Jarosław Kołakowski był gościem w programie Sekcja Piłkarska na portalu Sport.pl. Agent Kamila Glika ustosunkował się do rzekomego rasizmu ze strony jego klienta względem Kyle’a Walkera.
Polska zremisowała 1:1 z Anglią. Kilka dni po spotkaniu nadal nie milkną echa dotyczące tego meczu. Niedługo po gwizdku kończącym pierwszą połowę meczu doszło do starcia na boisku. Kamil Glik miał sprzeczkę z Kylem Walkerem.
Zaprzeczenie oskarżeniom
Angielska federacja twierdzi, że w wyżej wymienionym zdarzeniu doszło do rasistowskiego gestu ze strony Polaka. PZPN i otoczenie piłkarza nie zgadza się z oskarżeniami. FIFA bada tę sprawę, a menadżer Glika, Jarosław Kołakowski postanowił zabrać głos.
– Oczywiście to wszystko jest wyssane z palca. Mecz był transmitowany na żywo, było wiele kamer, wielu świadków i nie było takiej sytuacji. Frustracja z powodu walki i wyniku, który zmienił się w ostatniej chwili, sprawiły, że Anglicy zaczęli kombinować – powiedział agent piłkarza Benevento w programie Sekcja Piłkarska.
– To wszystko było bardzo niepotrzebne, bo takie sprawy rodzą niezdrowe emocje. Nie ma żadnych nagrań, które udokumentowałyby tę sytuację – dodał Kołakowski.
Już we wtorek dojdzie do meczów pierwszej kolejki fazy grupowej. Tego dnia będziemy mieli także od razu hitowy mecz, którym będzie pojedynek FC Barcelony z Bayernem Monachium. Głos na temat tego meczu zabrał Uli Hoeness, który wbił szpilkę jednakowo rywalom Bawarczyków, Realowi Madryt oraz Davidowi Alabie.
Mecz Barcelony z Bayernem budzi spore emocje. Nie chodzi tylko o samo spotkanie dwóch wielkich klubów, ale i o przeszłość. Rok temu na Camp Nou doszło bowiem do pogromu zapodanego Katalończykom przez niemiecką drużynę (8-2 w meczu ćwierćfinałowym).
Szpilka trójstronna
Spotkanie określane jest hitem i trudno się temu dziwić. Głos na jego temat zabrał nawet Uli Hoeness, który jest obecnie „tylko” honorowym prezydentem Bayernu Monachium.
Choć Niemiec w tym momencie nie zasiada już w zarządzie „Die Roten”, to nadal wiele znaczy w murach klubu. Działacz znany jest także ze swoich mocnych wypowiedzi. Podobnej udzielił przed wtorkowym starciem. Wbił nią szpilkę FC Barcelonie, która zmaga się z problemami finansowymi.
– David Alaba powiedział mi kiedyś: „Ciągle moim marzeniem jest gra w FC Barcelonie”. Odpowiedziałem: „Chcesz negocjować z prezydentem czy syndykiem masy upadłościowej?” – opowiedział Hoeness.
– Bayern jest faworytem. Barcelona nie jest w najlepszej sytuacji z powodu odejścia piłkarzy i jej ekonomicznych problemów – dodał.
Łukasz Fabiański jakiś czas temu ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery. Ani bramkarz West Hamu, ani nikt z Polskiego Związku Piłki Nożnej nie poinformował, jednak kiedy spodziewać się pożegnalnego meczu 36-latka. „WP Sportowe Fakty” opublikowało w poniedziałek swoje doniesienia w tym temacie.
Przypomnijmy, że Fabiański swoją decyzję ogłosił znienacka. Motywował ją chęcią oddania miejsca w kadrze młodszym zawodnikom oraz myśleniu o ich rozwoju. Więcej:
Kilka dni później 36-latek gościł w „Canal+ Sport”. Wówczas przyznał, że rozmawiał ze Zbigniewem Bońkiem na temat ewentualnego meczu pożegnalnego. Wkrótce później na stanowisku prezesa zastąpił go Cezary Kulesza, z którym takie rozmowy się nie odbyły.
Będzie pożegnanie!
