Bramkarz z Belgii z trafieniem z dystansu. Gol Buteza podbija internet [WIDEO]

Belgijski bramkarz Jean Butez zaskoczył wszystkich swoim spektakularnym trafieniem w meczu trzeciej ligi belgijskiej. Akcja z 18. minuty na pewno zapisze się na długo w pamięci kibiców.

Zjawiskowy gol bramkarza

W miniony weekend w 13. kolejce trzeciej ligi belgijskiej zespół Thes Sport pokonał rezerwy Royal Antwerp wynikiem 2:1. Chociaż mecz zakończył się zwycięstwem Thes Sport, to właśnie bramkarz pokonanej drużyny, Jean Butez, stał się bohaterem wieczoru.

Akcja bramkowa rozpoczęła się w 18. minucie spotkania. Jean Butez, bramkarz rezerw Royal Antwerp, otrzymał podanie kilkanaście metrów przed swoim polem karnym. Po chwili namysłu zdecydował się na niespodziewane uderzenie. Piłka, posłana długim lobem, przelobowała wysoko ustawionego bramkarza Thes Sport i wpadła do siatki.

Jean Butez nie jest nowicjuszem w świecie belgijskiej piłki. W poprzednich sezonach pełnił rolę podstawowego bramkarza pierwszej drużyny Royal Antwerp. Jednak kilka miesięcy temu stracił swoje miejsce na rzecz młodego golkipera, Senne Lammensa.

Źródło: X

Kto, jeśli nie Probierz? Mateusz Borek wskazał dwóch kandydatów

Michał Probierz najprawdopodobniej pozostanie na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Co jeśli jednak prezes Kulesza zdecydowałby się na zmianę selekcjonera? Mateusz Borek wskazał nazwiska dwóch potencjalnych kandydatów.

Na samym początku pracy w reprezentacji Polski Michał Probierz zrealizował cel minimum, jakim był awans na EURO 2024 poprzez baraże. Na turnieju rozgrywanym w Niemczech polska drużyna narodowa jednak zawiodła, nie wychodząc nawet z grupy. Jesienią zespół Probierza skompromitował się w Lidze Narodów. Polacy zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie i spadli do Dywizji B.




Jak więc widzimy, kadencja Michała Probierza nie obfituje w dużą ilość sukcesów. Mimo to najprawdopodobniej pozostanie on na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Wszak w ostatnich latach zmian trenerów mieliśmy aż nadto.

Co jeśli jednak Cezary Kulesza zdecydowałby się na zmianę selekcjonera? Wówczas zapewne postawiłby on na polskiego trenera. Na kogo? Swoje propozycje na łamach „Kanału Sportowego” przedstawił Mateusz Borek. Dziennikarz wymienił dwa nazwiska potencjalnych kandydatów.

– Po tym, co nas jednak doświadczało w ostatnich latach ze strony selekcjonerów zagranicznych, zostajemy w polskim kręgu. No to prawdopodobnie dzisiaj na tej liście jest jeden kandydat. Dwóch, powiedzmy – skomentował Mateusz Borek.

– Ja myślę, że jest tylko Jan Urban i Maciej Skorża. Ja myślę, że to jest dwóch kandydatów jedynych – ocenił dziennikarz.




Piękny gest Mikaela Ishaka. Zadedykował bramkę chorej fance [WIDEO]

W ostatnim meczu Mikael Ishak zaprezentował nietypową cieszynkę. Jak się okazało, Szwed wykonał celebrację, którą wcześniej uzgodnił z przebywającą w szpitalu fanką Kolejorza.

W miniony weekend Lech Poznań podejmował na własnym stadionie GKS Katowice. Niespodzianki nie było. Kolejorz pokonał beniaminka wynikiem 2:0. Gole dla zwycięskiej ekipy zdobyli Mikael Ishak i Ali Gholizadeh.




