„Najgorszy trener, z jakim współpracowałem”. Były zawodnik Cracovii przejechał się po Probierzu

Mathias Hebo Rasmussen ostro wypowiedział się o Michale Probierzu. W rozmowie z duńskim Viaplay były piłkarz Cracovii przyznał, że współpraca z polskim szkoleniowcem była dla niego wyjątkowo trudna i rozczarowująca.

Duńczyk nie gryzł się w język

Michał Probierz od kilku miesięcy pozostaje bez pracy po rozstaniu z reprezentacją Polski. Media nie dają jednak o nim zapomnieć. Tym razem za sprawą wypowiedzi byłego podopiecznego. Mathias Hebo Rasmussen, który współpracował z Probierzem w Cracovii w sezonie 2021/2022, w wywiadzie dla Viaplay nie zostawił na nim suchej nitki.

– Mówiąc wprost, to prawdopodobnie najgorszy trener, jakiego kiedykolwiek miałem pod względem taktycznym. Jego zarządzanie drużyną również było beznadziejne. Nie dogadywałem się z nim dobrze. To staroświecki trener – przyznał 30-letni pomocnik, cytowany przez „Przegląd Sportowy”.

Wypowiedź Duńczyka odbiła się szerokim echem, ponieważ dotyczy szkoleniowca, który jeszcze niedawno prowadził reprezentację Polski. Rasmussen nie krył zdziwienia, gdy usłyszał o jego nominacji na selekcjonera.

– Kiedy ja i Otar Kakabadze, który jest jedyną osobą, która pozostała z moich czasów, zobaczyliśmy, że został trenerem reprezentacji Polski, poważnie myśleliśmy, że to ukryta kamera – wspomniał zawodnik Lyngby.

Rasmussen trafił do Cracovii latem 2021 roku i spędził pod wodzą Probierza zaledwie kilka miesięcy. Ich współpraca zakończyła się jeszcze w rundzie jesiennej tamtego sezonu.

W barwach „Pasów” Rasmussen rozegrał 41 spotkań, w których zdobył trzy bramki i zanotował dwie asysty. Po odejściu z Polski wrócił do ojczyzny, gdzie z czasem został kapitanem Lyngby.

Źródło: Viaplay, PS Onet

Widzew szokuje! Czubak zwolniony, nowy trener błyskawicznie ogłoszony

Widzew Łódź ogłosił zatrudnienie nowego trenera. Dwuletni kontrakt z klubem podpisał Igor Jovicević.




Pod koniec sierpnia Patryk Czubak zastąpił w Widzewie zwolnionego Zeljko Sopicia. Do tej pory poprowadził drużynę w pięciu meczach Ekstraklasy, notując dwa zwycięstwa i trzy porażki. Tego bilansu już jednak nie poprawi.

Z zaskoczenia

Nie będzie mieć ku temu okazji, bo Widzew ogłosił, że Czubak został zastąpiony przez Igora Jovicevicia. 51-latek w przeszłości pracował w Dinamie Zagrzeb czy Łudogorcu. W poprzednim sezonie wygrał zresztą mistrzostwo, puchar i superpuchar Bułgarii.

Fot. Wojciech Czarnociński / widzew.com

Brzęczek wystawił laurkę jednemu z młodzieżowców. „Jest zawodnikiem, który moim zdaniem ma duży potencjał”

Młodzieżowa reprezentacja Polski rozbiła w miniony wtorek rówieśników ze Szwecji aż 6-0. Po ostatnim gwizdku, Jerzy Brzęczek słał pochwały pod adresem Tomasza Pieńki. Zwrócił również uwagę na nadchodzące starcie z Włochami.




„Biało-Czerwoni” pod wodzą byłego selekcjonera dorosłej kadry spisują się znakomicie. W czterech meczach eliminacji mistrzostw Europy, kadra U21 zaliczyła komplet zwycięstw i zajmuje 1. miejsce w grupie ex aequo z Włochami. We wtorek Polacy rozbili Szwecję aż 6-0, a Tomasz Pieńko popisał się hat-trickiem.

