Szczęsny zagra w meczu Ligi Mistrzów? Hiszpańskie media podzielone

Hiszpańskie media debatują na temat obsady bramki FC Barcelony przed starciem z Benficą w Lidze Mistrzów, które odbędzie się we wtorek o godzinie 21:00. Trener Hansi Flick nie zdradził jeszcze, czy w bramce zobaczymy Inakiego Peñę czy Wojciecha Szczęsnego. Według znaczącej większości prasy na boisku zobaczymy raczej Hiszpana.

Flick ma twardy orzech do zgryzienia

Wojciech Szczęsny swoimi dobrymi występami na początku roku sprawił, że Hansi Flick ma nie lada dylemat. Polak prezentował się solidnie, co według wielu ekspertów mogło dać mu szansę na występ w ostatnim ligowym meczu Barcelony przeciwko Getafe (1:1). Mimo to, decyzja trenera była inna, a w mediach pojawiły się spekulacje, że Flick planuje wystawić Szczęsnego w starciu Ligi Mistrzów.

Przedmeczowa konferencja prasowa Flicka dolała oliwy do ognia. Zapytany o decyzję dotyczącą bramkarza, Niemiec odpowiedział tajemniczo:

– Zarządzanie bramkarzami? Rozmawialiśmy, ale sytuacja bardzo się zmienia – stwierdził.

Hiszpańskie media, takie jak Sport, Marca i L’Esportiu, sugerują, że we wtorkowym meczu między słupkami stanie Inaki Peña. Z kolei dziennik AS jako jedyny przewiduje, że to Szczęsny może otrzymać szansę gry.

Informacje od polskiego dziennikarza

Łukasz Wiśniowski na antenie Meczyki.pl przytoczył informacje od hiszpańskiego dziennikarza Toniego Juanmartiego. Wspomniany redaktor uważa, że Polak ma duże szanse na występ. Według polskiego dziennikarza można zaufać tej informacji.

– Toni Juanmarti poinformował, że Wojtek Szczęsny zagra dziś z Benfiką. Zaryzykuję tezę, że jeżeli nic się nie stanie w kontekście np. spóźnienia się na odprawę, to Wojtek dzisiaj zagra w podstawowym składzie Barcelony. Toni Juanmarti to jest osoba, której można ufać i ja mu ufam – powiedział Wiśniowski.

W odróżnieniu od sytuacji w bramce, pozycja Roberta Lewandowskiego wydaje się niezagrożona. Spotkanie Benfica – FC Barcelona zaplanowano na wtorek, 21 stycznia, o godzinie 21:00.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet, Meczyki.pl

Ba Loua w klubie Mbappe? Szokujące doniesienia ws. Iworyjczyka

To informacja, która może z pewnością zaciekawić kibiców Lecha Poznań. Francuski klub SM Caen wyraził zainteresowanie Adrielem Ba Louą. To zespół, którego współwłaścicielem jest Kylian Mbappe.

Zainteresowanie Caen

Według doniesień Afrik-Foot SM Caen poważnie interesuje się pozyskaniem piłkarza Lecha Poznań. Adriel Ba Loua jest znany we Francji z wcześniejszych występów w Lille.

Ba Loua to drugi najdroższy transfer w historii Lecha. Iworyjczyk od 2021 roku próbuje udowodnić swoją wartość, jednak jego występy rzadko przekładały się na korzyść zespołu.

W ciągu trzech lat rozegrał 91 spotkań, zdobywając zaledwie sześć bramek i siedem asyst. Często był obiektem krytyki z powodu swoich nieudanych zagrań.

W sezonie 2023/24 Ba Loua zaliczył krótki okres dobrej formy, kiedy strzelił 4 gole w lidze. Sezon później jego pozycja w zespole osłabła, a rok 2024 zakończył poza kadrą meczową.

Lech Poznań chętnie pozbyłby się zawodnika, którego kontrakt wygasa za pół roku. Kolejorz nie zabrał go nawet na zgrupowanie w Turcji. Iworyjczyk ostatnio zagrał w meczu rezerw, gdzie strzelił dwie bramki przeciwko Stilonowi Gorzów.

Potencjalny transfer do Caen byłby dla Ba Louy szansą na nowy start. Trenerem francuskiego zespołu jest Bruno Baltazar, były szkoleniowiec Radomiaka Radom.

Źródło: Afrik-Foot

Adam Małysz krytycznie o polskich skoczkach. „Muszą się temu poświęcić”

Polska reprezentacja skoków narciarskich zmaga się z trudnościami, które szczególnie uwidoczniły się podczas ostatnich zawodów w Zakopanem. W czołówce rywalizacji wciąż potrafi walczyć jedynie Paweł Wąsek. Pozostali zawodnicy osiągają jedynie wyniki pozwalające na awans do drugiej serii. Jeszcze większe zaniepokojenie budzi jednak brak rozwoju młodych talentów. W związku z tym Adam Małysz przedstawił swoje krytyczne spojrzenie na aktualną sytuację polskich skoczków.

