NEWSY I WIDEO

Rozbrajająca reakcja Antonio Rüdigera. Parsknął śmiechem na wynik meczu FC Barcelony [WIDEO]

FC Barcelona zanotowała kolejną wpadkę w rozgrywkach La Liga. W internecie pojawiło się nagranie z reakcją Antonio Rüdigera, które mocno rozbawiło kibiców.

W niedzielny wieczór FC Barcelona rozgrywała kolejne spotkanie w ramach La Liga. Rywalem Blaugrany było Leganes. Ogromnym faworytem tego starcia była drużyna Hansiego Flicka. Mimo znacznej różnicy klas między zespołami trzy punkty wpadły na konto Leganes. Drużyna „Ogórków” pokonała Barcę 1:0. Cała FC Barcelona w tym meczu nie popisała się skutecznością, marnując wiele dogodnych sytuacji do zdobycia gola.

Wczorajszego wieczoru Antonio Rüdiger był obecny na jednym z eventów sportowych. Niemiec parsknął śmiechem, gdy dowiedział się o wyniku meczu Barcy. Nagranie z reakcją piłkarza Reali szybko obiegła internet.

Rüdigerowi nie powinno jednak być aż tak śmiechu. Wszak dzień wcześniej Real zremisował 3:3 z Rayo Vallecano. Niemiec rozegrał w ramach meczu pełne 90 minut.

Polski piłkarz po raz drugi zerwał więzadła. Pokaże cały proces rekonwalescencji na swoim YouTube

Paweł Bochniewicz po raz drugi w swojej karierze zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Po takim pechu piłkarze rzadko kiedy wracają do swojej optymalnej formy. Mimo to polski piłkarz nie zamierza się poddawać. Zapowiedział już, że pokaże cały proces rekonwalescencji na swoim kanale na YouTube.




Latem 2021 roku Paweł Bochniewicz po raz pierwszy zerwał więzadła krzyżowe. Wówczas wrócił do gry po niemal roku przerwy. Ostatnio polskiego obrońcę po raz kolejny spotkał pech. 28-latek po raz drugi zerwał więzadła krzyżowe. Nabawił się on urazu podczas meczu ligi holenderskiej przeciwko RKC Waalwijk rozgrywanego 29 listopada.

Dziś Paweł poinformował o szczegółach kontuzji na swoim Twitterze. Poznaliśmy między innymi kulisy diagnozy doznanego urazu. Zawodnik podzielił się z kibicami świetnym pomysłem. A mianowicie postanowił on relacjonować przebieg swojej rekonwalescencji. Wszystko ma ukazywać się w formie filmów na platformie YouTube. Pierwszy film już 29 grudnia. Celem Pawła jest przede wszystkim pokazanie młodym zawodnikom, że tak ciężka kontuzja nie może przekreślić ich marzeń.

– Więzadła krzyżowe. Drugi raz. Koniec kariery? Już nigdy nie wróci na ten sam poziom? To słowa, które słyszy piłkarz, a ja udowodnię, że to nieprawda. Pokażę wam cały proces – krok po kroku. Start projektu i pierwszy odcinek na moim kanale YouTube 29 grudnia. Więcej szczegółów wkrótce – przekazał Paweł Bochniewicz.

– Jesli możesz udostępnij, chciałbym z tym dotrzeć do jak największej ilości młodych piłkarzy, którzy myślą że to zakończy ich marzenia o karierze – dodał.




Burza wokół Viniciusa. Brazylijczyk powinien dostać czerwoną kartkę w meczu z Rayo? [WIDEO]

Rayo Vallecano niespodziewanie zremisowało sobotni mecz z Realem Madryt 3-3. Na boisku nie brakowało emocji, czego dowodem jest wynik. Sporo mówi się jednak również o kontrowersyjnym zachowaniu Viniciusa. Mówi się, że Brazylijczyk powinien dostać czerwoną kartkę.




Już w pierwszych minutach meczu Rayo sprawiło sporą niespodziankę. Po 34 minutach rywalizacji Real Madryt przegrywał 0-2. Jeszcze przed przerwą „Królewscy” doprowadzili jednak do remisu, a po przerwie wyszli na prowadzenie. Szybko je natomiast stracili, a gospodarze mogli cieszyć się ze zdobytego punktu.

Czerwona kartka?