Teraz jednak wydaje się, że wszystko zmierza ku dobremu, a przynajmniej takie zdanie ma Piotr Koźmiński z „WP Sportowe Fakty”. Według jego ustaleń bramkarz West Hamu otrzyma szansę pożegnania się z kibicami reprezentacji Polski i ostatniego występu z orzełkiem na piersi.
Kiedy do tego dojdzie? Dziennikarz poinformował, że Paulo Sousa powoła Fabiańskiego na październikowe zgrupowanie kadry. 9 października 36-latek rozpocznie mecz z San Marino na PGE Narodowym w pierwszym składzie. Na murawie spędzi kilkadziesiąt minut, po czym opuści boisko. Koledzy ustawią mu oczywiście szpaler.
Poza tym bramkarz otrzyma również specjalny prezent. Będzie to koszulka z numerem „57”, symbolizującym liczbę meczów „Fabiana” w reprezentacji Polski. Na trykocie pojawią się także wyszyte wszystkie występy golkipera w narodowej kadrze.
Śląsk Wrocław pokonał w ostatnim meczu Legię Warszawa (1-0) po bramce w dość kuriozalnych okolicznościach. Echa zwycięstwa drużyny Jacka Magiery nie milkną do dzisiaj. Sam klub także nie daje umrzeć temu spotkaniu i wbija szpilkę niedawnym rywalom.
Przypomnijmy, że wrocławianom zwycięstwo w sobotę zapewnił Victor Garcia. Hiszpan strzelił bramkę Legii w 84. minucie po błędzie defensywy gości.
Streszczając — piłkarze Legii byli pewni, że sędzia Frankowski odgwiżdże spalonego po uniesieniu chorągiewki przez arbitra liniowego. Wspomniany liniowy co prawda uniósł na chwilę chorągiewkę, jednak szybko zmienił decyzję. Zawodnicy Michniewicza pozostali natomiast bierni i zaniechali dalszej walki o piłkę.
Sobotnie wydarzenia z Wrocławia odbiły się szerokim echem na naszym piłkarskim podwórku. Oglądając bramkę Garcii nasuwa się jedna myśl powtarzana, niczym mantra przez wszystkich trenerów: „graj do gwizdka”.
Do teraz pojawiają się śmiechy z postawy Legionistów, którzy ewidentnie tę złotą zasadę zignorowali. Sytuację postanowił także wykorzystać sam Śląsk, który w świetny sposób wbił szpilkę rywalom z Warszawy.
Na twitterowym profilu wrocławian pojawił się bowiem wpis z filmikiem. Na 30-sekundowym nagraniu widzimy chłopców walczących o piłkę. W pewnym momencie jeden z nich krzyczy, że przeciwnik zagrał ręką i czeka na reakcję sędziego. Gwizdka jednak nie ma, zaś drugi z chłopców biegnie na bramkę i strzela gola.
Było to oczywiście nawiązanie do sobotniej rywalizacji Śląska z Legią. Dodatkowo na samym końcu pojawia się sam Victor Garcia, który wcielił się w rolę sędziego. Zwraca się on do oglądających, mówiąc:
– Pamiętajcie, gramy do gwizdka.
Taki sam slogan zawarto również w opisie filmiku. Oczywiście nawiązanie do meczu z Legią rzuca się od razu w oczy.
Filip Jagiełło przebywa obecnie na wypożyczeniu z Genoi w Brescii. Na zapleczu Serie A radzi sobie bardzo dobrze. Do tej pory ma na koncie dwa gole oraz jedną asystę. W programie „Polacy pod Lupą” 24-latek przyznał, że liczy na powołanie do reprezentacji Polski.
Decyzja o chwilowym opuszczeniu Genoi na rzecz Brescii była strzałem w „dziesiątkę” dla Jagiełły. Ofensywny pomocnik świetnie radzi sobie w barwach klubu z Serie B i jak na razie bryluje formą. Polak zbiera świetne recenzje, które potwierdza liczbami.
Zasłużył na powołanie?
Ostatnio piłkarz był gościem programu „Polacy pod Lupą” na antenie „Kanału Sportowego”. Mateusz Borek oraz Adam Sławiński zadali kilka pytań, wciąż młodemu pomocnikowi. Ten bez ogródek stwierdził, że chciałby otrzymać powołanie do reprezentacji Polski.
