewnie i zaczniemy myśleć o następnej rundzie, zanim zapewnimy sobie do niej awans, to może skończyć się źle – podsumował Stipica. 

Media: Ważny przetarg wygrany przez TVP! Publiczny nadawca pokonał Polsat

Portal Wirtualnemedia.pl nieoficjalnie informuje, że Telewizja Polska wygrała przetarg na wyłączną transmisję rozgrywek Pucharu Polski. Umowa ma obowiązywać na kolejne trzy lata. Jeśli podane wieści się potwierdzą, to Polsat straci prawa do PP po raz pierwszy od 2014 roku. 

Na antenie publicznego nadawcy w ostatnich sezonach kibice mogli oglądać jeden mecz każdej kolejki Ekstraklasy. Na taki układ zgodziło się „Canal+”, które podpisało z „TVP” umowę na sublicencję. Wygasła ona jednak wraz z końcem ubiegłego sezonu, a negocjacje odnośnie jej odnowienia stanęły w miejscu.

Duża transakcja

Co ciekawe nie oznacza to jednak, że „TVP” nic nie robi na rynku. Wręcz przeciwnie. Według portalu Wirtualnemedia.pl publiczny nadawca wygrał przetarg na transmitowanie Fortuna Pucharu Polski w ciągu kolejnych trzech sezonów. Oznaczałoby to, że w otwartej telewizji zobaczymy mecze pucharowe 2024/25, 2025/26 i 2026/27. Informacje nie zostały jeszcze jednak oficjalnie potwierdzone.

Wspomniany portal dodaje, że „TVP” zbliża się również do przejęcia praw do innych rozgrywek. Mowa tu o: Fortuna 1. Lidze, II lidze, Ekstralidze kobiet oraz ligi U-19.

Zmiany wejdą w życie dopiero od przyszłego sezonu. Plan transmisji bieżących rozgrywek pozostaje na razie bez zmian i obecne rozgrywki Pucharu Polski obejrzymy jeszcze na Polsacie.

Robert Lewandowski reaguje na afery wokół PZPN. „Kieruje zapytania, patrząc zaniepokojony”

Polski Związek Piłki Nożnej nie ma w ostatnim czasie łatwego życia. Na światło dzienne wychodzą kolejne afery. Mateusz Borek zdradził, jak na całą sytuację patrzy z boku Robert Lewandowski. 

Afera goni aferę – tak można śmiało spuentować ostatnie tygodnie, a nawet miesiące w wykonaniu Polskiego Związku Piłki Nożnej. W ostatnim czasie jednak atmosfera wokół federacji zgęstniała jeszcze bardziej. Wszystko przez obecność Mirosława Stasiaka, biznesmena skazanego za korupcję, w samolocie kadry, która leciała na mecz z Mołdawią do Kiszyniowa.

„Kieruje zapytania”

W tej sprawie PZPN próbował reagować kilkukrotnie, wydając między innymi dość nieprofesjonalne oświadczenia. Całą sytuacja rozzłościła sponsorów reprezentacji, aż w końcu winę na siebie wzięła firma inszury.pl. W środowisko nie brakuje jednak głosów, że Stasiak na pokład samolotu został zaproszony przez samego Cezarego Kuleszę.

Afery docierają naturalnie nie tylko do samych kibiców. Przede wszystkim widzą je też zawodnicy. Jak na zamieszanie reaguje Robert Lewandowski? Mateusz Borek przyznał, że agenci „Lewego” wypytują PZPN o ostatnie wydarzenia.

– Ja nie muszę mówić „moim zdaniem”, tylko wiem, że management Roberta kieruje cały czas zapytania do federacji, patrząc zaniepokojony na pewne ruchy. Np. na obecność pewnych ludzi na pokładzie samolotu, bo najzwyczajniej w świecie Robertowi Lewandowskiemu nie jest to potrzebne – oznajmił dziennikarz na kanale „AntyFakty”.

