NEWSY I WIDEO

Kto pokaże Ligę Mistrzów w przyszłym sezonie? Tajemniczy wpis Zbigniewa Bońka

Obecne prawa do pokazywania Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy obowiązują do końca tego sezonu. Zbigniew Boniek opublikował wpis na twitterze, mówiący o tym, że prawa do transmisji rozgrywek europejskich w Polsce zostały już przyznane.

Najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie od sezonu 2018/2019 możemy oglądać na sportowych kanałach Polsatu, a wcześniej prawa posiadała stacja Canal Plus. Obecna licencja obowiązuje do końca sezonu 2020/2021. Na przełomie lutego oraz marca miał odbyć się przetarg w celu wyłonienia telewizji odpowiedzialnej za transmisję rozgrywek w Polsce od kolejnego sezonu.

Przetarg już rozstrzygnięty

Zbigniew Boniek zdradził na twitterze, że prawa do transmisji europejskich rozgrywek w latach 2021-2024 w Polsce zostały już przyznane. Prezes PZPN nie napisał jednak, kto wygrał przetarg.

Czas na zmiany?

Nie wiadomo jeszcze, czy walkę o prawa ponownie wygrał Polsat, czy może dojdzie do zmiany. Do tweeta Zbigniewa Bońka za pomocą gifa odniósł się dyrektor TVP Sport. Krótki film przedstawia scenę z kuchni. Jak wiemy, nieodłącznym elementem Ligi Mistrzów w Polsacie był właśnie kącik kulinarny. Ponadto tweeta prezesa PZPN polubił Tomasz Hajto – ekspert Polsatu Sport. Czyżby miało to oznaczać kolejną wygraną Polsatu? Jeśli tak się stanie, to kibice z pewnością nie będą szczególnie zadowoleni. Jednak najpierw poczekajmy na oficjalne informacje w tej sprawie.

Lewandowski nie jest najlepszy na świecie? Selekcjoner Brazylii postawił na kogoś innego

Tite udzielił ostatnio obszernego wywiadu dla serwisu „FIFA.com”. Selekcjoner reprezentacji Brazylii wybrał w nim trójkę najlepszych piłkarzy na świecie. Zdaniem 59-latka Robert Lewandowski nie jest aktualnie najlepszy. Przed Polakiem umieścił jednego zawodnika.

W roku 2020 napastnik Bayernu nie miał sobie równych. „Lewy” z klubem wygrał wszystko, a sam zgarnął multum indywidualnych nagród. Wielokrotnie to 32-latka uznawano za najlepszego piłkarza minionego roku.

Przypomnijmy, że Hansi Flick poprowadził Bayern do zwycięstwa w Bundeslidze, Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów. Wygrał także Klubowe Mistrzostwa Świata, Superpuchar Niemiec i Superpuchar Europy. Tym samym Bawarczycy zostali drugą drużyną w historii, która zdobyła sekstet.

Ogromna w tym zasługa Roberta Lewandowskiego. Polak był królem strzelców zarówno w niemieckiej lidze, jak i krajowym pucharze. Także w Champions League nie miał sobie równych.

Tite wybrał inaczej

Mimo doskonałego roku Polaka selekcjoner reprezentacji Brazylii nie ceni sobie jego umiejętności tak bardzo, jak Neymara. Jego zdaniem to właśnie lider PSG zasłużył obecnie na miano najlepszego piłkarza na świecie.

– Moja trójka jest taka, na jaką głosowałem w plebiscycie FIFA The Best. Najpierw Neymar, drugie miejsce dla Roberta Lewandowskiego, a trzecie dla Kevina De Bruyne – przyznał Tite w rozmowie z „FIFA.com”.

– Zanim Neymar złapał kontuzję, był w fantastycznej formie, nawet jak na swoje standardy. Lewandowski to znakomity napastnik. De Bruyne jest w stanie robić rzeczy, których inni nie potrafią. Jego improwizacja i determinacja sprawiają, że uwielbiam patrzeć na jego grę – wyjaśnił swój wybór.

