Leo Messi 5 września ustrzelił dublet w meczu z Wenezuelą, natomiast cała Argentyna… pogrążyła się w smutku. Wszystko dlatego, że piłkarz Interu Miami może więcej nie zagrać w swojej ojczyźnie.
Argentyna wygrała kolejny mecz w eliminacjach mistrzostw świata i ma już pewny awans na mundial. W spotkaniu z Wenezuelą (3-0), to jednak nie sam wynik był najważniejszy.
Morze łez
Wszystko dlatego, że prawdopodobnie ostatni mecz na ojczystej ziemi rozegrał Leo Messi. Choć zanotował dublet, to kibice po końcowym gwizdku zrozumieli, że pewna era dobiega końca. Wstali z miejsc, zaczęli bić mu brawo oraz skandować nazwisko.
Z kolei media rozpisują się o wszystkich zasługach Messiego dla drużyny narodowej. Ponadto podkreślają, że całą karierę pozostał skromnym człowiekiem.
– Prostota Messiego, potwór, który nie zawracał sobie głowy, nawet będąc na szczycie – napisano w tytule artykułu na portalu tycsports.com.
– Brawa na koniec, od wszystkich, wystarczyły, by nas uciszyć i zmusić do słuchania. To ludzie docenili Leo za wszystko, co dał kadrze – dodano.
– Messi nie dał nam gwarancji, że wystąpi na mundialu. Teraz to my musimy do niego dotrzeć i go przekonać. Stoi na czele zespołu o wielkiej historii. Zespołu, który zawsze miło się ogląda – spuentowała redakcja.
Emocje udzieliły się nie tylko kibicom. Także koledzy Messiego z reprezentacji odczuli ogrom sytuacji.
– To był wieczór pełen emocji, którego nie zapomnimy. Pozostanie z nami na zawsze, bo tak wiele znaczy dla nas Leo. Nie chodzi mi tylko o niego jako o zawodnika, ale o jego przywództwo, codzienne lekcje i o to, jakim jest człowiekiem – przyznał po meczu Lautaro Martinez.
– Dla nas to zaszczyt grać z Leo. Myślałem o strzale, ale zobaczyłem, że Leo nadchodzi, więc posłałem do niego piłkę, a on trafił – wtórował mu Julian Alvarez.