„Ma duży potencjał”

Kapitan młodzieżówki otrzymał zresztą po spotkaniu masę komplementów od Jerzego Brzęczka. Selekcjoner podkreślił, że Pieńko ma duży potencjał.




– Jest kapitanem i zawodnikiem, który moim zdaniem ma duży potencjał. Ma szczęście albo pecha, że mieszka w Częstochowie. Od czasu do czasu rozmawiamy, spotykamy się i analizujemy pewne rzeczy. Na dzień dzisiejszy duży plus dla niego, bo zdobył trzy bramki, z czego ostatnia była wyjątkowa. Ale, jak powiedziałem, to efekt pracy całego zespołu – zaznaczył Brzęczek.

– Mamy młodych zawodników i mam nadzieję, że lodu nad głowami zarówno u nich, jak i u całego sztabu nie zabraknie. Musimy być świadomi tego, co nas czeka za miesiąc. Oczywiście trzeba się z tego cieszyć, bo razem ze sztabem mamy niesamowitą satysfakcję. Dziękuję sztabowi trenerskiemu i medycznemu oraz wszystkim zaangażowanym osobom za wykonaną pracę, która przynosi efekty – dodał.

Podczas listopadowego zgrupowania, Polacy zmierzą się z Włochami, z którymi współdzielą pozycję lidera grupy. Obie drużyny wygrały wszystkie dotychczasowe mecze w eliminacjach. Zapowiada się emocjonujący mecz, ale Brzęczek wierzy w zwycięstwo swoich podopiecznych.




– Oczywiście, w każdym meczu wychodzimy, żeby wygrać. Nie będziemy jednak traktować tego spotkania, jakby to był najważniejszy mecz. To nasze piąte spotkanie i w tym meczu liczą się trzy punkty. Takie jest nasze nastawienie – podkreślił.

– Nie możemy dać się zwariować, ani myśleć, że będzie to dla nas decydujące spotkanie. Włosi to bardzo dobra, solidna drużyna, ale będziemy starali się zaprezentować dobrze pod względem taktycznym, fizycznym, by osiągnąć zwycięstwo – zapewnił, podsumowując.

Adrian Siemieniec szczerze o trudnych początkach kariery. „Musieliśmy prosić babcię o kredyt”

Adrian Siemieniec w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą opowiedział o kulisach swojej drogi do sukcesu. W szczerym wywiadzie ujawnił, że zanim zdobył z Jagiellonią historyczne mistrzostwo Polski, żył w nieustannej niepewności, przenosił się z rodziną z miasta do miasta i musiał ratować się kredytami.

Od dzieciństwa bez ojca do spełnionego trenera

Zanim wzniósł puchar za mistrzostwo Polski, Siemieniec musiał zmierzyć się z trudnym dzieciństwem i dorastaniem bez ojca.

– Wychowywałem się w rodzinie, w której był ojciec, a później już nie. Rodzice się rozwiedli, byłem wychowywany przez dwa domy. To też nie było tak, że ojciec miał bardzo duży wpływ na mnie jako człowieka. Miałem 18 czy 19 lat, gdy straciłem już połowę swojej rodziny: tatę i dziadków od jego strony. Oni umarli. Musiałem bardzo szybko dorosnąć. Mama wychowywała mnie i brata – zdradził w rozmowie na kanale Tomasza Ćwiąkały.

To właśnie dzięki matce i własnej determinacji zdołał utrzymać kurs na marzenia. Jego dzieciństwo to nie treningi w akademiach, lecz podwórkowe mecze i codzienna walka o lepsze jutro. Początek pracy w zawodzie trenera nie miał nic wspólnego z piłkarskim splendorem. Siemieniec przez lata funkcjonował jako asystent, często zmieniając miejsce zamieszkania.

– Czekałem na to, co się z nami wydarzy. W tej historii jako rodzina w ciągu półtora roku trzy razy zmieniliśmy miejsce zamieszkania oraz szkoły i przedszkola. Nie mieliśmy swojego lokum aż do sezonu mistrzowskiego [2023/24]. Przez wszystkie te lata z żoną i rodziną funkcjonowaliśmy w oparciu o wynajmowanie mieszkań. Jeśli zmienialiśmy pracę, cały swój dorobek pakowaliśmy do samochodu i zmienialiśmy całe swoje życie. Zaczynaliśmy wszystko od nowa – wspominał szkoleniowiec Jagiellonii.