Frankowski ocenił pracę Fernando Santosa. „Co może zrobić trener? To my daliśmy ciała”

Fernando Santos nie ma łatwej pracy w reprezentacji Polski. Dotychczasową współpracę z Fernando Santosem ocenił Przemysław Frankowski. Wskazał, co charakteryzuje obecnego selekcjonera. 

Portugalczyk prowadzi „Biało-Czerwonych” od początku 2023 roku, ale na razie nie odcisnął na niej swojego piętna. Jakby tego było mało w ostatnich dniach pojawiły się różne afery, a nawet pogłoski o możliwym odejściu Santosa do Arabii Saudyjskiej. Na szczęście na ten moment przynajmniej ten drugi temat ucichł.

„Co może zrobić trener?”

Co ciekawe, w mediach coraz częściej pojawiają się informacje o słabych kontaktach reprezentantów z selekcjonerem. Według niektórych źródeł piłkarze woleliby, aby Portugalczyk odszedł z kadry. Przemysław Frankowski zdaje się jednak cenić współpracę z 68-latkiem, o czym opowiedział na łamach sport.pl. Pokusił się również o charakteryzację obecnego szkoleniowca.

– Wie doskonale, co chce z nami zrobić. Tłumaczy nam wszystko, ale też trzeba otwarcie powiedzieć – co może zrobić trener, gdy tak zaczynamy mecz, jak w Pradze? Co może zrobić trener, gdy w taki sposób oddajemy dwubramkowe prowadzenie, jak w Kiszyniowie? Trener stoi z boku, za linią końcową, a to my piłkarze daliśmy ciała, zawiedliśmy. Trener może nas bronić, ale każdy z nas i wszyscy wokół muszą zdawać sobie sprawę, czyja to jest tak naprawdę wina – mówił w rozmowie z portalem. 

– Na pierwszej odprawie każdy z nas siedział cicho, czekając na jego pierwsze słowa. Trener powiedział, że wygrał mistrzostwo Europy z Portugalią i teraz z nami chce to powtórzyć. To na pewno nie będzie łatwe, ale widać było, że trener w to naprawdę wierzy, a my mamy też w to wierzyć i do tego dążyć. Wiadomo, że na razie trudno o tym myśleć, gdy najpierw trzeba sobie zapewnić sam awans na Euro, ale kto wie – dodał.

Jak na razie Santos nie ma najlepszego bilansu w reprezentacji Polski. Do tej pory zaliczył dwie bardzo dotkliwe porażki w eliminacjach mistrzostw Europy. Najpierw w Pradze pokonali nas Czesi (1-3), a ostatnio zupełnie skompromitowaliśmy się z Mołdawią w Kiszyniowie (2-3).

– Wiadomo, że Mołdawia grała długą piłką, a oprócz tego zaczęła wychodzić do nas wysokim pressingiem. To sprawiało, że się gubiliśmy. Czy się rozluźniliśmy po przerwie? Myślę, że tak… Z czegoś taki wynik się wziął… – przyznał Frankowski.

Media wieszczą wielki transfer Roberta Lewandowskiego. Polak głównym celem w 2024 roku

Robert Lewandowski będzie bohaterem jednego z transferów do Arabii Saudyjskiej? Takie informacje przekazuje dziennikarz Ben Jacobs. Z jego informacji wynika, że Polak w 2024 roku będzie celem Al-Hilal. 

W letnim okienku transferowym do Arabii Saudyjskiej przeszło wielu znakomitych zawodników. Dzięki olbrzymim pokładom finansowym do tamtejszych klubów dołączyli już między innymi: Karim Benzema, N’Golo Kante, Roberto Firmino czy Marcelo Brozović. Wcześniej na Bliski Wschód zawędrował także Cristiano Ronaldo, który niejako zapoczątkował trend transferów w tym kierunku.