Bramki dla Realu strzelali w sobotę: Valverde, Bellingham i Rodrygo. Tym razem nie błysnął Vinicius. O Brazylijczyku mimo wszystko zrobiło się głośno. Wszystko za sprawą kontrowersji z końcówki.




Po jednej z akcji Vinicius ruszył z pretensjami w stronę sędziego. Widać było, że skrzydłowy jest naprawdę wściekły. Interweniować musieli jego koledzy z drużyny.

Obecnie w Hiszpanii trwa dyskusja, czy Vinicius nie powinien za swoje zachowanie zobaczyć czerwonej kartki. Katalońskie media podchwyciły temat i nawiązały do sytuacji z Hansim Flickiem. Niemiec w meczu z Betisem za podobną akcję został odesłany na trybuny.

Roman Kołtoń deprecjonuje Roberta Lewandowskiego. „Nie będzie większym piłkarzem w reprezentacji od Bońka”

W jednym z ostatnich programów na antenie „Meczyków” wywiązała się ciekawa dyskusja na temat reprezentacji Polski. Obecny w studio Roman Kołtoń stwierdził wprost, że Boniek i Lato byli większymi piłkarzami w reprezentacji Polski od Roberta Lewandowskiego.

Robert Lewandowski od wielu lat jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Przez pewien okres był on wręcz najlepszym graczem na całym globie. Już przez kilkanaście lat gra on na najwyższym światowym poziomie, przy czym raz za razem bije kolejne rekordy, zapisując się na kartach historii futbolu.




Nie ma co ukrywać, że Lewy zdecydowanie większe osiągnięcia ma w piłce klubowej, niż w reprezentacyjnej. Wynika to przede wszystkim z ograniczeń zasobów ludzkich polskiego futbolu. Reprezentacja Polski w ostatnich latach nigdy nie miała tak dobrych piłkarzy jak tych, z którymi Robert miał przyjemność grać w klubach. Mimo to Lewy często ciągnął reprezentację i niejednokrotnie w pojedynkę rozstrzygał o losach meczu.

W mediach często pojawia się dyskusja na temat tego, kto jest najlepszym piłkarzem w historii polskiego futbolu. I w tym temacie opinie często zależą od czynników, jakie ktoś bierze pod uwagę. I tak w tej kwestii głos zabrał ostatnio Roman Kołtoń na łamach „Meczyków”. Dziennikarz wprost stwierdził, że dla niego – pod względem piłki reprezentacyjnej – większymi piłkarzami od Lewandowskiego są chociażby Boniek czy Lato.

– Nie no, panowie. Boniek był gwiazdą 3 mundiali. Lewy nie był gwiazdą żadnego – rozpoczął Roman Kołtoń.

– Lewy jest największym piłkarzem, jeśli chodzi o kluby. Ja z tą tezą nie dyskutuję, uważam, że tak jest. Natomiast Robert Lewandowski, mimo wszystko, nie będzie większym piłkarzem – w sensie reprezentacji – od Bońka, Laty. Nie ma szans – ocenił dziennikarz.

– Lato był gwiazdą trzech mundiali. Też ludzie zapominają. Był królem strzelców. Nie umniejszamy ani Laty, ani Bońka, ani Lewego. Bo Lewy jest wielki, jest gigantem. (…) Ale słuchajcie, tamci byli gwiazdami mundiali – podsumował Kołtoń.




Co za cyrk w Bundeslidze. Bramkarz zaatakowany przez kibiców. Mecz musiał dokończyć napastnik [WIDEO]

Do niebywałego skandalu doszło w meczu Bundesligi. Bramkarz Bochum został zaatakowany przez kibiców Unionu Berlin, przez co musiał zejść z boiska. Na murawie musiał zastąpić go napastnik.




W sobotę Union Berlin podejmował na własnym stadionie Bochum. Gospodarze byli w dużo lepiej pozycji, bo mierzyli się ze zdecydowanie najsłabszą drużyną w Bundeslidze. Przed pierwszym gwizdkiem goście mieli na koncie zaledwie 2 punkty i szorowali po dnie tabeli.

Skandaliczne zachowanie kibiców

Na pewną wygraną Unionu wskazywała także szybka czerwona karta, którą otrzymał zawodnik Bochum już w 13. minucie. Mimo gry w przewadze, gospodarze nie byli jednak w stanie strzelić bramki. Co więcej, jako pierwsi strzelili ją właśnie goście.