Pożyczka od babci

Przyznaje, że wielokrotnie musiał ratować się pożyczkami.

– Gdyby na pewnym etapie żona nas nie wsparła, to byłby problem z organizacją świąt i takich rzeczy. Był też taki moment, kiedy musieliśmy się zwrócić o pomoc do babci, która wzięła dla nas kredyt gotówkowy, żebyśmy mogli pospłacać pewne rzeczy. Wszystko, co musieliśmy kupić do wynajmowanego mieszkania – ujawnił.

Zdarzało się, że każdy nowy początek wiązał się z dodatkowymi kosztami.

– Wchodzisz do takiego mieszkania, musisz zapłacić kaucję. Kaucja plus wynajem to na starcie 6 tys. zł. Nie masz żadnej poduszki finansowej. Wchodzisz, a to mieszkanie jest puste. Dzieci nie mają telewizora. Musisz go kupić. Idziesz i bierzesz najtańszy, jaki jest, ale też 1000 zł musisz zapłacić. Ale nie masz tego tysiąca, bo klub zapłaci dopiero za miesiąc pierwszą wypłatę. Więc bierzesz kredyt czy pożyczkę – stwierdził.

– Masz jedną, drugą, trzecią… Jedziesz do następnego mieszkania, kredyt wisi, w tamtym mieszkaniu dawno cię nie ma, przewozisz te telewizory czy inne sprzęty. Z właścicielami też jest różnie. Czasem kaucję oddadzą, czasem połowę, czasem w ogóle, mimo że nic specjalnego się nie działo. Przecież na kurs UEFA Pro też nie mieliśmy pieniędzy – przyznał.

Siemieniec nie zrezygnował jednak z marzeń. Zdecydował się zaciągnąć kolejny kredyt. Tym razem po to, by ukończyć kluczowy kurs UEFA Pro.

– Byliśmy bardzo wdzięczni i szczęśliwi za tę całą sytuację i szansę, która przed nami stanęła, a dalsza część historii jest już znana. Potem był kredyt gotówkowy, bo pieniędzy kurs UEFA Pro nie było – wspomniał.

To właśnie dzięki tej decyzji został pierwszym trenerem Jagiellonii i doprowadził klub do największego sukcesu w jego historii.

– Na szczęście ta cała historia tak się potoczyła, że bardzo szybko było mi dane ten kredyt spłacić. Były bardzo duże odsetki i ta rata nam bardzo ciążyła. Okazuje się, że to była jedna z lepszych decyzji w naszym życiu – podsumował.

Źródło: Tomasz Ćwiąkała (YT), Przegląd Sportowy Onet

Zmiana w Kolegium Sędziów. Stanowski odpowiedział anegdotą z młodości

Dziennikarz CANAL+ Sport, Krzysztof Marciniak, poinformował w mediach społecznościowych o wyborze nowego przewodniczącego Kolegium Sędziów. Na jego wpis szybko zareagował Krzysztof Stanowski, który przy okazji podzielił się zabawną historią z młodości.

Nowy szef KS

Krzysztof Marciniak przekazał na platformie X, że nowym szefem Kolegium Sędziów został Marcin Szulc.

– Marcin Szulc nowym przewodniczącym Kolegium Sędziów. Nikomu nie trzeba mówić, że czeka go wiele wyzwań. Dużo czasu musiało minąć, by wybrać człowieka, który cały czas był na miejscu – napisał dziennikarz CANAL+ Sport.

Wpis Marciniaka wywołał reakcję Krzysztofa Stanowskiego. Właściciel Kanału Zero przypomniał historię z młodości związaną z panem Szulcem.

– Hahaha, miałem 14 lat, wytknąłem mu złe sędziowanie w meczu III ligi na lokalnych stronach Przeglądu Sportowego, a on przed następnym spotkaniem podszedł i powiedział, żebym uważał co piszę, bo dużo o mnie wie. Chyba chodziło o trójkę z biologii – napisał Stanowski.