Lewandowski bohaterem transferu?

Według wielu dziennikarzy Arabia Saudyjska planuje w kolejnych latach coraz większe transfery i popularyzację swojej ligi na świecie. Ben Jacobs informuje, że do 2030 roku Ministerstwo Sportu ma zainwestować aż 20 miliardów euro w piłkę nożną. W tym roku zamierzają jeszcze sprowadzić między innymi Neymara oraz Lukę Modricia. Często pojawiają się także plotki o Kylianie Mbappe.

Ten sam dziennikarz przekazał, że Saudyjczycy wyznaczyli również cel na 2024 roku. Ma nim być sprowadzenie… Roberta Lewandowskiego do Al-Hilal. Jednocześnie Jacobs dodaje, że Polak nie jest na razie zainteresowany takim transferem. Jego priorytetem jest jak na razie pozostanie w Barcelonie.

Fernando Santos podjął decyzję ws. swojej przyszłości. „Sprawa jest poważna”

Ostatnie dni minęły pod znakiem Fernando Santosa, a konkretniej jego możliwego odejścia z reprezentacji Polski. Na dziś sprawa wydaje się zakończona, choć była dość poważna. O szczegółach mówił Szymon Janczyk w programie „Weszłopolscy”. 

W miniony weekend media obiegła informacja o ofercie, która spłynęła do Fernando Santosa z Arabii Saudyjskiej. Portugalczyk miał otrzymać propozycję prowadzenia tamtejszego Al-Shabab. Natychmiast wybuchła niesłychana burza, którą podsycał sam selekcjoner, nie odbierając telefonów od PZPN-u. Finalnie Cezary Kulesza przekazał, że selekcjoner nie zamierza odchodzić z reprezentacji.

„Sprawa jest poważna”

Na ten moment wydaje się więc, że wszystko zakończyło się pomyślnie. Szymon Janczyk zdradził, jak wyglądała cała sytuacja według jego bliskowschodnich źródeł.

– Sprawa jest poważna… była poważna. Saudyjskie źródła twierdziły, że faktycznie zainteresowanie było. (…) Fernando Santos był jedną z opcji oferowanych przez frakcję walczących o władzę [w Al-Shabab] – mówił Janczyk w „Weszłopolskich”. 

– Z tego, co dowiedziałem się dzisiaj, oferta została odrzucona. Wygląda na to, że takie zapytania były, Santos dowiedział się o ofercie. Odrzucił to albo on, albo jego agenci. Przekazał, że nie jest zainteresowany tą pracą, więc tam nie pójdzie – dodał.

Obecnie w mediach przejawiają się nowe kandydatury na trenera Al-Shabab. Największym faworytem zdaje się być na ten moment Mark van Bommel.

Hitowy transfer Kamila Grabary? Polak ma zastąpić legendarnego bramkarza

Zaskakujące informacje ws. przyszłości Kamila Grabary przekazał Tomasz Włodarczyk. Dziennikarz portalu meczyki.pl stwierdził, że Kamil Grabara jest rozważany jako opcja do zastąpienia w przyszłości Manuela Neuera. 

Bayern Monachium liczy się z tym, że w niedalekiej przyszłości będzie musiał przeprowadzić wymianę pokoleniową na pozycji bramkarza. Manuel Neuer ma już 37 lat i mimo ciągle dobrej formy, prędzej czy później będzie musiał przejść na emeryturę. Nic dziwnego, że Bawarczycy obserwują jego potencjalnych następców.

Sensacyjny transfer

Jak się okazuje, jednym z obserwowanych przez „Die Roten” bramkarzy ma być Kamil Grabara. Tomasz Włodarczyk z „Meczyków” przekazał, że Polak znajduje się wysoko na liście życzeń Bayernu. Poza 24-latkiem Niemcy bacznie przyglądają się także Giorgio Mamardaszwiliemu. Gruzin jest jednak wyceniany przez Valencię na aż 30 mln euro.