Legenda niezadowolona z osiągnięć Polaków

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego nie kryje swojego niezadowolenia z pracy młodych zawodników. Jak sam przyznaje, w wielu przypadkach ich zaangażowanie pozostawia wiele do życzenia.

– Niejednokrotnie nie byłem, nie jestem zadowolony z pracy młodych zawodników ze względu na to, że może im się wydaje, że dają sto procent, ale w dzisiejszych czasach to nie wystarcza. Trzeba dać dwieście procent. Ten sport to też ich zawód. Muszą się temu poświęcić nie tylko, jak przychodzą na treningi, ale również poza nimi – powiedział Małysz w wywiadzie dla TVP Sport.

Prezes PZN zwraca uwagę na brak inicjatywy wśród młodych skoczków. Według niego zawodnicy nie wykazują wystarczającego zainteresowania swoim rozwojem i nie szukają odpowiedzi na pytania, które mogłyby pomóc im w osiąganiu lepszych rezultatów.

– Tego mi cały czas brakuje. Żeby więcej się dowiadywali, więcej pytali, wykazywali większe zainteresowanie. Jeśli poszli w to i chcą to robić profesjonalnie, muszą być zaangażowani zdecydowanie bardziej – dodał Małysz.

Niepokojące są również problemy z techniką. Jak zauważa Małysz, wciąż są widoczne podczas treningów. Legendarny skoczek zwrócił uwagę na błędy w postawie zawodników podczas lotu.

– Byłem na treningu przed mistrzostwami Polski i zobaczyłem, jak lata większość naszych zawodników. A lata prawie z podkurczonymi nogami i rękami w powietrzu, tak jakby się bali lecieć. Na progu wydaje się, że go rozniosą, a to wręcz przeszkadza. Czasy, gdy zawodnicy chcieli rozsadzić próg, skończyły się. Dziś im bardziej zrobisz to technicznie, tym lepiej się odbijesz – przyznał Małysz.

Źródło: TVP Sport

UEFA ogłosiła obsadę sędziowską na mecze Ligi Mistrzów. Marciniak poprowadzi hitowe starcie

UEFA przedstawiła obsadę sędziowską na mecze siódmej kolejki fazy ligowej Ligi Mistrzów. Wśród wytypowanych znalazł się Szymon Marciniak. Polski arbiter poprowadzi hitowe starcie Paris Saint-Germain z Manchesterem City.

Hit dla Marciniaka

Styczeń to czas kluczowych rozstrzygnięć w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Dwie ostatnie kolejki wyłonią drużyny, które awansują do fazy pucharowej. Jednym z najbardziej wyczekiwanych meczów tej kolejki jest starcie PSG z Manchesterem City, które odbędzie się w środę. Stawka tego spotkania jest ogromna, ponieważ oba zespoły walczą o utrzymanie w rozgrywkach, czyli TOP 24.

UEFA powierzyła prowadzenie właśnie tego spotkania Szymonowi Marciniakowi. Towarzyszyć mu będą asystenci Tomasz Listkiewicz i Adam Kupsik, a funkcję sędziego technicznego pełnić będzie Damian Kos. Za obsługę systemu VAR odpowiadać będzie Tomasz Kwiatkowski wraz z Portugalczykiem Tiago Bruno Lopesem Martinsem.

Dla Szymona Marciniaka będzie to już czwarte spotkanie w bieżącej edycji Ligi Mistrzów. Wcześniej miał okazję sędziować mecze takie jak PSG – Atletico Madryt, Sporting Lizbona – Arsenal oraz Atalanta Bergamo – Real Madryt.

Paris Saint-Germain ma na swoim koncie 7 punktów w fazie ligowej Ligi Mistrzów po sześciu kolejkach. Ekipa z Paryża zanotowała w tym czasie dwa zwycięstwa, remis i trzy porażki. Ich bilans bramkowy wynosi 6:6. Drużyna ze stolicy Francji zajmuje aktualnie 25. lokatę w tabeli.

Manchester City ma z kolei punkt więcej, a ich bilans wynosi po dwie wygrane, remisy i porażki. Jeśli chodzi o bramki, to ich stosunek prezentuje się zdecydowanie lepiej, bo wynosi 13:9. Na ten moment The Citizens znajdują się na 22. miejscu tabeli fazy ligowej.