Miejmy jednak nadzieję, że zmiana w Kolegium Sędziów spowoduje poprawę w kontekście sędziowania na polskich boiskach, a wytykanie błędów nie spotka się z syndromem oblężonej twierdzy.

Źródło: X

Bójka przed meczem Litwy z Polską. W ruch poszły stoły i krzesła [WIDEO]

Przed niedzielnym spotkaniem Litwy z Polską w eliminacjach mistrzostw świata doszło do poważnego incydentu z udziałem kibiców obu reprezentacji. Na ulicach Kowna wybuchła awantura, którą dopiero interwencja policji zdołała opanować.

Awantura przed stadionem w Kownie

Polska pokonała Litwę 2:0 po golach Sebastiana Szymańskiego i Roberta Lewandowskiego, jednak jeszcze przed rozpoczęciem meczu doszło do niebezpiecznego zdarzenia. Na ulicach starli się kibice obu ekip.

Według relacji lokalnych mediów, w ruch poszły stoły, krzesła oraz kwietniki z pobliskich barów i restauracji. Całe zajście zostało zarejestrowane na nagraniu, które szybko obiegło internet.

Awantura przerodziła się w bójkę, a sytuacja wymknęła się spod kontroli. Dopiero przyjazd policji zakończył zamieszki i rozdzielił zwaśnione grupy.

Policja interweniowała, ale obyło się bez aresztowań

Funkcjonariusze wylegitymowali uczestników incydentu i nakazali im naprawić wyrządzone szkody. Jak podają litewskie służby, tym razem obyło się bez zatrzymań. Zarówno Polacy, jak i Litwini mogą mówić więc o dużym szczęściu.

Po zakończeniu spotkania nastroje były zupełnie inne. Kibice polskiej reprezentacji pozostali na stadionie, by świętować z zawodnikami i sztabem szkoleniowym.

Litwini zajmują obecnie czwarte miejsce w grupie G z trzema punktami, natomiast Polska z dorobkiem trzynastu oczek utrzymuje się na drugiej pozycji i wciąż liczy się w walce o awans na mistrzostwa świata.

Źródło: Hooligans.cz (X)

Historyczny dzień dla Republiki Zielonego Przylądka. Awans na mundial i świętowanie do rana [WIDEO]

Republika Zielonego Przylądka po raz pierwszy w historii awansowała na mistrzostwa świata. Po wygranej 3:0 z Eswatini piłkarze i kibice eksplodowali radością, a stadion w Praii zamienił się w wielkie święto futbolu.

Zwycięstwo, które dało spełnienie marzeń

Kabowerdeńczycy przystępowali do poniedziałkowego meczu z Eswatini, wiedząc, że tylko zwycięstwo zapewni im awans. Trener i zawodnicy mieli świadomość, że każde potknięcie może otworzyć drzwi Kamerunowi. Presja była ogromna, lecz gospodarze od początku przejęli inicjatywę.

Po trafieniach Dailona Rochy Livramento, Willy’ego Semedo i Stopiry Republika Zielonego Przylądka wygrała 3:0, przypieczętowując historyczny awans. W ten sposób zespół z Atlantyku nie pozwolił Kamerunowi wyprzedzić się w tabeli i zapewnił sobie bilet na mundial.

Eksplozja radości na Estadio Nacional

Gdy sędzia odgwizdał koniec meczu, w Praii rozpoczęła się prawdziwa fiesta. Już kilka sekund wcześniej rezerwowi wbiegli na murawę, by świętować z kolegami. Arbiter musiał ich na chwilę uspokoić, lecz po ostatnim gwizdku nikt nie powstrzymał emocji.

Piłkarze płakali ze szczęścia, padali sobie w ramiona, a kibice wbiegali na boisko z flagami i szalikami. Wokół rozbłysły race, a śpiewy i tańce trwały do późnej nocy. Dla małego afrykańskiego kraju liczącego nieco ponad pół miliona mieszkańców to spełnienie futbolowego marzenia.