Tite stwierdził również, że Alisson był najlepszym bramkarzem minionego roku. Jego zdaniem Brazylijczyk przewyższał zarówno Oblaka, Ter Stegena i Neuera.

– Czy Alisson jest w najlepszej trójce na świecie? Nie mam co do tego wątpliwości, jestem stuprocentowo przekonany. Ale żeby powiedzieć, że jest numerem jeden, musiałbym dokładnie przyjrzeć się wszystkim bramkarzom, aby ich porównać. Mogę powiedzieć, że przez ostatni rok był najlepszy, grał lepiej od Ter Stegena, Oblaka i Neuera – zaznaczył.

Co najbardziej różni Ekstraklasę od Premier League? Jakub Moder nie zostawił wątpliwości

Jakub Moder jest już na Wyspach od dłuższego czasu. 21-letni pomocnik w rozmowie z Canal+ wskazał największą różnicę pomiędzy Ekstraklasą a Premier League. Przede wszystkim obie ligi odbiegają od siebie umiejętnościami piłkarskimi zawodników.

Pomocnik dogadał się w sprawie transferu do Brighton w październiku. Nie trafił jednak do Anglii od razu. „Mewy” postanowiły wypożyczyć go najpierw z powrotem do Lecha, gdzie miał pozostać do końca sezonu. Finalnie klub z Premier League zdecydował się na skrócenie jego pobytu w Polsce, a Moder wyleciał na Wyspy w styczniu.

Różnica w stosunku do Ekstraklasy

W rozmowie z Canal+ pomocnik przyznał, że przyzwyczajenie się do nowych realiów nie było dla niego łatwe. Wyjazd do Anglii był sporym przeskokiem względem gry w Ekstraklasie.

– To duża różnica. Najbardziej zauważalna jest pod względem piłkarskim. Jakość zawodników stoi na najwyższym poziomie – przyznał Moder.

Na szczęście, przed transferem 21-latek zebrał doświadczenie przez regularną grę w Lechu w Ekstraklasie i Lidze Europy. Udało mu się przecież także zadebiutować w reprezentacji Polski.

– Nie mówię, że nie byłem gotowy, bo myślę, że nie miałem takiego problemu. Zrobiło na mnie jednak fajne wrażenie, że każdy zawodnik, czy to młody z akademii, czy to ktoś będący teoretycznie dalej od składu, ma niesamowitą jakość. Widać to na każdym treningów. Od każdego piłkarza mogę się czegoś nauczyć – dodał.

W minioną sobotę Moder zaliczył swój debiut w Premier League. Polak pojawił się w końcówce przegranego meczu z WBA. Dla pomocnika był to dopiero drugi występ w barwach Brighton. Wcześniej zagrał w pucharowym spotkaniu z Leicester City. Wtedy na boisku pojawił się także Michał Karbownik.

Co dalej z Bartomeu? Były prezydent FC Barcelony może trafić do więzienia na wiele lat

Josep Maria Bartomeu i jego współpracownik usłyszeli zarzuty. Obu panom grozi kara pozbawienia wolności nawet do 6 lat.

Bartomeu opuścił areszt

W poniedziałkowy poranek do biur Barcelony wtargnęła policja. Śledczy prowadzili przeszukiwania pod kątem sprawy „Barca Gate”. W związku ze wspomnianą aferą zatrzymano w sumie cztery osoby z prezydentem Bartomeu na czele. Josep Maria Bartomeu oraz jego były doradca Jaume Masferrer zostali już wypuszczeni z aresztu po tym, jak odmówili składania zeznań.

Zarzuty wobec byłego prezydenta Barçy

Zarówno Josep Maria Bartomeu jak i Jaume Masferrer zdołali już usłyszeć stawiane im zarzuty. Chodzi o „działanie na szkodę klubu” oraz „korupcję”. Za pierwszy z wymienionych czynów grozi do 6 lat więzienia, z kolei za korupcję maksymalna kara wynosi 4 lata pozbawienia wolności.

