Szymon Marciniak wygrał w głosowaniu na „skandal roku”. Kibice nadal mu tego nie zapomnieli

Media i kibice nie dają zapomnieć Szymonowi Marciniakowi błędu z meczu Bayern Monachium z Realem Madryt. Tamta sytuacja została okrzyknięta mianem „skandalu roku”.




W poprzedniej edycji Ligi Mistrzów w półfinale mierzyły się ekipy Realu Madryt i Bayernu Monachium. „Królewscy” wyszli z dwumeczu zwycięsko. Bohaterem dość niespodziewanie okazał się Joselu.

Więcej, niż o samym awansie Realu, pisano jednak o Szymonie Marciniaku. Polski arbiter podjął błędną decyzję, odgwizdując spalonego Matthijsa de Ligta. Nie uznał tym samym bramki Bayernu Monachium, która mogła wszystko zmienić.

„Skandal roku”

Niemieccy kibice byli wściekli na naszego arbitra. Wychodzi na to, że wciąż mu tamtej sytuacji nie zapomnieli. Pokazuje to ostatnie głosowanie, które zorganizował „Bild”.




Niemiecki gigant przeprowadził podsumowanie roku w kilku kategoriach. Głosy oddawać mogli kibice. W jednej z nich, a konkretnie w „skandal roku”, aż 35 proc. z nich zagłosowała na incydent z Marciniakiem.

– Sędzia Marciniak zbyt wcześnie przerwał atak Bayernu w doliczonym czasie gry z powodu rzekomego spalonego, pozbawiając go w ten sposób szansy na wyrównanie losów meczu – uzasadnia „Bild”.

Jak powiedział – tak zrobił. Paweł Bochniewicz ruszył z kanałem na YouTube!

Na początku grudnia Paweł Bochniewicz zerwał więzadła krzyżowe. Polski obrońca nie zamierzał się jednak załamać i chce walczyć o jak najszybszy powrót na boisko. Wszystko zamierza relacjonować na swoim kanale YouTube, na którym pojawił się już pierwszy odcinek.




We wrześniu 2020 roku Bochniewicz odszedł z Górnika Zabrze i trafił do holenderskiego Heerenveen. Polak jest ważnym ogniwem swojej drużyny, ale często zmaga się z problemami zdrowotnymi.

W 2021 roku zerwał więzadła krzyżowe. Wrócił jednak po kontuzji i do niedawna znowu regularnie grał w Holandii. Niestety, w grudniu ponownie doznał takiej samej kontuzji.

Episode 1

Podobnie jak przed trzema laty, Bochniewicz ponownie nie załamuje rąk i zamierza wrócić na boisko. Tym razem jednak wszystko chce relacjonować na swoim kanale w serwisie YouTube. Start projektu zapowiedział w rozmowie z portalem „Weszło”.




– Kiedy pierwszy raz zerwałem więzadło krzyżowe, oglądałem materiał Héctora Bellerína, który podzielił się kulisami powrotu do zdrowia. Za granicą niektórzy piłkarze to robili, ale nie z Polski. Kiedy już wiedziałem, że z kolanem jest źle, szukałem o tym informacji na Youtubie. Nic nie znalazłem. Dlatego stwierdziłem: dobra, robię to. Zacząłem nagrywać rozmowy z lekarzami czy z rodziną, jeździłem do Poznania, żeby sprawdzać swój stan i mieć inną opinię, co też rejestrowałem. Aż wreszcie gdy padła ostateczna diagnoza, poszukałem profesjonalnej firmy, która mogłaby realizować filmy – wyjaśnił.

I faktycznie, jak powiedział – tak zarobił. Na kanale Bochniewicza 29 grudnia pojawił się pierwszy odcinek z serii, w której zobaczymy jego zmagania o powrót do gry. Zawodnik potwierdził, że jego plan zakłada, że kolejne epizody będą pojawiać się co tydzień właśnie w niedzielę.

Śląsk Wrocław potwierdza problemy z wypłatami piłkarzy. „Mamy kilkunastodniowe zaległości”

Śląsk Wrocław szybko zareagował na wieści o kłopotach finansowych. Rzecznik prasowy klubu w rozmowie z portalem „Weszło” potwierdził problem z płatnościami. Zapewnia jednak, że nie ma mowy o żadnym kryzysie.