Kabowerdeńczycy w gronie najlepszych

Republika Zielonego Przylądka została 22. reprezentacją, która zapewniła sobie udział w mistrzostwach świata 2026. Dołączyła do takich potęg jak Brazylia, Argentyna, Japonia czy Anglia, a także do innych drużyn z Afryki, Maroka, Tunezji, Egiptu, Algierii i Ghany.

We wtorek do grona uczestników mundialu mogą dołączyć kolejne afrykańskie ekipy, w tym Senegal, Nigeria, RPA, DR Konga, Benin, Wybrzeże Kości Słoniowej i Gabon.

Źródło: MARCA, X, Meczyki.pl

Polska coraz bliżej baraży. Realna szansa na pierwszy koszyk

Reprezentacja Polski po październikowych meczach eliminacyjnych jest bardzo blisko zapewnienia sobie udziału w barażach o awans do mistrzostw świata. Choć bezpośredni awans wydaje się mało prawdopodobny, biało-czerwoni wciąż mogą powalczyć o mundial w 2026 roku.

Drugie miejsce w grupie coraz bliżej

Po rozegranych spotkaniach Polska umocniła się na pozycji wicelidera swojej grupy eliminacyjnej. Do pierwszej Holandii traci wprawdzie kilka punktów, ale przede wszystkim aż 13 goli różnicy, co praktycznie przekreśla szanse na zajęcie pierwszego miejsca. Aby odwrócić losy rywalizacji, Polacy musieliby nie tylko pokonać Holendrów, ale też liczyć na ich wpadkę z Litwą. Jest to oczywiście mało realny scenariusz.

Drugie miejsce oznacza jednak przepustkę do baraży, w których zagra szesnaście drużyn: dwanaście z drugich miejsc w grupach i cztery z Ligi Narodów. Uczestnicy baraży zostaną podzieleni na cztery koszyki. W półfinałach zmierzą się ze sobą reprezentacje z koszyków pierwszego i czwartego oraz drugiego i trzeciego. Od razu zostaną też wylosowane potencjalne pary finałowe. Zwycięzcy czterech finałów uzyskają awans na mistrzostwa świata.

Polska znajduje się obecnie w drugim koszyku, lecz ma realne szanse na awans do pierwszego. Strata do znajdującej się tam Walii wynosi zaledwie trzy punkty. Kluczowy dla tej rywalizacji będzie wynik meczu Wyspiarzy z Belgią.

Dlaczego pierwszy koszyk jest tak ważny

Zajęcie miejsca w pierwszym koszyku ma ogromne znaczenie. Daje nie tylko szansę na grę z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, lecz także zapewnia prawo do rozgrywania zarówno półfinału, jak i ewentualnego finału baraży na własnym stadionie.

Na ten moment potencjalnymi rywalami Polski mogłyby być drużyny takie jak Rumunia, Słowacja, Słowenia czy Albania. Sytuacja wciąż jednak jest dynamiczna. Spadkiem do trzeciego koszyka zagrożeni są między innymi Czesi, którzy stracili punkty po porażce z Wyspami Owczymi.

Po niedzielnych meczach w pierwszym koszyku znajdują się Włochy, Turcja, Ukraina i Walia. W grze o mundial pozostają również Szkocja, Węgry, Szwecja, Macedonia Północna, Irlandia Północna i Andora. Faza grupowa eliminacji zakończy się w listopadzie, natomiast baraże zaplanowano na marzec.

Źródło: Football Meets Data

Burza w Barcelonie. Flick straci posadę przez konflikt z Yamalem?

W FC Barcelonie narasta napięcie. Hiszpańskie media donoszą, że Hansi Flick może odejść po sezonie, a powodem mają być jego napięte relacje z Lamine Yamalem. Sprawa sięgnęła najwyższych szczebli klubu i według Joana Fontesa zachwiała pozycją niemieckiego szkoleniowca.