Źródło: PZPN

Marcin Bułka z kontrowersyjnym wpisem. Nicea musiała wydać oświadczenie

Marcin Bułka wywołał burzę we Francji po obraźliwym wpisie na Instagramie. Polak szybko usunął wpis, ale do całego zamieszania odniosły się oba kluby – Bastia i Nicea.

Wpis Bułki wywołał burzę

Po meczu Pucharu Francji, w którym Nice pokonało Bastię 1:0, Bułka zamieścił na Instagramie wpis: „Wygrana na gów****** stadionie”. Słowa te wzbudziły oburzenie, szczególnie wśród kibiców Bastii, a kontekst historyczny sprawił, że sprawa stała się jeszcze bardziej kontrowersyjna.

Stade de Furiani było miejscem tragicznego wypadku w 1992 roku, kiedy zawaliła się trybuna, powodując śmierć 18 osób.

OGC Nice szybko zareagowało, wydając oświadczenie, w którym stanęło w obronie swojego zawodnika. Klub podkreślił, że Bułka padł ofiarą gróźb w mediach społecznościowych, a jego wpis był reakcją na rasistowskie komentarze, które miały paść na trybunach podczas meczu.

„Nice wspiera Marcina Bułkę, który został ofiarą wielu pogróżek w mediach społecznościowych (…). Motywacją do tego [postu] były obraźliwe uwagi, zwłaszcza o charakterze rasistowskim, wygłoszone przez część publiczności obecnej na trybunach pod adresem kilku jego kolegów z drużyny przez cały wieczór. Marcin zapewnia, że ​​w żaden sposób nie chciał zlekceważyć pamięci ofiar tragedii Furiani. Po przeczytaniu tej błędnej interpretacji natychmiast usunął swoją publikację” – czytamy w komunikacie.

Bastia również opublikowała oświadczenie, w którym potępiła zarówno wpis Bułki, jak i oskarżenia o rasizm wobec swoich kibiców. Klub uznał, że tego rodzaju zarzuty są poważne i wymagają konkretnych dowodów.

„Klub stanowczo potępia wszelkie formy obelg, niezależnie od tego, czy mają one miejsce w Internecie, czy na stadionie (…). Możemy jednak potępić pochopne wysuwanie oskarżeń o rasizm, bez najmniejszych konkretnych dowodów. Tak poważnych roszczeń nie można wysuwać lekkomyślnie, ponieważ niesprawiedliwie rzucają cień na wizerunek naszego klubu. Należy podkreślić, że Marcin Bułka uważał, aby nie wyrazić najmniejszego oburzenia czy niezadowolenia na stadionie, w obliczu faktów, które teraz opisuje jako »obraźliwe uwagi o charakterze rasistowskim«. Z drugiej strony nie wahał się podżegać do nienawiści poprzez prowokacyjną publikację w mediach społecznościowych po spotkaniu.

Choć błądzenie jest rzeczą ludzką, a klub zauważa, że ​​wpis Marcina Bułki został szybko usunięty, jesteśmy zaskoczeni bezwarunkowym poparciem wyrażonym przez OGC Nice. To stwierdzenie zdaje się usprawiedliwiać zachowanie gracza, minimalizując konsekwencje swojej publikacji.

Klub apeluje o większą rozwagę, aby uniknąć jałowych kontrowersji, które jedynie podsycają niepotrzebne napięcia”.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet, X

Finał Ligi Mistrzów w Polsce? Optymistyczna wizja eksperta

Polskie stadiony coraz częściej goszczą najważniejsze wydarzenia piłkarskie. W ostatnich dniach pojawiły się głosy, że wizja finału Ligi Mistrzów w naszym kraju jest realna do zrealizowania.

Finał Champions League w Polsce?

Ostatnia dekada to pasmo sukcesów organizacyjnych Polski. Od historycznego Euro 2012 polskie areny sportowe zyskały światowe uznanie.

Stadion Narodowy w Warszawie był gospodarzem finału Ligi Europy w 2015 roku, a kilka lat później w Gdańsku odbył się finał tych samych rozgrywek między Manchesterem United a Villarrealem.

Polska organizowała również Euro U-21 w 2017 roku i mistrzostwa świata U-20 w 2019 roku. W 2023 roku Superpuchar Europy odbył się w Warszawie, a tegoroczny finał Ligi Konferencji zostanie rozegrany na wrocławskiej Tarczyński Arena.

Teraz eksperci wskazują, że Stadion Narodowy w Warszawie może spełniać wymagania UEFA do organizacji finału Ligi Mistrzów. Zbigniew Pszczulny, główny architekt tego obiektu, podkreśla, że konstrukcja stadionu umożliwia dostosowanie go do standardów wymaganych przez organizatorów.