Kolejorz w meczu z GKS-em Katowice prowadzenie objął już w 3. minucie gry. Bramkę zdobył wówczas Mikael Ishak. Po zdobyciu gola Szwed zaprezentował nie do końca zrozumiałą cieszynkę.

Po meczu Ishak ujawnił, co oznacza jego cieszynka. Jak się okazało, Szwed zadedykował bramkę swojej chorej fance. Oboje wcześniej uzgodnili celebrację, jaką wykonał napastnik Lecha.

– Dwa dni przed meczem byliśmy z wizytą w szpitalu, by spotkać się z przebywającymi tam dziećmi. Spotkałem się tam z dziewczyną, która miała urodziny, a jednym z jej największych marzeń było spotkanie się ze mną – rozpoczął Ishak.

– Zapytała, czy mógłbym zrobić dla niej cieszynkę po golu, z takim właśnie symbolem, wyglądającym jak „Zorro”. Obiecałem jej, że to zrobię, jeśli tylko uda mi się strzelić gola. Kiedy trafiłem do siatki, od razu o niej pomyślałem i dlatego wykonałem tę cieszynkę – ujawnił Szwed.




Dostać w trąbę od Mainz, czyli jak zawalić kolejną szansę. Prezentuje Tymoteusz Puchacz

Tymoteusz Puchacz jest przykładem, jak zmarnować szansę na rozbujanie swojej kariery. Po dobrym sezonie na zapleczu Bundesligi, ponownie udowodnił, że na poważne granie chyba dla niego za wcześnie. I statystyki doskonale to odzwierciedlają.




Sezon 2023/24 popularny „Puszka” spędził w Kaiserslautern, do którego wypożyczył go Union Berlin. Roczne odejście ze stolicy Niemiec okazał się dla niego świetnym rozwiązaniem.

W 2. Bundeslidze Puchacz nastukał w sumie 36 meczów, notując w nich aż 13 asyst. Do dorobku dołożył także jedno trafienie, co poskutkowało szybkim powrotem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Union postanowił jednak sprzedać Polaka do Holstein Kiel, tegorocznego beniaminka.

Już było dobrze…

No i niestety, Bundesliga ponownie zweryfikowała wychowanka Lecha Poznań. Puchacz do tej pory w Holstein zanotował 457 minut. Pierwsze problemy pojawiły się już w debiucie, kiedy to po rozegraniu połowy z Hoffenheim (0-2 do przerwy) został zmieniony przez trenera. Bez Polaka jego drużyna była bliska wyrwania remisu, ale ostatecznie przegrała 2-3. Nie był to jednak dobry prognostyk.

Spotkanie z Wolfsburgiem (0-2) 25-latek oglądał już z ławki, a w kolejnym… „śruba się odkręciła”. Puchacz zaczął mecz z Bayernem Monachium (1-6) jako rezerwowy. Po zmianie stron pojawił się na murawie i zanotował asystę przy bramce na 1-5. Co się stało później? Chyba sami wiecie.




Kolejne występy Puchacza w drużynie beniaminka to właściwie głównie zbieranie ogonów. Od wspomnianego meczu z Bayernem, czyli 3. kolejki Bundesligi, zagrał jeszcze z Bochum, Eintrachtem, Unionem, Stuttgartem, Heidenheim i Werderem. Uzbierał w nich łącznie 250 minut na boisku i okrągłe zero asyst.

Zawalona szansa

Obrazu Puchacza w klubie zdecydowanie nie poprawił ostatni mecz z Mainz, w którym dostał wędkę już w 33. minucie. Czy było to zasłużone? Jak najbardziej. Czy cała drużyna Holstein grała fatalnie? Jeszcze bardziej tak.

Polak wszedł natomiast fatalnie w mecz, bo już w 3. minucie, w jednej akcji stracił piłkę dwukrotnie w niedopuszczalny sposób. Mainz na jego szczęście nie wyszło wówczas na prowadzenie, ale już po chwili wynik wskazywał 0-1. I tak, zgadza się, ponownie zawinił nasz „Puszka”. Tym razem złamał linię spalonego i stracony gol spadł już na jego konto.