– Mam ambicje i bardzo chciałbym zostać powołany do kadry. W środku pola jest duża konkurencja. Nie wiem, czy trener Sousa bacznie obserwuje Serie B. Nie uważam, że obecnie jestem gorszy od pozostałych zawodników – ocenił Jagiełło.
– Przed ostatnie 2,5 roku wykonałem bardzo duży krok do przodu. Brescia to klub, który jest szanowany we Włoszech. Ja się cały czas rozwijam i mam z tyłu głowy powołanie do drużyny narodowej – kontynuował 24-latek.
– Na ten moment to może się nie wydarzyć, bo selekcjoner ma inne pomysły, stawia na innych zawodników. Ja jednak uważam, że mam od niektórych większe umiejętności – podsumował.
Wojciech Szczęsny zanotował ostatnio zdecydowany spadek formy. Polski bramkarz znalazł się na cenzurowanym u włoskich dziennikarzy. Głos w tej sprawie zabrał Jan Tomaszewski. Były golkiper udzielił wywiadu „Corriere della Sera”.
W hicie Serie A Napoli pokonało Juventus (2-1). Szczęsny zachował się fatalnie przy interwencji po strzale Lorenzo Insigne. Po niefortunnym odbiciu piłki przez Polaka ta wylądowała po nogami Politano. Zawodnik Napoli nie miał większych problemów z umieszczeniem futbolówki w siatce.
Włoskie media po spotkaniu nie oszczędzały naszego reprezentanta. Na Szczęsnego spadła fala krytyki, zaś jej echa nie ucichły do dziś.
„Trudno to zrozumieć”
Forma 31-latka budzi skrajne emocje. Kibice są rozwścieczeni kolejnymi wpadkami Polaka, zaś media poza krytyką zastanawiają się, co dzieje się z jeszcze niedawno jednym z najlepszych bramkarzy Serie A.
W celu wyjaśnienia przyczyny takiego obrotu spraw redakcja „Corriere della Sera” poprosiła o komentarz Jana Tomaszewskiego. Były bramkarz reprezentacji Polski przeanalizował problem, z jakim zmaga się piłkarz Juventusu.
– To, co dzieje się w Szczęsnym nie jest normalne. Trudno to zrozumieć – rozpoczął.
– Dochodzę do wniosku, że on nie jest zbyt lubiany przez kibiców w Turynie, ale też w Polsce. Szczęsny to czuje i przez to wywiera na siebie za dużą presję. Dla bramkarza nigdy nie jest dobrze, gdy myśli nadmiernie, bo wówczas traci błyskotliwość – ocenił Tomaszewski.
Były bramkarz pokusił się o doradzenie Szczęsnemu. Stwierdził, że obecnie może mu pomóc zmiana klubu.
– Uważam, że teraz przerwa może mu dobrze zrobić. A w przyszłości musi myśleć o opuszczeniu Turynu – podsumował.
Sytuacja Paula Pogby w Manchesterze United dynamicznie się zmienia. Jeszcze niedawno Francuza łączono z opuszczeniem Old Trafford. Ostatnio jednak coraz częściej ukazują się informacje, według których pomocnik nie zamierza zmieniać barw klubowych.
W kontekście Pogby najczęściej mówiło się o ewentualnym powrocie do Juventusu lub transferze do Realu Madryt. Już w czerwcu 2022 roku wygasa jego kontrakt z Manchesterem United, co tylko potęgowało plotki o zmianie klubu. Francuz nie wykazywał specjalnego zainteresowania odnowieniem umowy. Ostatnio jednak coś się zmieniło.
Jest lepiej?
W bieżącym sezonie Premier League Pogba stał się przodującą postacią „Czerwonych Diabłów”. 28-latek ma na koncie aż siedem asyst po zaledwie czterech spotkaniach. Także w ostatnim meczu z Newcastle odegrał bardzo istotną rolę. Choć blask reflektorów zebrał głównie Cristiano Ronaldo, który po powrocie do United strzelił dwa gole, to pomocnik zaliczył bardzo udany występ.
„The Athletic” przekonuje, że obecna sytuacja w ekipie z Old Trafford odcisnęła na nim swoje piętno. Po powrocie Ronaldo Pogba zmienił ponoć zdanie w sprawie swojej przyszłości. Dziennikarze uważają, że 28-latek dostrzegł, że w Manchesterze powstała drużyna z ogromnymi perspektywami. Wobec tych wydarzeń ponownie skłania się ku pozostaniu w klubie.