Kontuzja Krzysztofa Piątka! Polak nie trenuje z Herthą Berlin

W ostatnich tygodniach kontuzje nie oszczędzają reprezentantów Polski. Tym razem padło na Krzysztofa Piątka, który nabawił się urazu w ostatnim meczu swojej drużyny.

Problemy Paulo Sousy

Krzysztof Piątek jest drugim napastnikiem reprezentacji Polski (po Arku Miliku), który nabawił się kontuzji w ostatnim czasie. Ponadto wcześniej więzadła zerwali Krystian Bielik oaz Jacek Góralski. Oboje mogą już zapomnieć o wyjeździe na najbliższe EURO. Do tego dochodzi Łukasz Fabiański, który w weekend uszkodził bark. W obliczu zbliżającego się zgrupowania reprezentacji Polski Paulo Sousa może mieć lekki ból głowy.

ZOBACZ: Które mecze w Polsce obejrzy Paulo Sousa? Ciekawy plan Portugalczyka

Piątek kontuzjowany

Napastnik reprezentacji Polski oraz Herthy Berlin nabawił się urazu w ostatnim meczu swojego klubu z VfL Wolfsburg, w którym Polak wszedł na boisko z ławki w 46. minucie. Kontuzja była efektem starcia w doliczonym czasie gry, kiedy polskiego napastnika w nieprzepisowy sposób zaatakował Marin Pograncic. Za swoje zachowanie Chorwat ujrzał drugą żółtą kartkę, przez co musiał opuścić boisko.

Kiedy wróci do gry?

Jak podaje Marcin Borzęcki, Polak od wspomnianego spotkania nie pojawił się na treningu swojego zespołu. Występ w najbliższej kolejce Bundesligi przeciwko Augsburgowi również stoi pod znakiem zapytania. Hertha ma tyle samo punktów co 16. w tabeli Arminia Bielefeld i zaledwie jedno „oczko” więcej niż znajdujące się w strefie spadkowej FSV Mainz. Każdy kolejny mecz dla Herthy można nazywać „walką o życie”.

Legia Warszawa niezadowolona z pracy sędziów. Klub wystosował pismo do Przesmyckiego

W sobotę Legia Warszawa wygrała na wyjeździe z Górnikiem Zabrze 2-1. Tym samym ekipa Czesława Michniewicza umocniła się na pozycji lidera Ekstraklasy. Mistrz Polski ma na koncie 39 punktów. Pogoni Szczecin, która okupuje drugą lokatę, brakuje do stołecznego klubu czterech „oczek”.

Starcie w Zabrzu było emocjonującym widowiskiem. Goście prowadzenie objęli już w 5. minucie po bramce Bartosza Kapustki, ale gospodarze potrafili się odgryźć. Przed przerwą gola na remis strzelił Jesus Jimenez, wykorzystując rzut karny.

O wygranej Legii przesądził dopiero gol Kacpra Kostorza w 82. minucie. Wspaniałą akcją popisał się wówczas Luquinhas, który w pojedynkę rozbił obronę rywali i posłał piłkę do 21-letniego napastnika. Brazylijczyk nie miał jednak łatwego życia podczas sobotniego meczu.

Poszkodowany Brazylijczyk

Pomocnik mistrza Polski był notorycznie faulowany przez zawodników Górnika. Co więcej, sędzia Bartosz Frankowski zdawał się nie widzieć przewinień, jakich dopuszczali się gospodarze.

Dla zabrzan powinny zostać pokazane przynajmniej dwie żółte kartki, po faulach na Luquinhasie. Jedna powinna trafić do Erika Janzy, zaś druga do Przemysława Wiśniewskiego. Swój kartonik zobaczył z kolei Brazylijczyk. Ta sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji. Zdaniem ekspertów wcale nie powinno jej być.

Reakcja klubu

Legia Warszawa postanowiła nie patrzeć biernie na wydarzenia z ostatniego meczu. Dariusz Mioduski wystosował specjalne pismo do Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.

