Klasyczny przypadek polskiego piłkarza zagranicą. Wszedł przebojem do klubu i… przepadł

Pod koniec lipca Filip Marchwiński zdecydował się na opuszczenie Ekstraklasy. Polak wygrał Włochy, a konkretnie Lecce. Niestety, po kilku miesiącach spędzonych w Serie A, ma na koncie zaledwie 106 minut rozegranych w nowej drużynie.




„Marchewa” wyróżniał się w Ekstraklasie, grając w Lechu Poznań. Po rozegraniu dla „Kolejorza” 166 meczów, zdecydował się na spróbowanie swoich sił zagranicą. Pod koniec lipca bieżącego roku podpisał w związku z tym czteroletni kontrakt z Lecce.

Klasyczny przypadek

Trzeba przyznać, że 22-latek miał obiecujący początek w nowym klubie. Pierwszy mecz dla Lecce rozegrał co prawda w sparingu z Niceą (2-3), ale od razu wpisał się na listę strzelców. I to dwukrotnie.




Z pozytywów byłoby to jednak tyle. Nieco ponad tydzień później Marchwiński rozegrał 31 minut przeciwko Mantova 1911 (2-1) w 1/32 Pucharu Włoch, kolejne 46 z Monopoli (0-0) znowu w sparingu i zadebiutował w Serie A przeciwko Atalancie (0-4). Spędził wtedy na murawie 15 minut.

Na kolejny występ musiał czekać ponad miesiąc. Szansę dostał z Sassuolo w 1/16 Pucharu Włoch (0-2), ale najwidoczniej jej nie wykorzystał. Kolejne dwa spotkania Lecce przesiedział na ławce.

W sumie daje to zatem zawrotną liczbę 199 minut na murawie, jako piłkarz Lecce. Odliczając natomiast mecze towarzyskie wychodzi nam już tylko 108 minut.