Na grę Puchacza nie dało się patrzeć i podobnego zdania był trener Holstein. Dostał wędkę, a Kicker ocenił go na „5”, gdzie „6” w ich skali oznacza występ poniżej krytyki.

Ignacik zawieszony za żart z kablem. Jest oficjalny komentarz dyrektora Canal+ Sport

Michał Kołodziejczyk zareagował na niesmaczny żart Bartka Ignacika. Dyrektor „Canal+ Sport” zdecydował o zawieszeniu dziennikarza.




Od wielu lat Ignacik kojarzony jest głównie z programem „TurboKozak”, emitowanym na antenie „Canal+ Sport”. Sprawdzano w nim umiejętności piłkarskie nie tylko zawodowych piłkarzy. Zapraszano również przedstawicieli innych dyscyplin.

Skandal i zawieszenie

Podczas niedzielnego programu dziennikarz rzucił na wizji dość nieprzemyślany żart. Nagranie z tego momentu błyskawicznie rozeszło się po internecie.

– Mam same dobre informacje, a najważniejszą z nich Państwo widzą. Wrócił Mirosław, dźwiękowiec, troszkę go nie było. O co chodzi Mireczku z kablem, czy oni obniżyli Ci pensję, że Ty chcesz się powiesić? – wypalił Ignacik.

Internauci nie szczędzili gorzkich słów pod adresem dziennikarza. Sytuacja stała się na tyle głośna, że zareagować postanowił dyrektor sportowy stacji, Michał Kołodziejczyk. Zadecydował on o zawieszeniu Ignacika.




– Bartek Ignacik został zawieszony w swoich obowiązkach na wizji. Jest mi strasznie przykro i wstyd, że na naszej antenie padły słowa, które nie powinny paść nigdzie. Wspólnie pomyślimy o następnych krokach – napisał na Twitterze.

Ignacikowi nie pomogły przeprosiny, które opublikował w poniedziałkowy poranek. Dziennikarz podkreślił, że słowa, wypowiedziane na antenie były głupie i nieprzemyślane.

– Totalnie głupie, bezmyślne i idiotyczne próbowanie bycia nieśmiesznym z mojej strony, za które PRZEPRASZAM. Absolutnie nikogo nie miałem zamiaru urazić. To już się niestety nie odstanie, ale jeszcze raz WYBACZCIE… – pisał dziennikarz.

Mourinho i Ronaldo znów razem? Trener odniósł się do plotek

José Mourinho w humorystycznym tonie odniósł się do plotek o potencjalnym wznowieniu współpracy z Cristiano Ronaldo. Media spekulowały, że portugalski gwiazdor mógłby dołączyć do tureckiego Fenerbahçe.

Lider, ale bez wielkich trofeów

Cristiano Ronaldo dołączył do Al-Nassr na początku 2023 roku. W barwach tego zespołu rozegrał już 80 meczów. Zdobywał w tym czasie 69 goli i dołożył 18 asyst.

Mimo indywidualnych sukcesów, drużynie nie udało się wywalczyć prestiżowych trofeów, takich jak mistrzostwo Arabii Saudyjskiej czy Puchar Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Obecny kontrakt CR7 obowiązuje do końca czerwca, a wiele wskazuje na to, że może zostać przedłużony.

Sam Ronaldo nie zamierza kończyć kariery. Jego celem jest udział w Mistrzostwach Świata 2026, o ile zdrowie mu na to pozwoli. Nieoficjalnie wiadomo, że jednym z marzeń Ronaldo jest przekroczenie magicznej granicy 1000 goli w karierze.

Aktualnie do tego osiągnięcia brakuje mu jeszcze 89 trafień. A to motywuje go do kontynuowania gry na najwyższym poziomie.

Hiszpańska stacja Cadena SER niedawno donosiła, że José Mourinho miał zadzwonić do Cristiano Ronaldo z pytaniem o jego przyszłość i ewentualny transfer do Fenerbahçe.