– Naszym zadaniem było zaprojektowanie pięćdziesięciotysięcznika z zamykanym dachem, co jest rzadkie na stadionach piłkarskich. Celem było wielorakie całoroczne wykorzystanie stadionu na różne wydarzenia. Wracając do pojemności na finał Ligi Mistrzów, to zakładam również, że cieszyłby się on co najmniej tak dużym zainteresowaniem mediów jak na przykład mecz otwarcia Euro 2012. Na przytoczonych przykładach widać, że do 60 tysięcy miejsc mogłoby zabraknąć około 5000 – powiedział Pszczulny w rozmowie z TVP Sport.

Pszczulny wskazuje, że możliwe byłoby dostosowanie stadionu poprzez przebudowę jednej z trybun i wprowadzenie miejsc stojących, co zwiększyłoby pojemność obiektu. Przywołał przykład stadionu Borussii Dortmund, który mimo dużej liczby miejsc stojących spełnia wymagania UEFA.

– Pojemność całkowita wynosi 81 tysięcy 365 miejsc, ale aż 28 tysięcy 337 to miejsca stojące. UEFA to akceptuje, inaczej nie dopuściłaby tego obiektu do rozgrywek Ligi Mistrzów. Skoro miejsca stojące mogą być na stadionie klubu, który w ubiegłym roku grał w finale Ligi Mistrzów, a w Dortmundzie rozegrano przecież jeden z półfinałów tych rozgrywek, to dlaczego nie pomyśleć o podobnej przebudowie jednej z trybun na Stadionie Narodowym w Warszawie? Miejsca stojące mogłyby być przeznaczone dla kibiców najbardziej zaangażowanych w doping. Z tego, co słyszę, lepszy doping reprezentacji Polski bardzo by się przydał – dodał.

Liczba 60 tysięcy miejsc bywa uznawana za wymóg, Pszczulny przypomina, że to bardziej zalecenie niż sztywna reguła.

– Myślę, że gdyby kandydatura Stadionu Narodowego została zgłoszona, finał Ligi Mistrzów mógłby się na nim odbyć nawet przy obecnej pojemności. Gdyby jednak UEFA jako warunek postawiła powiększenie liczby miejsc, ten cel można byłoby osiągnąć – przyznał architekt.

Podkreślił jednak, że jakiekolwiek zmiany wymagałyby współpracy z Polskim Związkiem Piłki Nożnej i władzami Warszawy.

Źródło: TVP Sport

Hiszpańskie media doceniły rywala Szczęsnego. Wysoka nota dla Peny

Po trzech meczach przerwy Inaki Pena ponownie pojawił się między słupkami FC Barcelony. Hiszpańskie media doceniły jego występ w pucharowym spotkaniu z Betisem, choć nie udało mu się zachować czystego konta.

Powrót do gry

Ostatnie tygodnie były dla Peny burzliwe. Po spóźnieniu na odprawę przed meczem z Athletikiem Bilbao stracił miejsce w podstawowym składzie na rzecz Wojciecha Szczęsnego.

Polski golkiper wykorzystał swoją szansę, ale w finale Superpucharu Hiszpanii otrzymał czerwoną kartkę za faul na Kylianie Mbappe, co wykluczyło go z gry w Pucharze Króla.

W tej sytuacji Pena wrócił do bramki „Blaugrany”. Choć nie udało mu się zachować czystego konta, to dał się pokonać jedynie z rzutu karnego, co nie umknęło uwadze hiszpańskich mediów.

Hiszpańska prasa pozytywnie oceniła występ 24-letniego bramkarza. Kataloński Sport przyznał mu „siódemkę” w dziesięciostopniowej skali, podkreślając jego pewne interwencje.

– Był uważny poza polem karnym i zaliczył zdecydowane wyjścia z bramki. Prawie obronił rzut karny – napisano na łamach Mundo Deportivo.

Wydaje się, że Inaki Pena pozostanie pierwszym wyborem Hansiego Flicka w najbliższym czasie. Kolejne wyzwanie czeka go już w sobotę, kiedy FC Barcelona zmierzy się na wyjeździe z Getafe w rozgrywkach La Liga.

Źródło: WP Sportowe Fakty

Puszcza nie weźmie do siebie 4-ligowca. Ekstraklasowicza nie stać na piłkarza Ząbkovii

Mateusz Augustyniak nie zasili szeregów Puszczy Niepołomice w PKO Ekstraklasie. Finansowe oczekiwania czwartoligowej Ząbkovii Ząbki zablokowały transfer do tego klubu.

Bramkostrzelny talent zachwalany przez Stanowskiego

Augustyniak był postrachem bramkarzy w czwartej lidze. Zdobył aż 22 bramki, a jego talent nie umknął uwadze Krzysztofa Stanowskiego, właściciela KTS Weszło Warszawa, którego drużyna mierzyła się przeciwko 23-letniemu napastnikowi.