28 grudnia Piotr Potępa poinformował na Twitterze, że Śląsk Wrocław miał nie wypłacić piłkarzom ostatniej pensji. Ponadto, zawodnicy mieli nie otrzymać premii za grę w Lidze Konferencji Europy. Biorąc pod uwagę ostatnie zawieszenia licencji Lechii Gdańsk i Kotwicy Kołobrzeg, kibice zaczęli zastanawiać się nad przyszłością WKS-u.

Uspokojone nastroje

Śląsk zdecydował się błyskawicznie odnieść do wpisu Potępy. Za pośrednictwem rzecznika prasowego, Jędrzeja Rybaka, potwierdzono problemy z płynnością finansową. W rozmowie z portalem „Weszło” zaznaczył jednak, że jest to chwilowy kłopot, który nie zagraża przyszłości klubu.

– Jak to często w klubach piłkarskich bywa pod koniec roku, przychody wyraźnie spadają, a wydatki pozostają na stałym poziomie, z czego wynikają opóźnienia w wypłacie wynagrodzeń dla piłkarzy pierwszej drużyny. Faktycznie, jeśli chodzi o pensje zawodników, pierwszy raz od ponad roku mamy kilkunastodniowe zaległości. Nie są one jednak wysokie, a piłkarze otrzymali już informacje o możliwych terminach wyrównania. Staramy się, by nastąpiło to jak najszybciej. Opóźnienie w żadnym stopniu nie zagraża przyznaniu licencji dla klubu – oznajmił Rybak.




O ile finanse wydają się nie być w takim razie problemem Śląska, o tyle zdecydowanie są nim ostatnie wyniki. WKS zajmuje po rundzie jesiennej ostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy. Na koncie mają dopiero 10 punktów.

To koniec Lechii Gdańsk? Piłkarze wysłali pisma. Od 2 miesięcy nie dostali pieniędzy

Problemy w Lechii Gdańsk coraz bardziej się piętrzą. O gigantycznych kłopotach klubu informuje portal interia.pl.




Niedawno pojawiły się wieści o zawieszeniu licencji Lechii na grę w Ekstraklasie. Co więcej, klub zmaga się również z zakazem transferowym. Głównym problemem gdańszczan jest brak pieniędzy i rosnące długi.

Zaległe płatności

Jeśli Lechii nie uda się odzyskać licencji, to nie przystąpi do kolejnych meczów w Ekstraklasie, a ich spotkania zakończą się walkowerami. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej.

Według portalu interia.pl, Lechia zalega z wynagrodzeniami dla swoich piłkarzy. Mowa konkretnie o nieuregulowanych płatnościach z 15 listopada i 15 grudnia. Prawo działa tutaj na korzyść zawodników. Jeśli nie otrzymają pełni swoich pensji – będą mogli rozwiązać kontrakty.




Do klubu miały już wpłynąć oficjalne pisma od piłkarzy. Interia.pl podaje, że listy miało wysłać łącznie 19 zawodników, z czego czterech pochodziło z Polski. Reszta to obcokrajowcy.

Lechia ma zaledwie dwa tygodnie na uregulowanie zaległości. Jeżeli tego nie zrobią, to dalsze kroki należeć będą do poszkodowanych, czyli piłkarzy.

Magnus Carlsen zdyskwalifikowany za… jeansy. „W porządku, pie***lcie się” [WIDEO]

Do absurdalnej sytuacji doszło podczas mistrzostw świata w szachach błyskawicznych i szybkich. Magnus Carlsen zrezygnował z walki o obronę swojego tytułu. Powodem decyzji 34-latka była… afera jeansowa.




Carlsen to prawdopodobnie najlepszy szachista w historii. Norweg w latach 2013-2023 nieprzerwanie bronił tytułu mistrza świata w szachach klasycznych. Poza tym na koncie Norwega znajdziemy także pięć tytułów mistrza świata w szachach szybkich oraz siedem w szachach błyskawicznych.