Konflikt, który wyszedł poza szatnię

Po dwóch kolejnych porażkach Barcelona znalazła się w kryzysie nie tylko sportowym, lecz także wewnętrznym. Jak donosi Joan Fontes, źródłem zamieszania stała się sytuacja sprzed meczu z PSG. Lamine Yamal spóźnił się na jedną z sesji treningowych, a Flick konsekwentny w kwestiach dyscypliny, postanowił usunąć 18-latka z wyjściowego składu.

Decyzja trenera miała zostać odebrana z mieszanymi emocjami. Niemiec próbował tłumaczyć ją względami zdrowotnymi zawodnika, jednak jego stanowisko podważyli ludzie z otoczenia Joana Laporty. Według medialnych doniesień, Alejandro Echevarría bliski współpracownik prezydenta, miał zasugerować Deco, by przekonał Flicka do cofnięcia decyzji i przywrócenia Yamala do podstawowego składu.

Presja ze strony władz klubu przyniosła efekt. Młody piłkarz zagrał przeciwko PSG, lecz to tylko pogłębiło pęknięcie w zespole.

Utrata autorytetu i rozczarowanie w szatni

Zawodnicy Barcelony mieli odczytać działania władz jako wyraźne podważenie pozycji Flicka. W ich oczach trener stracił część autorytetu, który wcześniej budował konsekwencją i zasadami. Decyzja o występie Yamala została odebrana jako przykład nierównego traktowania.

Fontes podkreśla, że Flick rozczarowany całym zamieszaniem, miał opuścić klubowe rozmowy i udać się do ojczyzny, by „zebrać myśli” i odzyskać spokój.

Według hiszpańskich źródeł, napięcie wokół Flicka osiągnęło taki poziom, że szkoleniowiec rozważa odejście po zakończeniu sezonu. Część działaczy zaczęła już analizować potencjalne kandydatury jego następców. Na liście nazwisk, które pojawiły się w wewnętrznych rozmowach, są między innymi Sylvinho i Giovanni van Bronckhorst.

Źródło: Joan Fontes

Piotr Zieliński jasno o pracy Jana Urbana. „Wniósł dużo spokoju. Idziemy za nim w ogień”

Jan Urban zalicza świetny start w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Zgadzają się nie tylko wyniki, ale również relacje z piłkarzami. Piotr Zieliński jasno dał do zrozumienia, że szkoleniowiec przekonał do siebie kadrowiczów.




Michał Probierz zostawił po sobie zgliszcza reprezentacji. Urban obejmował kadrę w bardzo trudnym momencie. Na start zremisował jednak z Holandią, po czym zaliczył trzy wygrane – z Finlandią, Nową Zelandią oraz Litwą.

„Idziemy za nim w ogień”

Poza wynikami, znacząco poprawiła się też atmosfera. Widać, że Urban przekonał do siebie reprezentantów. Jasno powiedział o tym Piotr Zieliński po wygranej z Litwinami.

– Fajnie to wszystko wygląda, zazębia się. Wniósł dużo spokoju do naszej reprezentacji. Idziemy za nim w ogień, żeby wyniki były jak najlepsze – ocenił Zieliński.




W listopadzie reprezentacja Polski zakończy eliminacje. Czeka ją starcie z Holandią oraz Maltą. Najprawdopodobniej „Biało-Czerwoni” nie dadzą rady wskoczyć jednak na pierwsze miejsce w tabeli.

Do tego potrzebowaliby zwycięstwa w obu meczach. Musieliby także liczyć na potknięcie „Oranje” z Litwą. Zajęcie 2. miejsca oznacza z kolei udział w barażach o mundial.

Boniek wbił szpilkę Probierzowi po wygranej z Litwą. „Gdyby nie gatki o garniturach”

Zbigniew Boniek po wygranej reprezentacji Polski z Litwą opublikował wpis na Twitterze. Wbił przy okazji szpilkę w Michała Probierza.




Sytuacja „Biało-Czerwonych” w tabeli eliminacji mistrzostw świata zrobiła się bardzo komfortowa. Reprezentacja Polski zajmuje drugie miejsce za Holandią. Po wygranej z Litwą na koncie mamy 13 punktów, o 3 więcej niż Finlandia.