23. minucie Bochum wyszło na prowadzenie. Co prawda chwilę później doprowadził do remisu, ale taki wynik utrzymał się już do końca spotkania. Niestety, w samej końcówce byliśmy świadkami przykrych obrazków.




Kibice Unionu zaczęli rzucać różne przedmioty w kierunku Patricka Drewesa, bramkarza gości. Zawodnik Bochum został w pewnym momencie trafiony w głowę, prawdopodobnie zapalniczką.

Mecz po tym incydencie został oczywiście przerwany przez sędziego. Zawodnicy obu drużyn skierowali się do szatni, ale wrócili już po kilku minutach. W zespole Bochum zabrakło już natomiast bramkarza. Drewesa musiał zastąpić napastnik – Philipp Hofmann.




Choć Union mógł spróbować wykorzystać zamieszanie i strzelić bramkę w końcówce, nie zrobił tego. Zamiast tego, zawodnicy obu drużyn wymieniali między sobą piłkę. Nie trwało to jednak co prawda długo, bo do dogrania zostało zaledwie kilka sekund.

Kibice Śląska podsumowali fatalną rundę swojego klubu. „Spadek jest nasz” [WIDEO]

Runda jesienna w PKO BP Ekstraklasie dobiegła końca. Ta nie potoczyła się po myśli Śląska Wrocław. Po ostatnim meczu w tym roku kibice Śląska wylali swoje żale.




Po świetnym poprzednim sezonie w Śląsku Wrocław coś ewidentnie się popsuło. Runda jesienna nowej kampanii w wykonaniu tego zespołu była po prostu fatalna. W 18 meczach piłkarze Śląska wygrali tylko raz. Łącznie zdobyli zaledwie 10 punktów. Zimę spędzą na ostatnim miejscu. Do pozycji dającej im utrzymanie tracą 9 punktów.

W ostatnim meczu w tym roku piłkarze Śląska nie poprawili swojego wizerunku w oczach wrocławskich kibiców. Na finiszu jesiennych zmagań Śląsk poległ w starciu z Radomiakiem Radom wynikiem 1:2.

Po ostatnim meczu kibice Śląska dali upust swoim emocjom. Pojawiły się hasła pt. „Wyp*******ć”, czy też przyśpiewki „Spadek jest nasz”. Pojawiły się też odniesienia w stronę Jacka Sutryka. Na meczu widniał także transparent z napisem: „Amatorzy w ratuszu, zarządzie, zespole. Była Ryga, St. Gallen, będzie Pruszków i Opole”.




Lukas Podolski znowu pomógł Górnikowi. Ogromna współpraca klubu potwierdzona

Górnik Zabrze nawiązał współpracę z japońskim Vissel Kobe. Duża w tym zasługa Lukasa Podolskiego. To nie pierwszy raz, kiedy Niemiec pomaga klubowi w kwestiach pozaboiskowych.

Vissel Kobe to obecny mistrz Japonii. Tytuł obronił zresztą kilka dni temu. Przez szeregi klubu przewinęło się wielu znakomitych piłkarzy, jak chociażby Andres Iniesta, czy Lukas Podolski.

Współpraca przyklepana

Niemiec spędził w Kobe trzy lata w okresie od 2017 do 2020 roku. Zawodnik Górnika Zabrze zbudował sobie tym samym pozycję w klubie. Na tyle solidną, że dzięki jego wstawiennictwu, „Trójkolorowi” mogli nawiązać współpracę z Japończykami.

Oba kluby stały się strategicznymi partnerami, na mocy dokumentów, które podpisano w sobotę. Współpraca ma obowiązywać nie tylko na polu transferowym, ale również marketingowym.

– Bardzo się cieszymy, że dzięki Lukasowi i jego kontaktom na świecie, jako Górnik Zabrze mogliśmy nawiązać współpracę z tak utytułowanym klubem w Japonii. Tamtejszy rynek jest już od kilku lat pod naszą obserwacją. Interesujemy się nim, obecnie w kadrze pierwszej drużyny mamy czwartego piłkarza z tego kraju – przekazał Łukasz Milik.

– Piłkarze z Japonii świetnie się odnajdują w Górniku. Za nami pierwsza wizyta przedstawiciela klubu w Zabrzu. Wierzymy, że czeka nas wiele wspólnych inicjatyw nie tylko w obszarze sportowym, ale także marketingowym, wizerunkowym czy sponsoringowym. Poprzez wspólne działania chcemy zbudować markę Górnika w Azji oraz pomóc Vissel Kobe budować markę w Europie – dodał dyrektor Górnika.