Zdyskwalifikowany za… jeansy

Nic więc dziwnego, że był on zdecydowanym faworytem do zdobycia tytułu podczas turnieju w Nowym Jorku. Zmagań nie rozpoczął jednak najlepiej. Po pierwszym dniu zajmował dopiero 83. miejsce z 2,5 pkt. na koncie. O Norwegu zrobiło się natomiast głośno z zupełnie innego powodu.

Carlsen popadł w konflikt z FIDE, czyli Międzynarodową Federacją Szachową. Organizacja wprowadziła specjalny dress code, który obowiązywał na turnieju. Norweski arcymistrz nie zastosował się do wymagań i ubrał jeansy, za co został ukarany karą finansową.

To jednak nie wystarczyło. Szachista dostał upomnienie oraz został zdyskwalifikowany na jedną rundę. To wciąż nie robiło na nim wrażenia, ale w obliczu przegranej walki z FIDE, sam zdecydował się na opuszczenie turnieju.




Żeby uniknąć wątpliwości, zasady dress code zostały stworzone przez komisję zawodniczą złożoną z wielu arcymistrzów, a nie FIDE. Jednym z punktów jest zakaz noszenia jeansów. Wszystkie zasady były rozesłane, są na stronie i były referowane przez szefa komisji zawodniczej na odprawie technicznej online pięć dni przed rozpoczęciem turnieju. Dziś sędziowie upomnieli cztery inne osoby. Wszystkie od razu się dostosowały i zmieniły strójocenił Łukasz Turlej, sekretarz generalny FIDE, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Sam Carlsen zdecydowanie odniósł się do całej sprawy. W swoim stylu skomentował decyzję o odpuszczeniu turnieju.

Mogą forsować swoje zasady, to zrozumiałe. Moja odpowiedź? W porządku, rezygnuję, pier***cie siępodsumował dla „Take Take Take”.

Nowe informacje ws. zdrowia Łukasza Fabiańskiego. Wiadomo, kiedy wróci do gry

Łukasz Fabiański ucierpiał podczas kolejki Premier League rozgrywanej w Boxing Day. Polski bramkarz opuścił mecz z Southampton (0-1) na noszach po starciu z rywalem. West Ham poinformował o sytuacji zdrowotnej zawodnika.




„Młoty” w czwartek mierzyły się z Southampton w ramach rozgrywek Premier League. Między słupkami przeciwko „Świętym” stanął Łukasz Fabiański, który rozgrywka świetny sezon. Niestety, już w 28. minucie Polak został zniesiony z murawy na noszach.

Nowe informacje

Powodem zejścia bramkarza było starcie z Nathanem Woodem. Fabiański po brutalnym wejściu przeciwnika leżał kilka minut na murawie. Następnie został zmieniony, ale do szpitala nie pojechał.

39-latek był obecny na stadionie do końca meczu, a końcówkę starcia oglądał już z poziomu ławki rezerwowych. Mimo to, jak podaje „Daily Mail”, Fabiański opuści najbliższe starcie z Liverpoolem. West Ham zastosował bowiem protokół, obowiązujący przy ewentualnym wstrząśnieniu mózgu.




W myśl wspomnianego protokołu, zawodnik jest zobowiązany do pauzowania przynajmniej sześciu dniu. Nim Fabiański wróci do treningów, odbędzie jeszcze badania medyczne.

Polak odkryciem ligi portugalskiej! Doceniony po odejściu z Ekstraklasy

Spore wyróżnienie otrzymał w Portugalii Cezary Miszta. Polski bramkarz znalazł się w gronie największych odkryć tamtejszej ligi.




Latem Miszta odszedł z Legii Warszawa, zostając zawodnikiem Rio Ave. Bramkarz był od stycznia wypożyczony do portugalskiego klubu, zaś ci zdecydowali się go finalnie wykupić. Początkowo był jedynie rezerwowym, ale zdołał wywalczyć sobie miejsce w składzie i obecnie jest już podstawowym zawodnikiem swojej drużyny.

Odkrycie ligi

Miszta wystąpił w bieżącym sezonie w ośmiu meczach Rio Ave, w których zanotował jedno czyste konto. Zbierał przy tym pozytywne opinie w portugalskich mediach. Portal zerozero.pt wyróżnił Polaka, umieszczając go w gronie odkryć bieżącego sezonu.