„Gdyby nie było…”

Jan Urban od objęcia sterów w kadrze wprowadził przede wszystkim spokój. Selekcjoner do tej pory rozegrał 4 mecze – 3 wygrał i jeden, najtrudniejszy, bo z Holandią, zremisował. Z „Oranje” zmierzymy się zresztą ponownie już w listopadzie.

Nawet zwycięstwo może jednak niewiele zmienić w kwestii naszej grupy. Holendrzy musieliby zaliczyć dodatkowo potknięcie z Litwą, abyśmy mogli ich przeskoczyć w tabeli.




Taki stan rzeczy zawdzięczamy przede wszystkim porażce w Helsinkach pod koniec kadencji Michała Probierza. Zwrócił na to uwagę Zbigniew Boniek. Wbił przy tym szpilkę byłemu selekcjonerowi.

– ….. i pomyśleć, ze w tej słabej grupie, gdyby nie było kończenia kariery Lewandowskiego, gdyby nie było gatki o garniturach, gdyby nie było ciągłego galimatiasu, mecz z Holandią byłby o awans do Mundialu – napisał na Twitterze.

Polscy dziennikarze dalej w formie. Urban został zapytany o tajemniczą kartkę. „Ale ciekawski jesteś”

Na konferencji prasowej Jana Urbana w Kownie, polski dziennikarze zwrócili uwagę na tajemniczą kartkę, którą wyjął selekcjonera. Szkoleniowiec szybko wyjaśnił zamieszanie.




W niedzielę reprezentacja Polski zmierzy się na wyjeździe z Litwą w ramach eliminacji mistrzostw świata. Jak zwykle, dzień przed spotkaniem, Jan Urban pojawił się na konferencji prasowej.

Tajemnicza kartka

Polscy dziennikarze, jak zwykle zresztą, nie zawiedli. Tym razem ogromną ciekawość zwróciła… kartka, którą analizował Urban.




– Zauważyłem, że w trakcie wypowiedzi Bartosza Kapustki analizował pan jakąś kartkę, którą ma pan jeszcze przed sobą z rozpisanym składem. To jest skład reprezentacji Litwy, czy nasz przygotowany na mecz? Może nam pan pokaże, o co chodzi? – dopytywał selekcjonera Dominik Wardzichowski.

Faktycznie selekcjoner potwierdził, że to skład reprezentacji Litwy, wskazując na flagę. Dodał po chwili z uśmiechem także, że posiada drugą kartkę.

– Flaga jest… flaga, to znaczy, że skład reprezentacji Litwy, tak – odparł.

– Ale jak ciekawski jesteś, to mam jeszcze tutaj inny nasz. Później, później… – dodał po chwili.

Fot. YouTube – Łączy nas Piłka/ Screen

Wielki talent z USA zagra dla Polski? „Mamy kozaka. Będziemy mieć przewagę”

Maciej Chorążyk, szef skautingu zagranicznego PZPN przekonuje, że w USA gra wielki talent z polskimi korzeniami. Istnieje spora szansa, że w przyszłości zagra w naszej reprezentacji.




Skauting PZPN aktywnie działa na rynkach zagranicznych. Federacja wciąż ma na celowniku wielu młodych zawodników, którzy w przyszłości mogliby zagrać w biało-czerwonych barwach.

„Mamy kozaka”

Maciej Chorążyk, czyli szef skautingu zagranicznego PZPN, przyznał w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”, że sporo dzieje się na rynku w USA. Na tamtejszych campach mają wyłaniać się kolejne talenty. Jednym z nich ma być Zachary Zalewski z rocznika 2009.




– W USA. Campy, które organizujemy w tym kraju, zaczynają działać. Mamy stamtąd jednego kozaka. Nazywa się Zachary Zalewski. Jeśli dobrze pamiętam, urodził się w Kanadzie, gra obecnie w Columbus Crew, w MLS Next. Fajny skrzydłowy, może też zagrać w środku. Na naszym campie w USA pozamiatał, został zaproszony do kadry rocznika 2009 i ma pewne w miejsce w składzie. Przyjechał na jedno zgrupowanie — zaliczył asystę w meczu z Niemcami. Później gol, następnie znów asysta – mówił Chorążyk.