Zainteresowanie Augustyniakiem zaowocowało testami w Puszczy Niepołomice. Wszystko wskazywało na to, że młody napastnik stanie przed szansą gry na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce. Jednak, jak zdradził członek zarządu Puszczy, Marek Bartoszek, transfer został zablokowany przez zbyt wysokie wymagania finansowe.

– Kwota za wykup tego zawodnika to nie na budżet Puszczy Niepołomice, nie na ligę i nie na dotychczasowe jego popisy – powiedział Bartoszek w rozmowie z Weszło.com.

Według Bartoszka suma transferu przekraczała zdecydowanie możliwości finansowe klubu z Niepołomic.

– Policzę Wam, ile to jest cyfr: jeden, dwa, trzy (…) no zdecydowanie drożej, niż Klimek, który przyszedł do nas z Widzewa Łódź – wyjaśniał Bartoszek.

Przypomnijmy, że Antoni Klimek dołączył do Puszczy za 50 tysięcy złotych. Dziennikarz Weszło.com Paweł Paczul dopytywał, czy transfer Augustyniaka mierzyłby się w setkach tysięcy złotych, na co Bartoszek odpowiedział twierdząco.

To nie pierwszy taki przypadek, gdzie finanse blokują ruch na rynku wewnętrznym.

Źródło: Weszlo.com

Ostra krytyka w stosunku do sędziego Superpucharu Hiszpanii. Szereg niezrozumiałych decyzji

Efektowny triumf Barcelony w finale Superpucharu Hiszpanii (5:2) przesłonił błędy sędziowskie Jesusa Gila Manzano. Nie uciszył jednak krytyki, a dziennikarze i eksperci wytykają arbitrowi liczne pomyłki, które mimo jednostronnego wyniku stały się obiektem gorącej dyskusji. Xavier Bosch z „Mundo Deportivo” określił występ sędziego jako „katastrofalny” i wskazał szereg jego niezrozumiałych decyzji.

Kontrowersyjne decyzje sędziego

Jednym z najbardziej komentowanych momentów meczu była czerwona kartka dla Wojciecha Szczęsnego. Polskiego bramkarza wyrzucono z boiska dopiero po interwencji VAR, co sam zainteresowany przyjął bez sprzeciwu. Jednak to tylko jedna z wielu sytuacji, w których Jesus Gil Manzano potrzebował pomocy technologii.

– Sędzia z Estremadury nie dostrzegł rzutu karnego dla Gaviego – VAR go uratował – nie dostrzegł czerwonej kartki dla Szczęsnego – VAR go uratował – pominął drugą żółtą kartkę dla Camavingi i drugą żółtą dla Viniciusa. Co więcej, pozwolenie medykom na bandażowanie kostki Mbappe na boisku przez dwie minuty jest poniżające – wylicza Bosch w swoim komentarzu.

Jak się okazuje, błędy arbitra nie zakończyły się na boisku. Oficjalny protokół meczowy również został źle wypełniony. Gil Manzano przypisał gole Barcelony niewłaściwym zawodnikom. Bramkę Raphinhi zapisano jako trafienie „Dias Belloli, Raphael”, a piąty gol został błędnie przypisany Alejandro Balde.

– Cóż, Gil Manzano nawet nie potrafił bezbłędnie wpisać listy strzelców. Nazwiska zdobywców bramek Barcelony na zawsze zostaną błędnie zapisane w oficjalnych zapisach archiwalnych RFEF. Według Gila Manzano [czwartego] gola strzelił Dias Belloli, Raphael, to znaczy Raphinha. Co gorsza, strzelca piątego gola również się pomylił. Przyznał go Alejandro Balde, podczas gdy to strzelał Raphinha. Błędy sędziowskie powtarzały się zatem nawet po zdobyciu medalu. (Od kiedy panuje głupi trend wręczania medali sędziom?) – skomentował Bosch.

Przekonujące zwycięstwo Barcelony sprawiło, że decyzje sędziego nie miały decydującego wpływu na losy trofeum. Niemniej jednak dziennikarze i komentatorzy nie szczędzili ostrych słów pod adresem Gila Manzano. Według wielu opinionistów był to nieodpowiedni arbiter na taki kaliber spotkania. Dziennikarze otwarcie krytykowali go po spotkaniu na platformach społecznościowych i w mediach.