W dokumencie klub podważa pracę Frankowskiego. Legia uważa, że sędzia dawał graczom Górnika przyzwolenie na nieczystą grę wobec rywali. Co więcej, w piśmie wypunktowane zostały sytuacje, które wzbudziły podejrzenia gości.

Zdjęcie

Legia Warszawa w obliczu wydarzeń z meczu z Górnikiem Zabrze wnioskuje o nieprzydzielanie sędziego Frankowskiego do swoich następnych spotkań. Zdaniem klubu arbiter wielokrotnie podejmował krzywdzące zawodników decyzje. Mistrz Polski poddaje także w wątpliwość wyznaczenie tego samego sędziego na mecz 1/4 finału Pucharu Polski.

Zdjęcie

EURO 2020 tylko w Anglii? Premier Wielkiej Brytanii zapewnia: Jesteśmy na to gotowi

Premier Wielkiej Brytanii zadeklarował, że Anglia jest gotowana na przejęcie mistrzostw Europy. UEFA wciąż sprawdza warianty i wierzy, że turniej odbędzie się na dwunastu europejskich stadionach.

EURO wyłącznie w Anglii?

Głos w sprawie organizacji EURO 2020 zabrał Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii. Polityk uważa, że jest gotowy na przyjęcie innych meczów turnieju.

– Będziemy organizować półfinały i finał EURO. Jeśli UEFA chce, żeby odbyły się u nas także inne mecze, to jesteśmy na to gotowi – cytuje Johnsona brytyjskie The Sun.

„To ojczyzna piłki nożnej”

Johnson ma także chrapkę na zorganizowanie mundialu w Wielkiej Brytanii. Polityk twierdzi, że Anglia to ojczyzna piłki nożnej.

– Jesteśmy również bardzo chętni na sprowadzenie piłki nożnej do domu w 2030 roku. To odpowiednie miejsce na organizację mundialu. Jesteśmy ojczyzną piłki nożnej, to będzie cudowne dla całego kraju.

Źródło: The Sun

Paulo Sousa musi powołać tego zawodnika. Ekspert nie ma wątpliwości

Powołania na marcowe mecze reprezentacji Polski zbliżają się wielkimi krokami. Eksperci i kibice zastanawiają się, na kogo na swoim pierwszym zgrupowaniu postawi Paulo Sousa. Kamil Kosowski uważa, że szansę musi dostać Michał Helik.

25 marca Sousa zadebiutuje w roli selekcjonera reprezentacji Polski. „Biało-Czerwoni” zainaugurują wówczas meczem z Węgrami eliminacje do mistrzostw świata 2022. Trzy dni później kadrę czeka mecz z Andorą, zaś 31 marca zakończymy zgrupowanie spotkaniem z Anglią.

Wraz ze zbliżającymi się meczami zbliża się również dzień, kiedy Paulo Sousa wyśle powołania do zawodników. Na tę chwilę mamy wiele niewiadomych, gdyż będzie to pierwszy raz, kiedy Portugalczyk bliżej przyjrzy się naszym piłkarzom. W mediach padają już jednak nazwiska, którymi nowy selekcjoner powinien się zainteresować.

Nie stać nas na pomijanie go

Kamil Kosowski w „Przeglądzie Sportowym” stwierdził, że swoje powołanie musi otrzymać Michał Helik. Ekspert Canal+ wprost przyznaje, że pominięcie go byłoby błędem. Po prostu nie stać na to, żeby chociaż nie przyjrzeć się bliżej stoperowi z Barnsley.

– Przed tym transferem wydawało się, że jest zbyt słaby fizycznie, by odnaleźć się na Wyspach. Championship to niezwykle fizyczna i wymagająca liga. Helik jest co prawda wysoki, ale brakowało mu masy mięśniowej. On szybko przebił się do składu, daje radę i w obronie, i w ataku – zauważa Kosowski.

