Kolejne dwie anegdoty będą dotyczyły smutnych czasów polskiej piłki. Chodzi oczywiście o korupcję. Tomasz Hajto przypomina, jak wyglądało rozgrywanie meczów w niektórych przypadkach.
W pamięci mocno utkwił mi mecz z Motorem Lublin: prowadziliśmy do przerwy, a skończyło się na 2:2. Po spotkaniu ktoś w autokarze wstał i zaczął rozdawać pieniądze. Oczywiście nie wszystkim, tylko tym najstarszym. Pytam kumpla obok: „Co to jest? Ze stypendiami się spóźniają, a tu premia od razu w autokarze po meczu?”. A on mówi: „Cicho bądź, tamci punktów potrzebowali, dlatego skończyło się remisem”. Jako chłopak ze wsi zdębiałem. Starszyzna zdecydowała, że rezerwowi nic nie dostaną, bo i tak nie mają wpływu na zespół.
To był żelazny skład – ktoś mógł wskoczyć do jedenastki tylko wtedy, gdy podstawowy zawodnik złapał kontuzję. Była jeszcze taka sytuacja, że pojechaliśmy do Lubina na spotkanie z Zagłębiem – gdybyśmy wygrali, mielibyśmy szansę nawet na europejskie puchary. Doszło wtedy w szatni do potężnej awantury między starymi, jeden drugiego posądzał o sprzedanie meczu. Kłócili się jednak chyba nie dlatego, że go sprzedali, ale dlatego, że się równo nie podzielili i nie wszyscy wzięli swoją działkę.