Bójka w klubie Ekstraklasy! Piłkarz aż stracił przytomność

Podczas ostatniego treningu Radomiaka Radom doszło do bójki między piłkarzami. Jeden z nich aż stracił przytomność, informuje „Weszło”.




Większość polskich klubów zakończyła już tegoroczną rywalizację w PKO BP Ekstraklasie. Za nami 18 kolejek. Do rozegrania został już tylko jeden zaległy mecz. W sobotę Śląsk Wrocław podejmie u siebie Radomiaka Radom. Jest to zaległe starcie z trzeciej serii gier.

Radomiak przygotowywał się do meczu ze Śląskiem w mocno napiętej atmosferze. Na jednym z ostatnich treningów doszło nawet do bójki między piłkarzy, o czym poinformował serwis „Weszło”. Podczas jednej z gierek zawrzało między Vagnerem Diasem a Rafałem Wolskim.

Jak czytamy w artykule autorstwa Szymona Janczyka, powodem spięcia między piłkarzami Radomiaka miała być błahostka. Mimo to doszło do bójki. Choć ciężko w zasadzie nazwać to bójką, gdyż agresją wykazała się tu tylko jedna osoba. Atak zainicjował Vagner Dias, który miał rzucić się na Wolskiego z pięściami. Miało to być uderzenie zza pleców, kiedy Wolski kompletnie się tego nie spodziewał. Polak miał nawet stracić przytomność.




Czy Vagnera Diasa spotka kara? Jak najbardziej. A w zasadzie, to już spotkała. Trener Radomiaka odsunął go od zespołu. Nie zobaczymy go zatem w meczu ze Śląskiem. Klub będzie chciał rozwiązać umowę, a sprawa trafiła już nawet do FIFA, informuje „Weszło”.


źródło: Weszło

Losowanie udane, ale szanse na bezpośredni awans na mundial nikłe. To mówią statystyki

Niezawodny „AbsurDB” wyliczył procentowe szanse reprezentacji Polski w nadchodzących eliminacjach do Mistrzostw Świata 2026. Najbardziej prawdopodobny scenariusz, to gra Biało-Czerwonych w barażach do mundialu. Szanse na bezpośredni awans są zaledwie kilkuprocentowe.

Za nami losowanie grup eliminacji Mistrzostw Świata. Dla reprezentacji Polski dzisiejsza ceremonia była relatywnie udana. Szczególnie jeśli chodzi o rywali wylosowanych z koszyków numer 3, 4 i 5. Z nich do naszej grupy wylosowano kolejno: Finlandię, Litwę i Maltę. Zdecydowanie mniej szczęścia Polacy mieli jeśli chodzi o dobór rywala z pierwszego koszyka. Z niego dolosowano do kogoś z pary Hiszpania-Holandia. W „polskiej” grupie zagra przegrany tego meczu, który odbędzie się w ramach ćwierćfinału Ligi Narodów.

Wszystko wskazuje na to, że Polacy w eliminacjach powalczą o drugie miejsce. O wygranie grupy będzie ciężko, wszak w dwumeczu z Hiszpanią lub Holandią faworytem nasza reprezentacja nie będzie. Zajęcie drugiego miejsca zdaje się być wielce prawdopodobne. Ciężko sobie – mimo wszystko – wyobrazić, by miał nas wyprzedzić ktoś z trójki Finlandia-Litwa-Malta. Przypomnijmy, że drugie miejsce w grupie zapewnia udział w barażach. Bezpośredni awans wywalczą tylko zwycięzcy grup.




A co mówią statystyki? Niezawodny użytkownik „AbsurDB” opublikował na Twitterze swoje szacunki, co do szans poszczególnych reprezentacji w nadchodzących eliminacjach. Jeśli chodzi o Polskę, to – według wyliczeń – ma ona zaledwie 5,7% szans na wygranie grupy i uzyskanie awansu na MŚ. Zajęcie drugiego miejsca, to prawdopodobieństwo na poziomie 77,8%. Jest także szansa na zakwalifikowanie się do baraży poprzez Ligę Narodów. Polska ma na to jednak zaledwie 0,7% szans. Zatem łączne szanse na baraż to 78,5%. Z kolei najczarniejszy scenariusz, czyli brak gry choćby w barażach, jest oceniany na 15,8%.