– Rywalizował o pozycję z Jhonatanem, doświadczonym brazylijskim bramkarzem z wieloletnim stażem w Moreirense, Vitorii i Rio Ave. Ale to już przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w Vila do Conde należy do Miszty! – oceniono.

Nowe informacje ws. sprzedaży Pogoni Szczecin. Jest oficjalne potwierdzenie

Pogoń Szczecin miała zostać sprzedana Alexandrowi Haditaghiemu. Według portalu meczyki.pl, temat ten jednak upadł. Biznesmen potwierdził, że negocjacje całkowicie się załamały.




Informacje o potencjalnej sprzedaży Pogoni Szczecin pojawiały się od kilku tygodni. Zainteresowany przejęciem „Portowców” miał być Alexander Haditaghi. Klub znajduje się obecnie w ciężkiej sytuacji finansowej, skąd pojawił się pomysł sprzedaży.

Fiasko

Negocjacje miały być już na bardzo zaawansowanym poziomie. Haditaghi pojawił się ostatnio w Szczecinie osobiście, gdzie miał kontynuować rozmowy. Podmioty, którym Pogoń winna jest pieniądze, okazały się jednak problemem. Jak przekazał portal meczyki.pl, wierzyciele zawetowali akcję wykupienia klubu przez biznesmena.

– Umowa dotycząca pozyskania Pogoni Szczecin upada, ponieważ wierzyciele blokują propozycję restrukturyzacji i przejęcia klubu przez Alexandra Haditaghiego. Długo wyczekiwane przejęcie klubu przez Haditaghiego upadło, co poważnie zagraża przyszłości klubu. Umowa, która miała ustabilizować przyszłość drużyny, została zniweczona po tym, jak dwóch z ośmiu wierzycieli odrzuciło plan związany z restrukturyzacją zadłużenia. Pomimo wysiłków Haditaghiego, aby przyspieszyć negocjacje i zapewnić płatności w terminie, zabezpieczając przyszłość zespołu przed rozpoczęciem styczniowego okienka, niechęć wierzycieli do znalezienia kompromisu naraziła klub na ryzyko upadku. Wierzyciele blokują rozwój i przyszłość klubu – czytamy w tekście Samuela Szczygielskiego.

Portal cytuje również samego Haditaghiego. Kanadyjski milioner oficjalnie potwierdził, że temat wykupienia Pogoni upadł.




– Tak, na 100 proc. upada. Za nami kilka ciężkich godzin. Główny kredytodawca przekazał nam dziś po południu, że nie zamierza zrzec się kontroli nad klubem – przekazał biznesmen.

„Portowcy” przerwę zimową spędzają na 8. miejscu w tabeli Ekstraklasy. Po połowie sezonu mają na koncie zaledwie 27 punktów.

Źródło: meczyki.pl

Wielka szansa dla polskiego piłkarza! Debiut w Premier League przeciwko Liverpoolowi

Dość nieoczekiwanie możemy być świadkami kolejnego debiutu Polaka w Premier League. W bramce Leicester City przeciwko Liverpoolowi ma zagrać Jakub Stolarczyk.




Ruud van Nistelrooy od kilku tygodni prowadzi Leicester City. Holender od początku stawiał w bramce na Madsa Hermanesena.

Wielka szansa

Niedawno Duńczyk doznał jednak kontuzji, co nieco skomplikowało sytuację „Lisów”. W ostatnim meczu z Wolverhampton (0-3) zagrał Danny Ward. Zdaje się, że 31-latek długo nie utrzyma miejsca w składzie.

Geof Petters podaje, że Nistelrooy stracił cierpliwość do Walijczyka i na nadchodzące starcie z Liverpoolem dokona zaskakującej zmiany. W pierwszym składzie Leicester ma zagrać Jakub Stolarczyk. Dla Polaka będzie to szansa na debiut w Premier League.