Rami Kaib, piłkarz holenderskiego SC Heerenven, nabawił się kontuzji, która wykluczy go z gry na kilka tygodni. Wszystko przez marchewkę, którą szwedzki piłkarz próbował zjeść.
W marcu tego roku na naszej stronie pojawił się ranking 10 najdziwniejszych kontuzji, jakie miały miejsce w piłce nożnej. Gdybyśmy to zestawienia robili dziś, to z całą pewnością musielibyśmy do niego dodać historię z udziałem Ramiego Kaiba, który wykluczył się z gry na kilka tygodni, przez nieumiejętne jedzenie marchewki.
Rami Kaib rozpoczął drugi sezon w barwach SC Heerenven. Szwedzki obrońca zagrał w dwóch pierwszych meczach ligi holenderskiej, jednak zabrakło go w dwóch kolejnych. Teraz poznaliśmy powody nieobecności piłkarza.
Jak podaje holenderski dziennikarz Roelof de Vries, piłkarz SC Heerenven wyeliminował się z gry podczas jedzenia marchewki. Warzywo okazało się na tyle twarde, że spowodowało złamanie szczęki piłkarza. Przerwa Kaiba od gry ma potrwać około 5-6 tygodni.
– Cóż, jadł marchewkę i ta marchewka była zbyt twarda. A potem trzask – złamana szczęka – przekazał Roelof de Vries.
– Jakiś czas temu Kaib otrzymał mocne uderzenie w szczękę podczas meczu – dodał.
Leicester City przegrało z Manchesterem City 0:1 po bramce Bernardo Silvy. Po spotkaniu doszło jednak do małego rewanżu. Maskotka Lisów brutalnie wyśmiała Jacka Grealisha, który podawał kibicom swoją koszulkę.
Po zaciętym meczu Manchester City pokonał Leicester City 1:0. Jedyną bramkę w spotkaniu strzelił Bernardo Silva. To nie przeszkodziło maskotce Lisów, aby sparodiować Jacka Grealisha.
Filbert Fox w akcji
Kupiony za 100 mln funtów pomocnik podszedł do przyjezdnych kibiców, aby wręczyć jednemu z nich swoją koszulkę meczową. Filbert Fox, bo tak nazywa się maskotka Leicester City, postanowiła brutalnie wyśmiać piłkarza Obywateli.
Gdy Grealish podbiegł do trybun Filbert Fox zanurkował tuż za reprezentantem Anglii. Były piłkarz Aston Villi jest jednym z najczęściej faulowanych piłkarzy w Premier League. Wielu kibiców twierdzi, że do część z upadków Anglika jest udawana, nazywając go nurkiem.
Dziennikarz WP Sportowe Fakty, Piotr Koźmiński przekazał nowe informacje ws. boiskowej przepychanki z udziałem Kamila Glika i Kyle’a Walkera. Według jego ustaleń nie doszło do niczego obraźliwego.
Gorący mecz
Media wciąż żyją starciem Polski z Anglią w ramach eliminacji do mistrzostw świata w Katarze. W przerwie spotkania doszło do starcia pomiędzy Kamilem Glikiem i Kylem Walkerem.
Sprawa trafiła do FIFY, która bada całą sytuację. Dziennikarz WP Sportowych Faktów, Piotr Koźmiński postanowił podzielić się nowymi doniesieniami w tej sprawie. Żurnalista ustalił, że Glik wykonał gest w stronę Walkera, jednak nie był on obraźliwy.
– To był gest otwarcia i zamknięcia dłoni, znany na całym świecie, pokazujący po prostu: „za dużo gadasz, za dużo narzekasz”. Według naszej wiedzy Polak wykonał właśnie ten gest, a co oczywiste, to w żaden sposób nie jest rasistowskie zachowanie – informuje Koźmiński.
– W ten sposób Glik chciał przekazać Walkerowi, że ten niepotrzebnie komentuje ich starcia, że skarży się sędziemu – dodał.
Polski Związek Piłki Nożnej nie obawia się żadnych kar ze strony FIFY. Federacja biało-czerwonych jest pewna, że podczas spotkania nie doszło do żadnego rasistowskiego gestu.