Czy losowanie faktycznie było dla nas bardzo szczęśliwe? Jednak nie aż tak, jak mogło się pierwotnie wydawać. Głównie za sprawą wylosowania z pierwszego koszyka pary Hiszpania-Holandia. Według wyliczeń użytkownika „AbsurDB” szanse po poznaniu rywali – względem stanu przed losowaniem – mocno się zmieniły. Szanse na bezpośredni awans zmalały z ok. 9% do ok. 6%. Wzrosły jednak nasze szanse na udział w barażach. Teraz wynoszą one ok. 78% i są one większe o ok. 15% w porównaniu do stanu przed poznaniem rywali. Ogólne szanse Biało-Czerwonych na udział w Mistrzostwach świata wynoszą obecnie ok. 25,5%. Przed losowaniem było to 25%.




Były dyrektor TVP Sport odchodzi z InPost i odpowiada na plotki. „Obrzydliwa manipulacja”

Marek Szkolnikowski ogłosił swoje odejście z InPost (o jego dołączeniu do firmy pisaliśmy TUTAJ). Były dyrektor TVP Sport będzie pełnił funkcję Head of International Sports Sponsorship w InPost do końca grudnia.

Odchodzi z InPost

Marek Szkolnikowski poinformował na LinkedIn o swoim odejściu z dotychczasowego miejsca pracy. Jak sam podkreśla, decyzja została podjęta w pełnym porozumieniu ze stroną pracodawcy. Powodem jest chęć skupienia się na innych projektach zawodowych, które obecnie pochłaniają większość jego czasu.

– Rafał Brzoska wymaga od swoich menedżerów 100% zaangażowania. Ze względu na moje plany zawodowe oraz inne projekty, postanowiliśmy rozstać się za porozumieniem stron i w zgodzie – napisał były dyrektor TVP Sport.

Szkolnikowski odniósł się również do krążących w mediach spekulacji dotyczących jego odejścia. Zdecydowanie zaprzeczył, jakoby miało ono związek z rzekomymi nieprawidłowościami w umowach pomiędzy TVP a Polsatem. Nazwał te doniesienia „obrzydliwą manipulacją” mającą na celu publiczne zdyskredytowanie jego osoby.

Podczas swojej pracy w InPost, Marek Szkolnikowski wraz z zespołem osiągnął kilka sukcesów w dziedzinie sponsoringu sportowego. Udało im się stworzyć strategię sponsoringową na najbliższe lata, która w 2024 roku ma pobić dotychczasowe rekordy ekwiwalentów reklamowych. W szczególności dotyczy to współpracy z Polskim Związkiem Piłki Nożnej (PZPN) oraz całego Sport Teamu.

Efekty pracy zostały już docenione na arenie międzynarodowej. Projekty zespołu zdobyły nominacje do nagród, takich jak International Sports Convention oraz European Sponsorship Association.

W swoim oświadczeniu Szkolnikowski wyraził wdzięczność dla Rafała Brzoski za współpracę i możliwości rozwoju zawodowego.

– Jestem pewien, że jeszcze rozpakujemy razem jakąś fajną paczkę – podsumował.

Źródło: LinkedIn

Ważne informacje dla kibiców angielskiej piłki. Premier League od nowego sezonu zmienia stację

Rozgrywki angielskiej Premier League powracają na anteny Canal+ Sport. Nadawca ogłosił podpisanie trzyletniego kontraktu. Nowa umowa zapewnia polskim kibicom dostęp do wszystkich 380 spotkań w każdym sezonie od 2025/26 do 2027/28.

Historia zmagań o prawa transmisyjne

Do 2021 roku Canal+ był synonimem transmisji meczów Premier League w Polsce. Po tym, jak prawa zostały przejęte przez platformę streamingową Viaplay, kibice musieli zmienić swoje przyzwyczajenia.

Skandynawski nadawca miał pierwotnie transmitować te rozgrywki do końca sezonu 2027/28. Jednak Viaplay zapowiedziało, że wycofa się z polskiego rynku z końcem czerwca 2025 roku. Faworytem do przejęcia praw był Canal+, który wcześniej z sukcesem transmitował Premier League przez blisko 20 lat.

Jak się okazało, nadawca skutecznie powrócił do gry, co potwierdziła prezes i dyrektor generalna CANAL+ Polska, Edyta Sadowska.