– Wierzę, że wkrótce trafi do jakiegoś europejskiego klubu. Jak Zachary będzie w Europie, będzie miał bliżej na zgrupowania. Ale jest to ważne dla nas również z innego powodu: że jak Amerykanie wkroczą do gry o zawodnika, będziemy mieć przewagę terenu – dodał.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Iskry przed walką Gamrota z Oliveirą. „Teraz nadszedł czas Gamrota” [WIDEO]

Podczas ceremonii „face to face” przed galą UFC Fight Night w Rio de Janeiro Mateusz Gamrot i Charles Oliveira nie szczędzili sobie mocnych gestów. Atmosfera była napięta, ale Polak zachował zimną krew i wysłał do rywala jasny komunikat.

Napięcie przed main eventem w Rio

W niedzielę Mateusz Gamrot stanie przed jednym z najważniejszych wyzwań w karierze. Polak zawalczy w main evencie gali UFC Fight Night w Rio de Janeiro, a jego rywalem będzie były mistrz wagi lekkiej, Charles Oliveira.

Do spotkania zawodników doszło w piątek podczas oficjalnego „face to face”. Już sam moment wejścia na scenę zwiastował emocje. Gamrot podszedł bardzo blisko Brazylijczyka, a napięcie rosło z każdą sekundą. Obaj patrzyli sobie prosto w oczy, niemal stykając się głowami. Ochroniarze musieli ich na chwilę rozdzielić.

Po chwili atmosfera nieco się uspokoiła. Mateusz Gamrot pokazał klasę i szacunek wobec rywala, jednak nie ukrywał sportowej determinacji.

– Respekt, respekt, respekt. Jesteś najlepszy, jednym z najlepszych, jednak teraz nadszedł czas Gamrota. Czas Gamrota – powiedział Gamrot do Oliveiry na scenie.

Pojedynek Gamrota z Oliveirą to jedno z najciekawszych starć jesiennego kalendarza UFC. Konfrontacja ma rozpocząć się około godziny 3:00 w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego.

Źródło: X

Dani Ramírez blisko transferu do egzotycznej ligi. Hiszpan znalazł klub po kilku miesiącach bez gry

Były pomocnik Lecha Poznań i ŁKS-u Łódź jest o krok od podpisania kontraktu z nowym klubem. Dani Ramírez po kilku miesiącach bez gry ma przenieść się do Indii, gdzie zostanie zawodnikiem Punjab FC.

Z Ekstraklasy na egzotyczny kierunek

Dani Ramírez to dobrze znane nazwisko w polskiej piłce. Hiszpański pomocnik występował w barwach ŁKS-u Łódź i Lecha Poznań, z którym zdobył mistrzostwo Polski.

Po odejściu z Lecha roku Ramírez nie znalazł stabilnego miejsca. Na początku trafił do Zulte Waregem, później wrócił do ŁKS, a następnie wyjechał do Turcji. Od lipca 2025 roku pozostaje jednak bez klubu. Piłkarz mógł ponownie wrócić do ŁKS-u, ale to jednak nie wypaliło.

– Jeśli chodzi o Daniego Ramireza, rozmawialiśmy z jego agentem. Czy uznaliśmy jego zatrudnienie za dobre rozwiązanie? Nie, ponieważ nie był to profil zawodnika, którego w tym momencie potrzebujemy i nie pasował do reszty zespołu. Dodatkowo ostatni pełny mecz rozegrał sześć miesięcy temu, a wpływ na naszą decyzję miały również kwestie wieku – tłumaczył dyrektor sportowy ŁKS-u, Radosław Mozyrko.

Jak informuje portal sportstar.thehindu.com, Dani Ramírez ma zostać zawodnikiem Punjab FC. To klub występującego w indyjskiej ekstraklasie. Hiszpan przeszedł już testy medyczne i ma podpisać roczny kontrakt.

Transfer ma zostać ogłoszony w najbliższych dniach. Dla Ramíreza będzie to pierwsza przygoda poza Europą.

Źródło: sportstar.thehindu.com, transfery.info

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.