Do tej pory 24-latek grywał tylko w rozgrywkach Championship, FA Cup i Carabao Cup. Jeśli nic się nagle nie zmieni, to powinien zagrać w hitowym starciu przeciwko „The Reds” na Anfield. Co ciekawe, rok temu również miał taką szansę. W meczu pucharowym wpuścił jednak trzy bramki, a Leicester przegrało 1-3.

Arkadiusz Milik w Bayernie Monachium?! Szokujące informacje niemieckich mediów

Dość niespodziewane wieści dochodzą z Niemiec. Bayern Monachium ma rozważać transfer Arkadiusza Milika. Według „Der Spiegel”, Polak byłby idealnym zastępstwem dla Harry’ego Kane’a.




Arkadiusz Milik wraca do zdrowia po kolejnej kontuzji, której doznał jeszcze przed mistrzostwami Europy. Przewiduje się, że na murawie możemy zobaczyć go już na początku 2025 roku. Niewykluczone jednak, że już w innej koszulce, niż Juventusu.

Idealny zastępca?

Jak podają niemieckie media, transfer Milika w styczniu ma rozważać Bayern Monachium. Władze bawarskiego klubu mają być zaniepokojone wysoką eksploatacją Harry’ego Kane’a. „Der Spiegel” twierdzi, że Polak mógłby odciążyć Anglika.




Milik gra w Juventusie od 2022 roku. Początkowo był do Turynu jedynie wypożyczony z Olympique Marsylii, ale „Stara Dama” zdecydowała się na jego wykupienie. Jego obecny kontrakt obowiązuje do 2026 roku.

Grabara był blisko debiutu w kadrze. Nie zagrał przez absurdalny powód

Kamil Grabara opowiedział o kuriozalnej sytuacji z czasów Czesława Michniewicza w reprezentacji Polski. 25-latek przyznał, że nie zadebiutował wcześniej w kadrze, bo zabrakło dla niego koszulki.

Grabara to obecnie podstawowy bramkarz Wolfsburga. Mimo świetnych występów, Michał Probierz nie dał mu jeszcze szansy. W sumie w reprezentacji Polski golkiper rozegrał tylko jedno spotkanie – z Walią (2-1) w 2022 roku.




Zabrakło koszulki

Jak się okazuje, zadebiutować miał jednak wcześniej. W rozmowie z „Foot Truckiem” sam Grabara przyznaje, że miał bronić w meczu ze Szkocją (1-1). Potwierdzić miał mu to sam Czesław Michniewicz.

– W 2022 roku miałem zagrać ze Szkocją. To byłby wtedy mój debiut w reprezentacji. Po treningu Czesław Michniewicz powiedział mi: „Jesteś gotowy? Jutro będziesz bronił” – opowiadał Grabara.

– Następnego dnia selekcjoner napisał mi, że jednak jest zmiana planów i zagra Łukasz Skorupski. Byłem mega wkur****y. Przed obiadem przy busie powiedział mi osobiście, że zagram, a potem przekazał, że wystąpi Skorup. Było to dla mnie dziwne – uzupełnił.

Powodem nagłej zmiany decyzji selekcjonera miał być brak koszulki dla Grabary. Sam zawodnik przyznaje, że było mu przykro, że tak się to potoczyło.




– Później siedziałem w pokoju z Karolem Świderskim, Sebastianem Szymańskim i bodajże z Konradem Michalakiem. Przyszedł do nas Adrian Duda (ówczesny operator Łączy nas piłka) i powiedział: „Jest problem. Nie mają dla ciebie koszulki”. Zapytałem: „Jak nie mają koszulki?!” – mówił.

– Pomyślałem jednak wtedy, że pierwotnie miał grać Wojtek Szczęsny i wzięli trzy. Chyba próbowali na szybko w sklepie w Glasgow wydrukować napisy na koszulce, ale był z tym problem i ostatecznie nie byli w stanie tego zrobić – dodał.

– Paweł Kosedowski (kitman kadry) przepraszał mnie za to. Nie miał jednak za co, bo to nie była jego wina. Widać jednak było, że było mu ultra głupio. Powiedziałem: „Kosa, wszystkich mogę winić, ale nie ciebie – kontynuował bramkarz.