– Jest mi niezmiernie miło poinformować, że nabyliśmy wyłączne prawa do transmisji wszystkich spotkań Premier League na terenie Polski w sezonach 2025/26, 2026/27 i 2027/28 – powiedziała.

Canal+ zapowiedział, że wszystkie mecze Premier League będą dostępne zarówno na tradycyjnych antenach telewizyjnych, jak i w aplikacji CANAL+.

W sezonie 2024/25 mecze Premier League będą jeszcze transmitowane przez Viaplay. Dwa spotkania z każdej kolejki będą jednak dostępne w Canal+ w ramach sublicencji. Viaplay nadal posiada prawa do transmisji niemieckiej Bundesligi i Formuły 1, jednak już od kolejnego sezonu te rozgrywki przejmie Eleven Sports.

Źródło: CANAL+ Sport

Nadzieja niemieckiej piłki z przekręconym licznikiem? „Odmłodziliśmy go o cztery lata”

Temat fałszowania wieku zawodników, szczególnie w przypadku afrykańskich piłkarzy, od dawna wzbudza kontrowersje w świecie futbolu. Ostatnio na świeczniku znalazł się Youssoufa Moukoko, którego wiek i tożsamość ponownie poddano w wątpliwość.

Youssoufa Moukoko przez lata uchodził za jeden z największych talentów niemieckiej piłki. W juniorskich drużynach Borussii Dortmund zdobywał niewiarygodną liczbę bramek. Jego przejście na poziom seniorski również zapowiadało się obiecująco, chociaż snajper miał problemy z przebiciem się do składu BVB.

W konsekwencji postanowił kontynuować karierę w OGC Nice na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu za kwotę wynoszącą od 15 do 18 milionów euro. Niestety, we Francji na razie nie spełnia pokładanych w nim nadziei i daleko mu do statusu gwiazdy ligi. Niedawno znów jest jednak o nim głośno.

Tym razem nie w kontekście wyników sportowych, a ponownie o wieku. Joseph Moukoko, w rozmowie z niemieckim „Bildem”, stwierdził, że napastnik urodził się nie w 2004 roku – jak wskazują oficjalne dokumenty, lecz 19 lipca 2000 roku.

– Zdobyłem dla niego fałszywy akt urodzenia w Yaoundé. Następnie poszedłem do ambasady, zdobyłem dla niego paszport i przywiozłem go do Niemiec jako mojego syna. […] W rzeczywistości urodził się 19 lipca 2000 roku. Odmłodziliśmy go o cztery lata – powiedział Joseph Moukoko.

Dodatkowo twierdzi, że nie jest biologicznym ojcem zawodnika. Jego wersję zdają się potwierdzać mieszkańcy Kamerunu, którzy wskazują, że prawdziwy ojciec gracza mieszka w willi oddalonej o dziesięć kilometrów od stolicy kraju.

Wiek Moukoko był już wielokrotnie kwestionowany w Niemczech. Tamtejszy związek piłkarski jednak nie stwierdził żadnych nieprawidłowości w swoim dochodzeniu.

Źródło: BILD

Goncalo Feio zwrócił się do żony Lucjana Brychczego. Poruszające słowa Portugalczyka

Legia Warszawa przegrała pierwszy mecz w Lidze Konferencji Europy. „Wojskowi” polegli na własnym boisku ze szwajcarskim Lugano (1-2). Po ostatnim gwizdku, Goncalo Feio zwrócił się niespodziewanie do żony zmarłego Lucjana Brychczego.




Legia przystępowała do meczu z Lugano z pozycji faworyta. Ekipa Goncalo Feio świetnie prezentowała się w tym sezonie LKE, wygrywając wszystkie mecze i nie tracąc przy tym żadnego gola. Niespodziewanie jednak przegrali 1-2.

„Wiem, że Pani nas ogląda”

Mimo porażki na trybunach popis dali kibice. Żyleta zadedykowała specjalną oprawę zmarłemu 2 grudnia Lucjanowi Brychczemu. Na cześć legendy grupa smyczkowa zagrała także „Always on my mind”, autorstwa Elvisa Presley’a. Spotkanie poprzedziła także minuta ciszy.

Na pomeczowej konferencji nie brakowało emocji. Mimo porażki, Goncalo Feio wierzy, że Brychczy może być dumny z gry Legii. W poruszających słowach Portugalczyk skierował słowa do żony zmarłej legendy.