Źródło: Mundo Deportivo, Przegląd Sportowy Onet

Klopp o zarzutach Manchesteru City. „Zrobimy imprezę w ogrodzie”

Juergen Klopp w żartobliwy sposób podzielił się swoimi przemyśleniami na temat możliwych konsekwencji postępowania wobec Manchesteru City. Niemiecki szkoleniowiec, który dwukrotnie zakończył rozgrywki Premier League na drugim miejscu za „The Citizens”, zapowiedział, że w przypadku utraty przez rywali zdobytych tytułów… zorganizuje imprezę na Majorce.

Sukcesy Kloppa na Anfield Road

W trakcie swojej kadencji w Liverpoolu Klopp zbudował drużynę, która stała się jedną z najlepszych na świecie. Ekipa triumfowała w lidze i Lidze Mistrzów. W sezonach 2018/2019 oraz 2021/2022 piłkarze Liverpoolu zakończyli rozgrywki Premier League na drugim miejscu, ustępując tylko Manchesterowi City.

Kilka tygodni temu rozpoczęto postępowanie wobec „Obywateli”. Wszystko w związku z podejrzeniem naruszenia zasad Finansowego Fair Play (FFP). Jeśli klub zostanie uznany za winny, grozi mu nawet utrata tytułów zdobytych w ostatnich latach.

W takim scenariuszu Liverpool mógłby zostać uznany za najlepszą drużynę Premier League w sezonach 2019 i 2022.

Podczas wtorkowego wydarzenia organizowanego przez Red Bull, Juergen Klopp został zapytany o sytuację Manchesteru City. Niemiec w swoim charakterystycznym stylu podzielił się swoimi planami.

– Kiedy wyjeżdżałem, mieliśmy taką rozmowę. Nie spędziłem zbyt wiele czasu na Majorce, bo ciągle latam w różne miejsca. Ale gdyby tak się stało, powiedziałem wszystkim, którzy chcieliby przyjechać: „Po prostu zarezerwujcie lot na Majorkę. Ja kupię piwo! Zrobimy imprezę w ogrodzie” – zażartował Klopp.

Obecnie Liverpool radzi sobie znakomicie pod wodzą nowego trenera, Arne Slota. Drużyna zajmuje pierwsze miejsce w tabeli Premier League.

Źrodło: Sky Sports

Koniec pewnej ery w reprezentacji Polski. Kolejne zmiany w związku z przenosinami

Reprezentacja Polski szykuje się do kolejnych zmian logistycznych. Oprócz przeniesienia meczów na Stadion Śląski w Chorzowie biało-czerwoni pożegnają warszawski hotel DoubleTree by Hilton. Według „Sport.pl” nową bazą kadry będzie luksusowy hotel Monopol w Katowicach.

Nowa baza reprezentacji Polski w Katowicach

Według doniesień Tomasza Włodarczyka z portalu „Meczyki.pl” reprezentacja Polski przeniesie się ze Stadionu Narodowego w Warszawie na Stadion Śląski w Chorzowie. Teraz pojawiają się kolejne doniesienia dotyczące zmian logistycznych związanych z meczami kadry.

Zmiana stadionu na Stadion Śląski w Chorzowie to nie jedyna reorganizacja, jaka czeka reprezentację Polski w 2025 roku. Według portalu „Sport.pl” wraz z przeprowadzką kadra narodowa kończy wieloletnią współpracę z warszawskim hotelem DoubleTree by Hilton. Wspomniane źródło przekonuje, że od marcowego zgrupowania nową „siedzibą” drużyny stanie się hotel Monopol w Katowicach.

Hotel DoubleTree by Hilton był przez lata miejscem, gdzie kadra stacjonowała przy okazji meczów rozgrywanych na PGE Narodowym. Obiekt ten stał się symbolem dotychczasowej ery reprezentacji. Teraz, w związku z przeniesieniem meczów na Stadion Śląski, logistyka kadry ulega całkowitej zmianie.

Katowice jako nowe centrum działań

Hotel Monopol w Katowicach stanie się nową bazą operacyjną reprezentacji. To właśnie tam drużyna będzie przygotowywać się do meczów, a także organizować konferencje prasowe i inne działania medialne. Co więcej, treningi przedmeczowe również będą odbywać się na Stadionie Śląskim.

Ostateczna decyzja o zmianie stadionu i bazy reprezentacji zostanie podjęta na posiedzeniu zarządu PZPN, które odbędzie się 14 stycznia.

Źródło: Meczyki.pl, Sport.pl

Szczęsny z refleksją po czerwonej kartce. „Uwielbiam tę grę”

Wojciech Szczęsny nie wytrwał na murawie do końca meczu z Realem Madryt po czerwonej kartce za faul na Kylianie Mbappé. Polski bramkarz przerwał milczenie w mediach społecznościowych, gdzie podzielił się refleksjami na temat tego zdarzenia.