– Sousa powinien wybrać się do Anglii i na własne oczy zobaczyć Helika w akcji. Jeśli byłby zadowolony z jego występu, to należałoby go powołać, by przez kilka dni zgrupowania z bliska przyjrzeć się, jak wygląda wśród kadrowiczów. Kamil Glik powoli szykuje się do zakończenia pięknej reprezentacyjnej kariery, mamy młodych Bednarka i Walukiewicza, ale nie stać nas na pomijanie grającego regularnie w Championship stopera, który w dodatku potrafi dać sporo drużynie w ataku – podsumował były reprezentant Polski.

Helik w tym sezonie wystąpił 36-krotnie w barwach Barsnley. Stoper strzelił także pięć bramek, a ostatnio znalazł się nawet w najlepszego drużynie lutego w Championship.

Rafał Augustyniak w reprezentacji Polski? „Nie było żadnego kontaktu ani od Brzęczka, ani od Sousy”

Rafał Augustyniak był gościem w programie Sekcja Piłkarska. Piłkarz Uralu Jekaterynburg zdradził, że liczy na powołanie do kadry biało-czerwonych.

Dobre występy Polaka

Augustyniak zbiera dobre noty, odkąd zmienił Miedź Legnica na klub z rosyjskiej Premier Ligi. W miniony weekend zdobył dwa gole w ligowym meczu przeciwko Krasnodarowi. 27-latek opowiedział w programie, że ani Jerzy Brzęczek, ani Paulo Sousa nie kontaktowali się z nim w sprawie powołania do reprezentacji Polski.

– Nie tyle miałem żal do trenera Brzęczka, słyszałem, że było zainteresowanie z jego strony, gdy występowałem jeszcze w Miedzi Legnica. Później zagrałem fajny sezon w Rosji. Być może teraz się coś zmieni. Jest jakaś szansa, są kontuzje, ale ja nie wysyłam powołań – cytuje defensywnego pomocnika portal meczyki.pl.

– Nie było żadnego kontaktu ze strony sztabu reprezentacji. Być może za daleko wyjechałem i to dlatego – dodał Augustyniak.

Bilans Rafała Augustyniaka w sezonie 2020/2021 to 18 występów, 3 bramki i 1 asysta. Transfermarkt wycenia 27-latka na 1.5 mln euro. Jego umowa z Uralem Jekaterynburg wygasa w czerwcu 2023 roku.

Źródło: Meczyki.pl, Sekcja Piłkarska

Bale nie lubi Legii? Wymowny gest Walijczyka [WIDEO]

W niedzielnym spotkaniu Premier League Tottenham pokonał Burnley 4:0. Po pierwszej bramce Son zrobił z palców literę „K”, a Bale literę „W”. W celebracji przeszkodził Lucas, który postanowił pokazać gest „elki”. 31-letniemu skrzydłowemu nie do końca się to spodobało.

Kylian Mbappe przejdzie do Realu Madryt? Wiele zależy od Garetha Bale’a

Coraz więcej mówi się o potencjalnym transferze Kyliana Mbappe do Realu Madryt. Według hiszpańskich mediów wiele zależy od tego, jak szybko Królewscy sprzedadzą Garetha Bale’a.

Powrót na właściwe tory

Gareth Bale chyba przypomniał sobie, jak się gra w piłkę. Walijczyk jeszcze niedawno miał problem z wywalczeniem sobie miejsca w podstawowej jedenastce Tottenhamu, a tym czasem w czterech ostatnich spotkaniach strzelił 4 gole i zanotował 3 asysty.

Jest to bardzo dobra wiadomość dla Realu Madryt. Bale przebywa na wypożyczeniu w Tottenhamie do końca czerwca, po czym wróci do Królewskich, z którymi ma podpisany kontrakt ważny do połowy 2022 roku. Zarząd Realu liczy na dobrą grę 31-latka, aby ten wzbudził zainteresowanie innych klubów.Według hiszpańskiego dziennika „AS”, odejście Bale’a w czerwcu tego roku pozwoliłoby zaoszczędzić Królewskim 30 milionów euro.