Informacja ta szybko obiegła media, ale Mourinho odniósł się do niej z dużą dozą ironii podczas konferencji prasowej po meczu z Kayserisporem, który jego drużyna wygrała 6:2.

– Wiadomości o Cristiano Ronaldo w Fenerbahçe są śmieszne. Może on przyjedzie do Stambułu, żeby coś zjeść, bo to w połowie drogi między Arabią Saudyjską a Portugalią. Może ewentualnie zechce zobaczyć się z jego starym przyjacielem José. Zawsze możemy spożyć posiłek w moim hotelu – powiedział 61-letni trener, wyraźnie naigrywając się z medialnych spekulacji.

Cristiano Ronaldo i José Mourinho współpracowali w Realu Madryt w latach 2010–2013. Pod wodzą Portugalczyka, Królewscy sięgnęli po mistrzostwo, Puchar i Superpuchar Hiszpanii.

Źródło: Fabrizio Romano, Cadena SER

Lukas Podolski wciąż traktowany ulgowo? Ekspert apeluje do sędziów

Lukas Podolski po raz kolejny znalazł się w centrum kontrowersji. W meczu Górnika Zabrze z Piastem Gliwice (1:0) zachowanie gwiazdy PKO Ekstraklasy wywołało burzę wśród ekspertów, którzy zarzucają sędziom pobłażliwość wobec 39-latka. Były sędzia międzynarodowy, Adam Lyczmański w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet zaapelował, aby skończyć z traktowaniem Podolskiego jak z jajkiem.

Nieodpowiedzialne zachowanie Podolskiego na boisku

Mecz derbowy na Śląsku zawsze budzi dodatkowe emocje, jednak tym razem Lukas Podolski przekroczył granice. Na boisku pojawił się dopiero w 73. minucie, ale już kilka minut później dał się poznać z negatywnej strony.

W 86. minucie zaatakował z dużym impetem Damiana Kądziora. Zdaniem Adama Lyczmańskiego, było to zagranie chamskie i bandyckie, które zasługiwało na czerwoną kartkę.

– Ważnym kryterium w takich sytuacjach jest to, czy pięta jest osadzona na ziemi. I wtedy mówilibyśmy o żółtej kartce. A tu warto zauważyć, że ten atak nie jest wykonany stopą po ziemi, tylko wyraźnie trafia w staw skokowy zawodnika Piasta. Już za samo to zdarzenie kompletnie nie rozumiem braku pokazania choćby żółtej kartki. Według moich kryteriów jest to czerwona kartka. Na szczęście zawodnikowi Piasta chyba nic się nie stało. Zupełnie nie widzę usprawiedliwienia dla tego typu bandyckich ataków. Każdego piłkarza powinniśmy oceniać tak samo, nie ma znaczenia, że to jest zawodnik tak utytułowany i z takim CV – powiedział Lyczmański w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.

Kolejne kontrowersje i brak reakcji sędziów

Chwilę po faulu Podolski wykonał „gest Kozakiewicza” w kierunku rywali, co również uszło mu na sucho. Zdaniem eksperta Canal+ sędzia Paweł Raczkowski popełnił w tej sytuacji poważne błędy.

– Gdyby sędzia pokazał mu za ten faul żółtą kartkę, co i tak byłoby błędem, to za ten gest należy się druga żółta kartka. I w tym momencie już pana Podolskiego nie powinno być na boisku. A nie został w żaden sposób ukarany – dodał Lyczmański.

Brutalne uderzenie Jakuba Czerwińskiego

W 89. minucie sytuacja się powtórzyła. Podolski, tym razem bez piłki, w niesportowy sposób uderzył Jakuba Czerwińskiego. Sędziowie nie zauważyli tego incydentu.

– To kolejne zachowanie niemające nic wspólnego z piłką nożną. Ciekawy jestem, czy Komisja Ligi się nad tym pochyli. Umknęło to sędziom, co nie powinno się w ogóle wydarzyć – dodał były arbiter.