Prezydent FC Barcelony porozmawiał z klubową telewizją. Joan Laporta wskazał winnego odejścia Lionela Messiego z Dumy Katalonii. Według 59-latka to przez Javiera Tebasa legendarny Argentyńczyk odszedł z Barcy.
Za FC Barceloną rewolucyjne okno transferowe. Poprzedni prezes Blaugrany zostawił po sobie ogromne długi, które jego następca musiał uregulować. Joan Laporta zaczął od sprzedaży niepotrzebnych zawodników. W trakcie okna doszło również do odejścia Leo Messiego i Antoine’a Griezmanna.
Czyja to była wina?
Javier Tebas, który jest szefem La Liga, oznajmił, że odejście Messiego nie było decyzją finansową. Działacz jest przekonany o swojej racji. Joan Laporta ustosunkował się do zdania Tebasa w rozmowie z Barca TV.
– Zamiast szukać harmonii i zrozumienia, on zawsze szuka konfliktu i konfrontacji. Ma chorą obsesję, chce zobaczyć, jak może zaszkodzić Barcelonie i jej wartościom – powiedział prezydent FC Barcelony.
– Tebas mówi, dlaczego Messi nie został w Barcelonie, ale to on był głównym aktorem, przez którego nie został, to z powodu jego nadgorliwości i dlatego, że z Finansowym Fair Play chce być bardziej papieski niż papież. Powinien się temu przyjrzeć, bo reszta lig była bardziej elastyczna i potrafiła zatrzymać swoich najważniejszych graczy – dodał.
– Barca nie pozwoli, by Tebas przejął prawa do klubu ani nie będzie podążać za osobistymi projektami pana Tebasa, który chce wykorzystać interesy Barcy do zarabiania pieniędzy, zastawiając prawa telewizyjne klubu na 50 lat – zakończył.
Legia Warszawa przegrała sobotnie spotkanie ze Śląskiem Wrocław 0:1. Artur Boruc wciąż nie może pogodzić się z tym faktem i opublikował kolejne „ciekawe” story na swoim Instagramie.
Prawidłowo, choć kontrowersyjnie
Jedyny gol w sobotnim meczu Śląsk – Legia padł w 84. minucie. Victor Garcia bez problemu pokonał defensywę rywala, ponieważ ta przestała bronić, gdy sędzia liniowy machnął chorągiewką. Jak się okazało, arbiter popełnił błąd, który próbował szybko naprawił, jednak wystarczyła chwila aby wprowadzić Legionistów w błąd.
Po meczu Mistrzowie Polski wrzucili na Instastory zdjęcie Boruca z podpisem „Legia zawsze gra do końca”. Golkiper Wojskowych podał dalej wpis z komentarzem „Byliśmy na tym samym meczu????!!”, jednak po chwili usunął go. Na tym jednak 41-latek nie poprzestał. Były bramkarz reprezentacji Polski dodał na Instastory zdjęcie, na którym znajduje się on oraz sędzia spotkania – Bartosz Frankowski. Wszystko skomentował podpisem: „Moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nic innego, niż kop na piz*ę lepszego efektu nie przyniesie”. Tego wpisu Boruc jak na razie nie usunął.
Ja wiem że legenda, że Boruc fajny dla kibiców itd. ale żenujący ten wpis. Frankowski popełnia błędy, wczorajsza sytuacja mega ciężka i nieprzyjemna (nie zajmuje zdania co powinien zrobić) ale w taki sposób to sędziowie w Polsce nigdy nie będą mieć szacunku u nikogo. Słabe. pic.twitter.com/mRVl2e9KPL
W ostatnim niedzielnym meczu Serie A AS Roma wygrywa rzutem na taśmę z Sassuolo 2:1. Zwycięską bramkę w 91. minucie zdobył Stephan El Shaarawy. Swojej radości nie krył również szkoleniowiec gospodarzy, Jose Mourinho, dla którego był to tysięczny mecz w karierze na ławce trenerskiej. Portugalczyk pobiegł w stronę swoich podopiecznych, aby świętować z nimi zwycięskiego gola.
– Wszystkich oszukiwałem! Od kilku dni mówiłem drużynie, że ten 1000. mecz mnie nie obchodzi, ale niesamowicie bałem się go przegrać! Na szczęście wygraliśmy i pobiegłem jak dzieciak, bo czułem jakbym miał 12 lat, a nie 58 – powiedział po meczu Mourinho.