Mbappe za Bale’a

Pieniądze zaoszczędzone na Bale’u mogłyby pomóc w sprowadzeniu Kyliana Mbappe. Real Madryt marzy o ściągnięciu Francuza do siebie, jednak wiązałoby się to z dużymi wydatkami. Odejście Bale’a zwolniłoby znaczną część finansów, które można by było przeznaczyć na opłacenie 22-latka.

Kyliana Mbappe do czerwca 2022 roku obowiązuje kontrakt z PSG. Francuz nie przedłużył jeszcze umowy z Paryżanami, co otwiera furtkę Królewskim. Real może przygotować odpowiednią ofertę dla 22-latka i zachęcić go do przenosin na Santiago Bernabéu.

Kapustka wróci do reprezentacji Polski? „Poczekajmy z tymi komplementami”

Coraz więcej mówi się o możliwym powrocie Bartosza Kapustki do reprezentacji Polski. Nie wszyscy są jednak fanami 24-letniego piłkarza. Wśród nich znalazł się m.in. Dariusz Dziekanowski.

Kapustka coraz bliżej reprezentacji?

Po tym, jak Bartosz Kapustka powrócił do rodzimej ligi, z miesiąca na miesiąc gołym okiem widać znaczący progres w grze 24-latka. Co prawda nie jest to jeszcze taka forma, w jakiej był Bartek podczas EURO 2016, jednak z każdym występem przybliża się on do reprezentacji Polski. Tym bardziej że w linii pomocy Paulo Sousa może mieć w najbliższym czasie niemały ból głowy.

W ostatnich miesiącach Bartosz Kapustka jest wyróżniającą się postacią już nie tylko w Legii Warszawa, ale i w całej naszej lidze. Jasne, nie jest to zbyt wielkie osiągnięcie, jednak Paulo Sousa z pewnością skupi uwagę na 24-latku. W związku z ostatnimi obiecującymi występami wielu kibiców oraz ekspertów widzi miejsce w kadrze Sousy właśnie dla Bartka Kapustki.

Nie wszyscy są fanami Kapustki

Negatywnie nastawiony do Bartosza Kapustki jest z kolei Dariusz Dziekanowski. 63-krotny reprezentant Polski w swoim felietonie na łamach „Przeglądu Sportowego” podzielił się swoją opinią nt. 24-letniego piłkarza Legii Warszawa.

– Niektórzy widzą go już w roli tego, który zastąpi Grosickiego. Bo powoli odbudowuje się w Legii i w kilku meczach pokazał się z dobrej strony. Tutaj chciałbym postawić pytanie: czego spodziewamy się po takim zawodniku? […] Ja nie widzę w nim jeszcze ani wysokiej, stabilnej formy, ani aż tak wyraźnej determinacji. Zbyt wczesny powrót mógłby na niego źle podziałać, zdemotywować – napisał Dariusz Dziekanowski w felietonie dla „Przeglądu Sportowego”.

Po tym, co pisze Dariusz Dziekanowski, można wywnioskować, że Kapustka najpierw musi wygrać coś z Legią, aby mógł pojechać na EURO.

– Poczekajmy z tymi komplementami pod adresem Kapustki jeszcze chwilę. Dajmy mu się wykazać, osiągnąć jakiś sukces (mistrzostwo lub Puchar Polski). A wtedy, może latem, nie będzie już żadnych wątpliwości co do jego powołania – dodał były reprezentant Polski.

źródło: Przegląd Sportowy

Wzorowy kapitan w akcji. Dusan Tadić pokazał, co znaczy być liderem

W niedzielę odbył się mecz na szczycie holenderskiego. Starcie PSV z Ajaxem było hitem 24. kolejki Eredivisie. Obie ekipy przed spotkaniem dzieliło sześć punktów różnicy. Gospodarze z Eindhoven potrzebowali zwycięstwa nad liderem ligi, żeby jeszcze nawiązać do walki o tytuł. Finalnie jednak starcie zakończyło się podziałem punktów, ale emocji nie zabrakło.