– Pani Małgosiu Brychczy, wiemy, że Pani nas ogląda. Dzisiaj godnie reprezentowaliśmy Legię – z zaangażowaniem, walką. To było dzisiaj niewystarczające, ale nie można nam odmówić walki. Nie była to kwestia cech wolicjonalnych. Najtrudniej jest być dumnym po takim meczu, ale myślę, że powinniśmy być. Jesteśmy niezadowoleni z porażki, ale doceniam i jestem dumny z drogi, którą przeszliśmy. Pan Lucjan również może być z nas dumny – przyznał.

Niespodziewany kandydat na prezesa PZPN? Cezary Kulesza może mieć poważnego rywala

W przyszłym roku odbędą się wybory na nowego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dość niespodziewanie wyłonił się potencjalny kandydat na rywala dla Cezarego Kuleszy. Ma nim być Wojciech Cygan.




Niedawno w Jachrance odbyło się spotkanie Cezarego Kuleszy z przedstawicielami klubów z Ekstraklasy i 1. Ligi. Klubom zależy przede wszystkim na zmiany w przepisie o młodzieżowcu.

Niespodziewany kandydat

Zwolennikiem modyfikacji wspomnianego przepisu ma być Wojciech Cygan. Działacz jest obecnie przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa Częstochowa, członkiem rady nadzorczej Ekstraklasy oraz wiceprezesem PZPNu. Dawniej, wraz z ówczesnym prezesem Korony Kielce, Łukaszem Jabłońskim, opowiedział się za zniesieniem obowiązujących reguł.

Na linii Cygan – Kulesza miało ostatnio zaiskrzyć. Prezes PZPN miał stwierdzić, że nie otrzymał w odpowiednim czasie zastrzeżeń i planów klubów. Dojść miało do tego dopiero w kwietniu. Nie zgadza się z tym jednak sam Cygan, który twierdzi, że stosowne pismo wpłynęło w lutym.

Obecnie sporo mówi się, że Cygan może niespodziewanie wyrosnąć na kandydata do stołka prezesa związku. Sam tego jednak nie potwierdził.




– Jan Mazurek na łamach Interia.pl nazwał działacza Rakowa człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej i naturze dyplomaty. Raczej nie ma co spodziewać się tego, że wprost skrytykuje Kuleszę. W kuluarach pojawiają się jednak sugestie, że to on może powalczyć z obecnym prezesem o jego stanowisko w przyszłym roku – czytamy na portalu transfery.info.

Manchester United tnie koszty. Ucierpią głównie pracownicy klubu

Władze Manchesteru United zdecydowały się na obniżenie wydatków. Ucierpią na tym przede wszystkim pracownicy administracyjni klubu.




Redakcja „The Telegraph” opublikowała artykuł na temat stanu finansów Manchesteru United. Wymienionych zostało kilka kluczowych liczb. 113,2 mln funtów – tyle wyniosła strata netto tylko w ubiegłym sezonie. Warto jednak zwrócić uwagę, że klub odnotował rekordowy obrót w ubiegłym sezonie, który wyniósł 661,8 mln funtów.

Nie najlepsza sytuacja finansowa klubu skłoniła włodarzy do redukcji wydatków. Zmiany najbardziej dotkną podstawowych pracowników klubu. Z ujawnionych przez „The Telegraph” informacji dowiadujemy się między innymi, że klub postanowił zrezygnować ze świątecznej premii w wysokości 100 funtów dla pracowników. W zamian za to mają oni otrzymać bon o wartości 40 funtów do sieci sklepów Marks and Spencer. Co więcej, zrezygnowano ze wspólnego świętowania Bożego Narodzenia.

Autorzy artykułu zwracają uwagę także na redukcję zatrudnienia. Ta miała miejsca ostatniego lata. Do tamtej pory w klubie pracowało ponad 1 100 pracowników. Latem zostało zwolnionych około 250 osób. Taki ruch miał zapewnić klubowy oszczędność na poziomie 35 milionów funtów.

Co jeszcze zmieniło się ostatnimi czasy w Manchesterze United? A no ceny biletów. Wzrosły one do wysokości 66 funtów. Zrezygnowano także z płacenia „wielomilionowej” pensji Sir Alexowi Fergusonowi. Legendarny szkoleniowiec inkasował taką sumę za pełnienie funkcji ambasadora klubu.





źródło: The Telegraph


TROLLNEWSY I MEMY