Historia kontrowersji z udziałem Podolskiego

To nie pierwszy raz, gdy Lukas Podolski unika kary za swoje zachowanie. Lyczmański w rozmowie z portalem Przegląd Sportowy Onet przypomniał wcześniejszy incydent, w którym zawodnik Górnika odmachnął się sędziemu po otrzymaniu żółtej kartki. Ekspert uważa, że takie zachowania są nieakceptowalne, niezależnie od nazwiska.

Przed meczem docierały informacje o awarii systemu VAR, co mogło usprawiedliwić niektóre decyzje arbitrów. Jednak w doliczonym czasie gry, gdy Jakub Czerwiński uderzył Erika Janżę, wideoweryfikacja została użyta.

– Wydaje mi się, że to nie umknęło sędziom, tylko po prostu zostało źle zinterpretowane. […] Ja widzę tam uderzenie z premedytacją i ruch wykonany w kierunku Jakuba Czerwińskiego. […] Chciałbym, żeby otrzymał za to karę i to pomimo tego, że mówimy o zawodniku, który ma wielkie osiągnięcia. Ale trzeba to wreszcie powiedzieć głośno, że do tej pory sędziowie obchodzili się z Lukasem Podolskim, jak z jajkiem. Czas z tym skończyć! – podsumował Lyczmański.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet, Canal+ Sport

Matty Cash szczerze o relacji z Michałem Probierzem. „Od jakiegoś czasu nie rozmawiamy”

Matty Cash w rozmowie z TVP Sport wypowiedział się o relacji z Michałem Probierzem. Z słów obrońcy Aston Villi wynika, że selekcjoner niemal się z nim nie kontaktuje.




27-latek to prawdopodobnie największy przegrany dotychczasowej kadencji Michała Probierza. Jak na razie szkoleniowiec dał mu szansę dwukrotnie – w meczu z Wyspami Owczymi (2-0) i Estonią (5-1). Od tamtej pory sukcesywnie pomija go przy powołaniach.

„Nie rozmawiamy”

Mnożące się nieobecności Casha na zgrupowaniach podgrzewają dyskusję o jego konflikcie z selekcjonerem. Sam zawodnik wielokrotnie podkreślał jednak, że szanuje wybory Probierza. W rozmowie z TVP Sport wyznał natomiast, że od jakiegoś czasu w ogóle nie rozmawia ze szkoleniowcem.




– Szczerze mówiąc, to sprawa prywatna między mną i selekcjonerem. Nie chcę opowiadać w wywiadach, kiedy ostatni raz mieliśmy kontakt. Rozmowy z trenerem pozostają prywatne. Nie mam potrzeby mówić, co, gdzie, kiedy omawialiśmy i kiedy to było po raz ostatni. Nie mam kontaktu z trenerem, ale oczywistym jest, że trener ma co robić. Jest zajęty, ma wielu zawodników, nie jest w stanie dotrzeć do każdego. Nie oczekuję tego od niego. Od jakiegoś czasu nie rozmawiamy. Nieważne z jakiego powodu – wyznał.

Niewykluczone, że w obliczu słabych wyników w Lidze Narodów, Michał Probierz zdecyduje się jednak na ocieplenie relacji z zawodnikiem. Być może Cash pojawi się na kolejnym zgrupowaniu. W marcu reprezentacja Polski rozpocznie grę w eliminacjach mistrzostw świata. Grupowych rywali poznamy w grudniu.

Polscy kibice popisali się kreatywnością. Chcieli przemycić środki pirotechniczne na stadion… karetką

Służby zabezpieczające niedzielny mecz Polonii Warszawa z Ruchem Chorzów zatrzymały prywatną karetkę. Jak się okazało, przewożono w niej środki pirotechniczne.




W niedzielę Polonia Warszawa podejmowała u siebie Ruch Chorzów. Hitowe spotkanie nie obfitowało w wiele goli. Jedynego gola zdobyła Polonia. I to właśnie gospodarze odnieśli zwycięstwo 1:0.

