Kto nie śmiał się z Kambodżańskiego Księcia, jego wysokości Vanny Ly, współwłaściciela Manchesteru City, budowniczego hoteli ze światłowstrętem? Każdy, my też. Niestety sprawa wcale śmieszna nie jest, a Vanna Ly miał odwrócić uwagę nas wszystkich od tego, co dzieje się w Krakowie.
Po pierwsze – mimo, że umowa sprzedaży nie doszła do skutku, oficjalnie dokumentacja spółki znajduje się w posiadaniu Vanna Ly. Gdzie jest naprawdę? Nikt tego nie wie. Wkrótce zapewne okaże się, że papiery się odnalazły, ale niekompletne.
Po drugie – kiedy wszyscy zajmują się Hulkiem Hoganem i Vanną, dotychczasowe władze Wisły zdołały jeszcze swoje zarobić. Jak donosi Interia, Marzena Sarapata przed rezygnacją wypłaciła sobie wszystkie pensje, przelała 60 tysięcy złotych swojemu mężowi (za drukowanie magazynu), a 300 tysięcy trafiło do Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. SKWK miało umowę z Wisłą SA na zasilanie jego działalności złotówką od każdego sprzedanego biletu.
Krótko mówiąc, wszystkie dni kiedy dziennikarze analizowali kim są Ly i Hartling, a potem podczas tych wszystkich śmieszków, kibole rządzący Wisłą rozkradli to, co jeszcze zostało w kasie i wyczyścili wszystkie ślady.
Cały Vanna Ly pewnie nawet się tak nie nazywa, a jest wynajętym słupem do odwrócenia uwagi. Zapewne już jest daleko od Polski i czeka na kolejne tego typu „zlecenie”.
Wisła Kraków zapewne upadnie, klub od IV ligi będą reaktywować bandyci z nowymi słupami, bo dla nich nie jest ważny poziom rozgrywek, tylko władza w klubie. Już teraz to widzimy. Oficjalnie rozwiązano umowę na wynajem siłowni „Miśkowi”. Kto jest nowym najemcą? Tego już nie wiadomo…