– W kręgu zainteresowań Bawarczyków ma znajdować się także Yassine Bounou z Sevilli, który jest wśród kandydatów. Mistrzowie Niemiec analizują swoje opcje, lecz Grabara z pewnością byłby tańszy od ww. Mamardaszwiliego – mówi się, że nasz bramkarz jest wyceniany na ok. 15 milionów euro. Bayern musi jeszcze uporządkować sprawy ze swoimi dotychczasowymi bramkarzami – Yann Sommer łączony jest z Interem Mediolan, a Alexander Nuebel może zostać wypożyczony z opcją wykupu do Stuttgartu – napisał Włodarczyk. 

Dziennikarz dodaje, że gdyby taki transfer doszedł do skutku, to Grabara musiałby się początkowo pogodzić z rolą rezerwowego. Dostawałby co prawda swoje szanse, ale do pierwszej drużyny byłby wprowadzany powoli. Rozmowy w sprawie jego przyszłości mają trwać.

Premier League w TVP? Szef stacji skomentował plotki o transmitowaniu ligi angielskiej

W czwartek pojawiły się informacje odnośnie odejścia „Viaplay” z polskiego rynku. Według plotek część praw miała teraz trafić do „TVP Sport”. Rewelacje te skomentował prezes stacji, Marek Szkolnikowski. 

„Viaplay” przedstawiło plan dotyczący poprawy funduszów. Wynika z niego, że firma planuje wycofać się z kilku rynków, w tym między innymi z Polski. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy taka decyzja oficjalnie nastąpi.

Podział praw

Rezygnacja skandynawskiego nadawcy to spore zaskoczenie, ale i okazja dla innych stacji. W gronie praw, które posiada „Viaplay” są między innymi Premier League, Bundesliga czy wyścigi Formuły 1 i walki KSW. W kwestii ligi transmitowania ligi angielskiej pojawiły się spekulacje odnośnie przejęcia praw przez „TVP Sport”. Sprawę tę skomentował Marek Szkolnikowski.

– Premier League to dużo więcej niż całoroczny budżet „TVP Sport” – napisał szef stacji. 

Rafał Gikiewicz znalazł nowy klub. Odejdzie z Niemiec po prawie 10 latach

Rafał Gikiewicz najpewniej odejdzie z Augsburga, tym samym kończąc swoją wieloletnią przygodę z niemiecką piłką. Według najnowszych informacji jego kolejnym przystankiem będzie Turcja. 

Gikiewicz na niemieckich boiskach występuje od 2014 roku, kiedy to ze Śląska Wrocław trafił do drugoligowego Eintrachtu Brunszwik. Przez kolejne lata nie zmienił kraju i występował we Freiburgu, Unionie Berlin oraz obecnie w Augsburgu. Na poziomie Bundesligi łącznie zanotował 126 występów.

Kierunek: Turcja

Najprawdopodobniej na tym jednak licznik się zatrzyma. Z 30 czerwca wygasł kontrakt 35-latka z Augsburgiem, więc „Giki” został wolnym zawodnikiem. Na tę chwilę ma być natomiast dogadany z nowym pracodawcą.

Według dziennikarza Ertana Suzguna Gikiewicz dogadał się z Ankaragucu. Gikiewicz ustalił warunki rocznego kontraktu z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. Polak z miejsca powinien wskoczyć do pierwszego składu tureckiej ekipy. Pierwszym bramkarzem jest jak na razie Bahadir Gungordu, który jeszcze w minionym sezonie był zaledwie rezerwowym.

Niefortunna wpadka Rakowa podczas meczu z Florą Tallin. Nieopatrznie nawiązali do… ataku Rosji na Ukrainę

Raków Częstochowa wygrał wczoraj z Florą Tallin 3-0 (4-0 w dwumeczu) i wywalczył awans do II rudny eliminacji Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski zanotowali jednak niefortunną wpadkę, ale nie na boisku. W mediach społecznościowych nieopatrznie nawiązali do… inwazji Rosji na Ukrainę.