Bayer Leverkusen przegrał z Borussią Dortmund 3:4. Wynik meczu ustalił Erling Haaland, który zmienił rzut karny na bramkę. Po trafieniu doszło do ciekawej cieszynki kolegi Norwega, Jude’a Bellinghama.
Piwko po golu
Kibice Aptekarzy zaczęli rzucać kubkami z piwem w piłkarzy Borussii Dortmund po golu Erlinga Haalanda. Jude Bellingham postanowił złapać jednego browara i się napić. Jak sam przyznał po meczu – był to idealny moment na pierwsze piwo. Piłkarz stwierdził jednak, że wspomniany napój niezbyt mu zasmakował.
Reprezentacja Polski w Amp Futbolu udanie rozpoczęła zmagania w Mistrzostwach Europy. Biało-Czerwoni pewnie pokonali w meczu otwarcia reprezentację Ukrainy 3:0. Kolejny mecz z udziałem naszych reprezentantów już za 2 dni.
ME w Amp Futbolu!
Dziś rozpoczęły się Mistrzostwa Europy w Amp Futbolu, które potrwają do 19 września. Turniej rozgrywany jest w Krakowie na trzech stadionach: Cracovii, Garbarnii oraz Prądniczanki. W zmaganiach bierze udział w sumie 14 europejskich reprezentacji, które zostały podzielone na 4 grupy. W grupach „A” i „C” znajdują się po 4 zespoły, z kolei grupy „B” i „D” są tworzone przez 3 reprezentacje. Reprezentacja Polski została przydzielona do grupy „A”, a jej przeciwnikami są zespoły z Ukrainy, Izraela oraz Hiszpanii. Awans do ćwierćfinałów uzyskają dwie czołowe reprezentacje każdej z grup. Ambasadorem turnieju jest Robert Lewandowski.
Znakomity mecz reprezentacji Polski
Mistrzostwa Europy zostały zainaugurowane meczem reprezentacji Polski z reprezentacją Ukrainy. Faworytem tego pojedynku byli Biało-Czerwoni, którzy bronią brązowego medalu z EURO 2017. Nasi reprezentanci stanęli na wysokości zadania i pokonali swoich przeciwników 3:0. Bramki zdobyli Krystian Kapłon oraz Bartosz Łastowski. Drugi z nich dwukrotnie pokonał ukraińskiego bramkarza.
Reprezentacja Polski przez pełne 50 minut (gra się 2×25 minut) w pełni kontrolowała to, co działo się na murawie. Już od pierwszego gwizdku arbitra Polacy przejęli inicjatywę i przez większość czasu byli obecni na połowie przeciwnika. Ukraińcy całą drużyną byli ustawieni w pobliżu pola karnego i starali się jak najdłużej nie stracić bramki. Nasi rywale udanie realizowali swój plan i przez pierwsze 25 minut zdołali zachować czyste konto, przez co pierwsza połowa zakończyła się remisem 0:0.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ znaczącej zmianie. Jedyne co poprawili Biało-Czerwoni, to skuteczność, której bardzo brakowało w pierwszej połowie meczu. Reprezentacja Polski zdołała przełamać obronę rywala w 32. minucie, kiedy bramkę po strzale zza pola karnego zdobył Krystian Kapłon. Na drugą bramkę nie musieliśmy długo czekać, gdyż już 4 minuty później wynik meczu na 2:0 podwyższył Bartosz Łastowski, który znakomicie odnalazł się w polu karnym rywala i zdołał pokonać ukraińskiego bramkarza. Wynik spotkania na 3:0 ustalił Bartosz Łastowski, który wykończył znakomitą akcję polskiego zespołu.
Kiedy kolejne spotkania?
Dzięki wygranej reprezentacja Polski – póki co – znajduje się na pierwszym miejscu w grupie „A”. Kolejny mecz Biało-Czerwoni rozegrają we wtorek, kiedy na stadionie Prądniczanki podejmą reprezentację Hiszpanii. Fazę grupową Polacy zakończą starciem z piłkarzami z Izraela, a mecz ten rozpocznie się 15 września o godzinie 18:00.