Zwycięstwo „Dumy Katalonii” w spektakularnym stylu

FC Barcelona znacząco poprawiła nastroje po końcówce ubiegłego roku. W finale Superpucharu Hiszpanii pewnie pokonała Real Madryt. Mecz zakończył się wynikiem 5:2. To już drugie imponujące zwycięstwo Barcelony nad „Królewskimi” w tym sezonie. W październiku, w ligowym El Clasico, „Blaugrana” triumfowała 4:0.

Wojciech Szczęsny i jego czerwona kartka

Wojciech Szczęsny rozpoczął mecz w podstawowym składzie, jednak jego udział zakończył się w 56. minucie. Po analizie VAR otrzymał czerwoną kartkę za faul na Kylianie Mbappé. Po zejściu Szczęsnego między słupkami stanął Iñaki Peña. Mimo starań młodego golkipera, Real Madryt zdołał zdobyć bramkę z rzutu wolnego.

W wyniku czerwonej kartki Szczęsny został zawieszony na jeden mecz. Nie weźmie udziału w zaplanowanym na środę starciu Barcelony z Realem Betis w ramach pucharu kraju. Polski bramkarz odniósł się do całej sytuacji na swoim Instagramie.

„Tak, podjąłem złą decyzję i zostałem wyrzucony z boiska w moim pierwszym El Clasico! Tak, to nie jest szczególnie przyjemne uczucie. Ale doświadczenie pozwala mi spojrzeć na rzeczy z innej perspektywy.

We wrześniu zakończyłem karierę piłkarską i cieszyłem się życiem na plażach i polach golfowych Marbelli. 4 miesiące później mogłem zagrać w grę, którą wcześniej mogłem oglądać tylko w telewizji lub grać w FIFA. I nigdy nie zamierzałem się ukrywać i grać w tę grę, bojąc się podejmowania trudnych decyzji i podejmowania ryzyka.

Można by pomyśleć, że to właśnie ta postawa spowodowała moją czerwoną kartkę. Wolę myśleć, że to właśnie ta postawa doprowadziła mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz, i to dzięki mojej czasami nieuzasadnionej odwadze mogę teraz cieszyć się swoim pierwszym trofeum jako piłkarz Barcelony!

Życie bez strachu może czasami sprawić, że poczujesz się zraniony, ale uwierz mi, w zamian otrzymasz niesamowitą przygodę! Uwielbiam tę grę!”

Czerwona kartka nie przesłoniła Szczęsnemu radości z pierwszego trofeum zdobytego w barwach Barcelony. Nie wiadomo jednak, jaka będzie sytuacja Polaka po odbyciu kary.

Źródło: Instagram

Kulesza wskazał problemy reprezentacji. „Trener Probierz dziś nie ma zbyt dużego wachlarza możliwości”

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej w rozmowie z TVP Sport podsumował mijający rok z perspektywy występów polskiej reprezentacji. Kulesza wskazał kluczowe problemy, z którymi zmaga się kadra narodowa. Podkreślił również wyzwania, jakie stoją przed kadrą w nadchodzących meczach.

Problemy z regularną grą kadrowiczów

Jednym z głównych tematów rozmowy była sytuacja polskich piłkarzy w klubach. Według Kuleszy zbyt wielu reprezentantów nie gra regularnie, co przekłada się na ich formę i możliwość zaprezentowania pełnego potencjału podczas spotkań w barwach narodowych.

– Jeśli dziś patrzymy na naszą reprezentację, to tylko czterech kadrowiczów gra w klubach pełne 90 minut, pozostali w klubach nie grają, lub grają bardzo mało. Wiemy, że gdy piłkarz nie gra, to później ciężko odnaleźć mu się na boisku podczas meczu reprezentacyjnego. Taki piłkarz nie ma możliwości pokazania się ze swojej najlepszej strony, bo po prostu nie pozwala mu na to między innymi jego kondycja. Rytm meczowy jest w tym przypadku bardzo ważny – powiedział prezes PZPN.

Według 62-latka brak regularnej gry zawodników utrudnia selekcjonerowi Michałowi Probierzowi odpowiednie przygotowanie drużyny. Kulesza podkreślił, że piłkarze spędzają w klubach około 300 dni w roku, a z reprezentacją jedynie 20 dni, co ogranicza jego możliwości treningowe.

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej odniósł się także do sytuacji selekcjonera Michała Probierza.

– Michał Probierz dziś nie ma zbyt dużego wachlarza możliwości. Patrząc historycznie, na mistrzostwa Europy w Niemczech, to w spotkaniu z Austrią po stronie naszych rywali było 14 zawodników, którzy grali regularnie w Bundeslidze. Naszych piłkarzy z takim dorobkiem zbyt wielu w składzie nie było, widzimy więc, jak duże są to różnice. Później kibice wymagają od Michała Probierza, od zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej, żeby nasi piłkarze grali. My też tego chcemy – stwierdził.