Dzięki przejściu dwumeczu z Florą Tallin Raków jest jedną nogą w fazie grupowej Ligi Konferencji. „Medaliki” wciąż walczą jednak o udział w bardziej prestiżowych rozgrywkach, czyli Lidze Mistrzów. W eliminacjach są w II rundzie, gdzie czeka ich starcie z wygranym dwumeczu Karabach – Lincoln.

Ogromna wpadka

We wtorek „Medaliki” wygrali w Tallinie z lokalną Florą 3-0. Dwa gole ustrzelił Łukasz Zwoliński, zaś jedno trafienie dołożył Giannis Papanikolaou. Były napastnik Lechii rozegrał niezłe spotkanie, a obie bramki były jego pierwszymi w barwach Rakowa.

Po jednym z trafień „Zwolaka” w mediach społecznościowych Rakowa ukazał się wpis okraszony gifem ukazującym wielką literę „Z”. W opisie napisano z kolei „Znak jakości”. Na nieszczęście mistrzów Polski internauci szybko skojarzyli symbol z oznaczeniem wojsk rosyjskich, które prowadzą inwazję na Ukrainę.

Niefortunny wpis szybko zniknął z konta Rakowa. Na klub spłynęła jednak fala krytyki. Głos zabrał w tej sprawie rzecznik prasowy klubu, Michał Szprendałowicz. Przeprosił za wpadkę oraz dodał, że nie miała ona mieć negatywnego wydźwięku.

– Wyjaśnię to od razu. Intencją było odwzorowanie gifa i wykorzystanie „Z” kojarzącego się z Zorro i ze „Zwolakiem”. Litera ma wiele znaczeń, ale jedno bardzo negatywne. Było to niestosowne. Chwilę po publikacji usunęliśmy post. Wypada przyznać się do błędu i przeprosić – przyznał Szprendałowicz. 

Jak na razie wydaje się, że Raków w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów zagra z Karabachem. Azerowie wygrali pierwszy mecz z Lincoln Red Imps 2-1.

Tomasz Hajto dostał ultimatum od Polsatu. Wyleci z telewizji za walkę z Bartmanem?

Już 5 sierpnia odbędzie się gala Clout MMA. W Main Evencie na warszawskim Torwarze zobaczymy walkę Zbigniewa Bartmana z Tomaszem Hajto. Okazuje się, że były piłkarz z tego powodu może stracić dotychczasową pracę.

Clout MMA to federacja freak-fightowa, która zastąpiła miejsce High League. W skład włodarzy Clout wchodzi Sławomir Peszko oraz Lexy Chaplin. Na pierwszej gali wystąpić mają znane publice osobistości jak Jay Silva, Tomasz Sarara czy Marcin Najman i Andrzej Fonfara.

Ultimatum

Main Eventem gali ma być pojedynek Zbigniewa Bartmana z Tomaszem Hajto. „Przegląd Sportowy Onet” podaje, że w wyniku przyjęcia propozycji Clout MMA Hajto może stracić pracę w telewizji. „Polsat” miał według ich informacji postawić byłemu piłkarzowi ultimatum – albo freak-fighty, albo posada eksperta.

Prawdopodobnie jednak Hajto zdecydował się i tak zignorować ultimatum postawione przez obecnego pracodawcę. W Clout za walkę z Bartmanem zarobi zapewne i tak olbrzymie pieniądze.

– Istotną przeszkodą w dalszej współpracy może być również to, że Tomasz Hajto nikogo z funkcyjnych osób w Polsacie oficjalnie nie poinformował o swoich nowych, komercyjnych planach, co oczywiście jest naruszeniem elementarnych zasad obowiązujących w każdej poważnej firmie – napisano w „PS Onet”.