Tuż po zakończeniu meczu Komenda Stołecznej Policji poinformowała o skutecznej akcji przejęcia środków pirotechnicznych przez policjantów z Oddziału Prewencji Policji. Z relacji dowiadujemy się, że kibice chcieli przemycić pirotechnikę na stadion za pomocą karetki.

Stołeczni policjanci przechwycili karetkę wraz z 2-osobową załogą prywatnego pogotowia ratunkowego. Chcieli oni wwieźć na stadion m.in. 160 sztuk różnego rodzaju środków pirotechnicznych, czy też 20 zapalniczek. Za takie przewinienie grozi nawet do 5 lat więzienia.





fot. pexels.com

Legenda Piasta Gliwice ostro o Lukasie Podolskim. „Idiotą trzeba się urodzić”

Niedzielne derby między Górnikiem Zabrze a Piastem Gliwice przyniosły masę emocji na boisku i poza nim. Po meczu w ostrych słowach postawę Lukasa Podolskiego skomentował były piłkarz Piasta, Gerard Badia.




Za nami Derby Śląska między Górnikiem Zabrze a Piastem Gliwice. Piłkarze obu drużyn zapewnili kibicom masę emocji. Na boisku kilkukrotnie doszło do spięć między zawodnikami. Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 1:0. Gola na wagę zwycięstwa strzelił Yosuke Furukawa.

Podczas meczu doszło do kilku kontrowersyjnych sytuacji. Najgłośniejsza sytuacja dotyczyła jednak brutalnego wejścia Lukasa Podolskiego. 39-latek bezpardonowo zaatakował nogi Damiana Kądziora. Zdaniem wielu osób to wejście zasługiwało na czerwoną kartkę. Podolskiemu się upiekło i sędzia nie ukarał go nawet żółtym kartonikiem.

Po meczu Podolski dolał jednak oliwy do ognia. Zamieścił on na Twitterze 2 wpisy. Pierwszy przedstawiał gif ze schwytanym za gardło kurczakiem. Do drugiego został załączony film spod KFC. Co w tym dziwnego? A no to, że Piast jest obraźliwie nazywany „kurczakami”.




Na odpowiedź Lukas Podolski nie musiał długo czekać. Jego zachowanie ostro ocenił Gerard Badia, legenda Piata Gliwice.

„Lewą noge masz dobrą, lepszą niż moja, gabloty masz pełne trofeum…ale głowę kolego masz pustą.”

„Idiotą nie da się zostać, idiotą trzeba się urodzić.”

„Całe życie Piast Gliwice. Dziękuję kapitanie.”

Klasyczny przypadek polskiego piłkarza zagranicą. Wszedł przebojem do klubu i… przepadł

Pod koniec lipca Filip Marchwiński zdecydował się na opuszczenie Ekstraklasy. Polak wygrał Włochy, a konkretnie Lecce. Niestety, po kilku miesiącach spędzonych w Serie A, ma na koncie zaledwie 106 minut rozegranych w nowej drużynie.




„Marchewa” wyróżniał się w Ekstraklasie, grając w Lechu Poznań. Po rozegraniu dla „Kolejorza” 166 meczów, zdecydował się na spróbowanie swoich sił zagranicą. Pod koniec lipca bieżącego roku podpisał w związku z tym czteroletni kontrakt z Lecce.

Klasyczny przypadek

Trzeba przyznać, że 22-latek miał obiecujący początek w nowym klubie. Pierwszy mecz dla Lecce rozegrał co prawda w sparingu z Niceą (2-3), ale od razu wpisał się na listę strzelców. I to dwukrotnie.




Z pozytywów byłoby to jednak tyle. Nieco ponad tydzień później Marchwiński rozegrał 31 minut przeciwko Mantova 1911 (2-1) w 1/32 Pucharu Włoch, kolejne 46 z Monopoli (0-0) znowu w sparingu i zadebiutował w Serie A przeciwko Atalancie (0-4). Spędził wtedy na murawie 15 minut.