Jeszcze w pierwszej połowie w lepszych humorach byli piłkarze PSV. Eran Zahavi w 39. minucie wyprowadził ich na prowadzenie, więc do szatni schodzili z podniesionymi głowami. Przez długi czas wydawało się, że Ajax nie zdoła już wyrwać punktów w Eindhoven, aż do 92. minuty. W doliczonym czasie gry bohaterem amsterdamczyków został Dusan Tadić.

Kapitan z żelazną psychiką

Emocje towarzyszące spotkaniu PSV z Ajaxem były gigantyczne. Niedość, że generalnie był to mecz dwóch holenderskich potęg, to jeszcze lidera z wiceliderem ligi. Nic więc dziwnego, że obu stronom zależało na zwycięstwie.

Goście mieli sporo powodów do zmartwień. Sobotnie spotkanie było jednym z tych, kiedy strzelasz, tworzysz akcje, robisz wszystko, ale piłka nie chce wpaść do bramki. Takim sposobem to PSV prowadziło przez dłuższy czas gry, bo aż do doliczonego czasu drugiej połowy.

Wówczas, w 92. minucie sędzie podyktował rzut karny dla gości, po tym jak w polu karnym ręką zagrał Denzel Dumfries. Piłkę z jedenastego metra miał uderzyć Dusan Tadić, jednak rywale nie chcieli mu tego ułatwiać. Przy „wapnie” zebrało się kilku piłkarzy gospodarzy, którzy próbowali rozkopać miejsce ułożenia futbolówki. Chwilę wcześniej kłócili się z sędzia o słuszność przyznanego Ajaxowi stałego fragmentu. Oczywiście karny był ewidentny, ale oni nie chcieli się z tym pogodzić.

Finalnie kapitanowi gości udało się podejść do piłki. I zrobił, co do niego należało. Serb wytrzymał presję i dał Ajaxowi, jakże potrzebny, remis.

Trudne zadanie

Sprawa wykonania „jedenastki” była o tyle utrudniona, że Tadić od początku był mocno dekoncentrowany. Raz, że od niego zależały w tamtym momencie losy wyniku, a dwa, że rywale nadal mu nie odpuszczali. Od Dumfriesa, który rzut karny sprokurował, miał usłyszeń sporo niemiłych słów.

– Powiedział, że jestem pi*dą. Że nie jestem prawdziwym liderem. I że na pewno spudłuje – przyznał po meczu Tadić.

Oczywiście zaraz po trafieniu na wagę remisu Serb postanowił odpłacić rywalowi pięknym za nadobne. Zemsta na Dumfriesie musiała smakować wyjątkowo dobrze.

– Co powinienem zrobić po strzeleniu bramki? Powiedzieć „dzięki, że nazwałeś mnie pi*dą”? Nie. W takich sytuacjach odpowiadasz mu tym samym – krzyczał po wykorzystaniu karnego.

Na tym się jednak nie skończyło. Tadić ruszył natychmiast do rywala, który wcześniej go wyzywał, a koledzy z drużyny nie mogli nad nim zapanować. Ostatecznie jednak udało się bezpiecznie doprowadzić mecz do końca, a Ajax utrzymał przewagę nad wiceliderem z Eindhoven.

Kibice wyrazili swoje niezadowolenie

Po ostatnim gwizdku sędziego nadal było gorąco. Kiedy piłkarze gości opuszczali stadion PSV czekała na nich grupka kibiców gospodarzy. Kilku z nich próbowało wtargnąć między zawodników a ich autokar, ale ochronie ostatecznie udało się z nimi uporać. Chociaż nie bez kłopotów.

Niektórych jednak nie udało się powstrzymać. Pojedyncze jednostki ze wspomnianej grupki obrzucały piłkarzy monetami. Jedna z nich trafiła nawet Tadicia w głowę.