W nadchodzącym roku polską reprezentację czeka start eliminacji mistrzostw świata. Biało-Czerwoni zmierzą się m.in. z Holandią lub Hiszpanią, a także z Finlandią, Litwą i Maltą. Pierwsze mecze eliminacyjne reprezentacja rozegra 21 i 24 marca.

– W 2025 roku życzyłbym sobie, żebyśmy uzbierali jak najwięcej punktów w eliminacjach mistrzostw świata, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak to jest ważne dla związku, dla rozwoju polskiej piłki, ale przede wszystkim dla kibiców polskiej reprezentacji – zakończył.

Źródło: TVP Sport

Lech Poznań złożył ofertę za piłkarza Olympiakosu. Padła kwota

Lech Poznań kontynuuje przygotowania do rundy wiosennej Ekstraklasy. Po zakontraktowaniu Islandczyka Gísliego Thórdarsona za pół miliona euro, klub nie zwalnia tempa w poszukiwaniu kolejnych wzmocnień. Według portalu Sportowy Poznań, Kolejorz złożył ofertę za greckiego obrońcę. Padła również kwota umieszczona w propozycji.

Lech z konkretną ofertą za piłkarza Olympiakosu

Jak donosi Maksymilian Dyśko z portalu Sportowy Poznań, Lech Poznań złożył ofertę za greckiego obrońcę Apostolosa Apostolopoulosa.

Według wspomnianego źródła propozycja wynosi 700 tysięcy euro za sam transfer podstawowy, do którego mogą dojść bonusy oraz procent z przyszłej sprzedaży.

Apostolopoulos to zawodnik uniwersalny, mogący grać na lewej i prawej obronie, a także jako środkowy obrońca. Taka wszechstronność byłaby cennym atutem dla układanki trenera Nielsa Frederiksena.

Grecki obrońca mógłby stanowić wartościowe uzupełnienie składu i alternatywę dla Michała Gurgula.

Apostolopoulos rozegrał w bieżącym sezonie łącznie osiem spotkań dla Olympiakosu. Spędził na boisku 480 minut. Jego kontrakt z greckim klubem obowiązuje do 30 czerwca 2026 roku.

Źródło: Sportowy Poznań

Kosecki z szokującym wspomnieniem z Niemiec. „Policja przetrzepała mi cały samochód”

Jakub Kosecki w programie „To jest Sport.pl”podzielił się jedną z najbardziej nietypowych sytuacji, jakie spotkały go w trakcie kariery piłkarskiej. „Kosa” powiedział o swoich doświadczeniach z czasów gry w niemieckim SV Sandhausen i konfrontacji z policją.

Wspomnienia Koseckiego z Niemiec

Jakub Kosecki grał w SV Sandhausen przez dwa sezony – najpierw w ramach wypożyczenia z Legii Warszawa, a później na stałe po transferze definitywnym. Jak wspomina, kultura dyscypliny i punktualności w niemieckim futbolu była niezwykle rygorystyczna.

– Często mówi się, że Niemcy są jak roboty. Porządek, czystość, grafik, nie można się spóźniać. (…) Tak jak w różnych klubach się spóźniałem, tak w Niemczech nigdy. Trener potrafił cię usadzić na ławce na kilka meczów za jakąś głupotę jak spóźnienie na obiad czy do autokaru. Wszystko musiało odbywać się punktualnie – relacjonował Kosecki w Sport.pl.

Pewnego ranka, jadąc na trening z Mannheim do Sandhausen, Kosecki został zatrzymany przez niemiecką policję.

– Wsiadłem wcześniej, mówię: „posłucham muzyczki”. Jadę, ograniczenie do 80 km/h, ja jechałem około 70 km/h. Przede mną w takim samym tempie jechała policja. I już myślę: „coś mi tu nie gra, zaraz będzie jakiś problem – wspominał Kosecki.

Policja zatrzymała go do kontroli, przeszukała samochód, a także wykonała testy na obecność narkotyków. Kosecki musiał zadzwonić do klubu, by poinformować o spóźnieniu. Dla własnego bezpieczeństwa robił zdjęcia i filmy na dowód sytuacji.

Mimo nietypowych okoliczności trener SV Sandhausen nie zaakceptował wyjaśnień piłkarza.

– Oczywiście się spóźniłem, wpadłem do klubu, a trener tylko spojrzał na zegarek. Przysięgam, że przez trzy mecze nie podniosłem się z ławki. Trener powiedział mi, że to ja jeżdżę samochodem i to moja wina. Jego nic nie interesowało tylko punktualność – podsumował Kosecki.

Źródło: Sport.pl