Na kolejny występ musiał czekać ponad miesiąc. Szansę dostał z Sassuolo w 1/16 Pucharu Włoch (0-2), ale najwidoczniej jej nie wykorzystał. Kolejne dwa spotkania Lecce przesiedział na ławce.

W sumie daje to zatem zawrotną liczbę 199 minut na murawie, jako piłkarz Lecce. Odliczając natomiast mecze towarzyskie wychodzi nam już tylko 108 minut.

Jakub Rzeźniczak wygrał w sądzie z byłym klubem. Otrzyma pokaźną sumę pieniędzy

Jakub Rzeźniczak wygrał sądową batalię z Kotwicą Kołobrzeg, informuje portal „e-kg.pl”. Piłkarz ma otrzymać zaległe pensje wraz z odsetkami.

Latem 2023 roku Jakub Rzeźniczak związał się z Kotwicą Kołobrzeg. Jego przygoda z tym klubem nie potrwała jednak zbyt długo. Licznik występów Rzeźniczaka w barwach Kotwicy zatrzymał się na zaledwie 17 meczach.

W styczniu 2024 roku Kotwica Kołobrzeg jednostronnie wypowiedziała umowę Jakuba Rzeźniczaka. Powód? Pamiętny występ piłkarza w telewizji. O całej tej sprawie szerzej pisaliśmy wtedy TUTAJ.

Jeszcze przed rozwiązaniem kontraktu Kotwica miała zalegać z wypłatą wynagrodzeń Rzeźniczakowi. Po wypowiedzeniu umowy przez klub sprawa trafiła do sądu. Ostatnio miała ona swój finisz, o czym poinformował serwis „e-kg.pl”. Piłkarz wygrał sprawę. Sąd zadecydował o konieczności zapłaty przez Kotwicę wszystkich zaległych pensji wraz z odsetkami. Kwota ta ma oscylować w granicach 200 tysięcy złotych.


źródło: e-kg.pl

Robert Lewandowski doceniony! Piękne słowa Deco: „Nie pieniądze, ale entuzjazm”

Robert Lewandowski świetnie spisuje się w tym sezonie w Barcelonie. W meczu z Celtą Vigo (2-2) strzelił swojego 20 gola. Deco na łamach „Mundo Deportivo” nie kryje swojego zachwytu 36-latkiem.




FC Barcelona zanotowała w sobotę wpadkę. Choć prowadzili 2-0 z Celtą, to w końcówce, grając w osłabieniu, dali sobie wbić dwie bramki. Rywalizacja zakończyła się tym samym wynikiem 2-2, a jednego z goli dla Blaugrany strzelił Robert Lewandowski.

„Mamy Roberta”

Forma, jaką prezentuje w bieżących rozgrywkach kapitan reprezentacji Polski, jest imponująca. Po 18 rozegranych meczach na wszystkich frontach, Lewandowski może pochwalić się 20 trafieniami. W dorobku ma także 2 asysty.

„Lewy” zamknął tym samym spekulacje o swoim potencjalnym odejściu z Katalonii. Zdecydowanie w tej kwestii wypowiedział się również Deco. Dyrektor sportowy FC Barcelony wprost powiedział, że zespół nie potrzebuje innego napastnika.




– Zawodnika, takiego jak Robert Lewandowski, nie będą motywować pieniądze, ale entuzjazm. Mam nadzieję, że będzie chciał kontynuować tutaj swoją grę w przyszłym sezonie. Dziś nie chcemy żadnej „dziewiątki”. Mamy Roberta – podkreślił Portugalczyk na łamach „Mundo Deportivo”.

FC Barcelona po 14 kolejkach La Ligi zajmuje 1. miejsce w tabeli z 34 punktami. Drugie jest Atletico Madryt z 29 „oczkami”. Podium zamyka obecnie Real Madryt, który uzbierał 27 pkt., ale ma dwa spotkania rozegrane mniej.

Źródło: meczyki.pl