Sprawa Michała Ż. trafiła do sądu. Wiadomo, co grozi byłemu reprezentantowi Polski

Poznaliśmy dalsze konsekwencje grudniowego występku Michała Ż. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłemu reprezentantowi Polski. 

Przypomnijmy, że w grudniu ubiegłego roku Michał Ż. spowodował wypadek w centrum Warszawy. 44-latek doprowadził do kolizji z autobusem stojącym na czerwonych światłach. Nikomu nic się nie stało, jednak za byłym piłkarzem konsekwencje nadal się ciągną.

Oskarżenia

Do wypadku doszło 22 grudnia na skrzyżowaniu ulicy Miodowej i Długiej. Około godziny 00:40 pijany kierowca samochodu marki bmw wjechał w autobus. Badanie alkomatem wykazało, że sprawca miał w wydychanym 1,6 promila alkoholu.

Jak ustalił serwis „wiadomosci.wp.pl” w piątek 26 lutego sprawę skierowano do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście. Były piłkarz usłyszał zarzut prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości (art. 178a Kodeksu Karnego). Ż. grozi nawet do dwóch lat więzienia, a także utrata prawda jazdy na okres trzech lat.

Oskarżony w przeszłości wystąpił 102-krotnie w barwach „Biało-Czerwonych” w latach 1999-2011. Dla reprezentacji zdołał strzelić również trzy bramki. Po zakończeniu piłkarskiej kariery w 2013 roku Ż. został dyrektorem sportowym Legii Warszawa.

Aktualnie 44-latek pełnił tę samą funkcję w Motorze Lubin. Jego przyszłość w klubie była niepewna po popełnionym przestępstwie, jednak klub już pod koniec roku wydał swoje oświadczenie. W nim informuje, że Ż. pozostanie na stanowisku.

Były prezes Realu Madryt zdradził kulisy transferu Cristiano Ronaldo. „Nie chciał opuścić Manchesteru United”

Były prezes Realu Madryt, Ramon Calderon w rozmowie z ONTime opowiedział o kulisach transferu Cristiano Ronaldo. 69-latek przyznał, że Portugalczyka ciężko było kupić, ponieważ ten chciał zostać w Manchesterze United. Po dwóch latach prób jednak udało się go sprowadzić na Estadio Santiago Bernabeu.

Cristaino Ronaldo trafił do Realu Madryt latem 2009 roku. Wcześniej w barwach Manchesteru United zdobył Złotą Piłkę i wygrał Ligę Mistrzów. Ramon Calderon przyznał, że atakujący nie chciał opuścić Czerwonych Diabłów. Były prezes Królewskich zdradził kulisy transferu Portugalczyka.

– Nie było łatwo pozyskać z Ronaldo, ponieważ nie chciał opuścić Manchesteru United. Przez dwa lata próbowaliśmy go pozyskać i w końcu to się udało, było to warte każdego grosza – powiedział w rozmowie z ONTime 69-latek.

– W 2008 roku Ronaldo był najlepszy na świecie obok Messiego. Na Argentyńczyka nie było szans, ponieważ grał w Barcelonie. Podpisanie kontraktu z Ronaldo było więc okazją, którą musieliśmy wykorzystać. Zapłaciliśmy za niego 94 miliony euro. W tamtym czasie wydawało się, że to bardzo wysoka kwota, ale Ronaldo udowodnił swoją wartość – cytuje Calderona portal meczyki.pl.

Ocena Pereza

Były prezes Królewskich ocenił również dotychczasową pracę Florentino Pereza. Calderon uważa, że działacz popełnił dwa kluczowe błędy. Mimo wszystko, twierdzi, że Perez odniósł sukces.

– Bez wątpienia odniósł sukces. Czterokrotnie wygrał Ligę Mistrzów. Podpisał również kontrakt z jednym z najlepszych trenerów w historii Realu. Wydaje mi się, że popełnił dwa błędy. Pozwolił na odejście Raula, później nie zatrzymał Cristiano Ronaldo – wyliczył.

Źródło: ONTime, meczyki.pl


TROLLNEWSY I MEMY