– I tak się wtedy przyjęło: afera koszulkowa. Świder, jak to usłyszał, zaczął się śmiać, ale mnie nie było do śmiechu. Było mi mega przykro. No bo komu by nie było? Byłem naprawdę podekscytowany, że zadebiutuję w reprezentacji przy 60-70 tys. kibiców. Byłem wtedy młody i to był dla mnie mocny sygnał, bo na tym zgrupowaniu – oprócz Wojtka Szczęsnego – byli też Łukasz Skorupski i Bartłomiej Drągowski i skoro miałem zagrać ja, to pewnie byłem nr 2 – podsumował Grabara.

Gigantyczny skandal w Niemczech. Minuta ciszy przerwana naz*****skim okrzykiem [WIDEO]

W III Bundeslidze doszło w poniedziałek do meczu Rot-Weiss Essen z rezerwami VfB Stuttgart. Spotkanie zostało poprzedzone minutą ciszy. Niestety, została ona przerwana – najpierw przez jednego z kibiców, a później przez niemal cały stadion.




Obecnie w wielu miastach można napotkać jarmarki bożonarodzeniowe. Jeden z nich odbywał się niedawno w Magdeburgu. W sobotę doszło jednak do tragedii. Jak ustaliła policja, Saudyjczyk, mieszkający w Niemczech, wjechał w grupę ludzi, doprowadzając do dramatu.

„Naziści won!”

Ta sytuacja doprowadziła do poprzedzania meczów lig centralnych w Niemczech minutą ciszy. Przed meczem III Bundesligi między Rot-Weiss Essen a VfB Stuttgart II, moment ten został niestety zakłócony.

Portal stuttgarter-zeitung.de podaje, że w pewnym momencie jeden z kibiców na stadionie wykrzyczał: „Niemcy dla Niemców!”. Na rasistowskie hasło zareagowała pozostała część kibiców. Spora grupa zaczęła w odpowiedzi skandować: „Naziści won!”.




Policja nie została obojętna wobec zachowania wspomnianego kibica. Funkcjonariusze już po chwili zlokalizowali mężczyznę i usunęli go ze stadionu. Wszczęto ponadto przeciwko niemu postępowanie.

Władz obu klubów stanowczy potępiły takie zachowanie po zakończeniu meczu. Podjęcie działań, w celu wyeliminowania takich sytuacji, zapowiedzieli także działacze III Bundesligi.

Jacek Zieliński zwolniony z funkcji dyrektora sportowego Legii! W klubie jednak zostanie

W ostatnich tygodniach sporo mówiło się o możliwym zwolnieniu z Legii Warszawa Jacka Zielińskiego. Klub podjął w poniedziałek decyzję w sprawie dyrektora sportowego, o czym poinformowano w oficjalnym komunikacie.




Zieliński pracuje jako dyrektor sportowy Legii Warszawa od grudnia 2021 roku. W ostatnim czasie był często krytykowany. Zarzucano mu między innymi przeprowadzanie złych transferów, co było jego głównym zadaniem.

Zmiana ról

Doszło nawet do tego, że spekulowano, czy Legia nie zdecyduje się na zwolnienie doświadczonego działacza. Oliwy do ognia dodawał fakt, że Zieliński miał mieć słabe relacje z Goncalo Feio.

Do zwolnienia jednak ostatecznie nie doszło. Funkcja Zielińskiego w Legii ulegnie natomiast zmianie. Klub w oficjalnym komunikacie poinformował, że od nowego roku 57-latek zostanie doradcą zarządu ds. sportowych.




– W dniu 21 grudnia odbyło się spotkanie z udziałem prezesa Dariusza Mioduskiego, wiceprezesa zarządzającego Marcina Herry oraz dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, podczas którego potwierdzono decyzje dotyczące działu sportu Legii Warszawa.

Od 1 stycznia 2025 r. Jacek Zieliński będzie pełnił w klubie nową rolę – zostanie powołany na funkcję doradcy zarządu klubu ds. sportowych – czytamy.

– Jednocześnie informujemy, że w najbliższym czasie klub przeprowadzi proces rekrutacji nowego dyrektora sportowego i wzmocni strukturę działu sportu, a w obu tych działaniach będzie również uczestniczył Jacek Zieliński – zaznaczono w dalszej części komunikatu.