Kluczowy piłkarz Bayernu złapany na jeździe pod wpływem alkoholu. Klub nie będzie wyciągał surowych konsekwencji

Alphonso Davies znalazł się w centrum kontrowersji po zatrzymaniu przez policję za jazdę pod wpływem alkoholu. Kanadyjski obrońca miał 0,6 promila alkoholu we krwi, jednak klub postanowił nie wyciągać wobec niego surowych konsekwencji.

Zatrzymanie przed wielkim klasykiem

Do incydentu doszło w nocy ze środy na czwartek, tuż przed kluczowym meczem z Borussią Dortmund. Policja zatrzymała Daviesa podczas rutynowej kontroli drogowej, gdzie wykryto u niego 0,6 promila alkoholu.

W Niemczech taki wynik skutkuje mandatem w wysokości 500 euro oraz miesięcznym zakazem prowadzenia pojazdów. Davies miał wolny dzień po meczu z Paris Saint-Germain. Piłkarz spędził czas w gronie przyjaciół, rozpoczynając wieczór na jarmarku bożonarodzeniowym, a kończąc w jednym z monachijskich klubów.

Choć sytuacja wywołała poruszenie w mediach, sam zawodnik nie odniósł się publicznie do zdarzenia. Jak podaje portal „Sport1.de”, władze Bayernu Monachium postanowiły nie eskalować sytuacji. Klub nie planuje kar wobec piłkarza, co potwierdza fakt, że Davies brał udział w treningu drużyny przed wyjazdem do Dortmundu.

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że Kanadyjczyk wybiegnie w wyjściowym składzie na sobotni mecz z Borussią Dortmund. Bayern Monachium zamierza kontynuować rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu z Daviesem, którego obecna umowa wygasa pod koniec sezonu.

Klub pozostaje optymistyczny co do osiągnięcia porozumienia z zawodnikiem, który odgrywa kluczową rolę w zespole. Niemiecki klasyk Borussia Dortmund – Bayern Monachium odbędzie się w sobotę o godzinie 18:30.

Źródło: Sport1.de/The Athletic/NY Times

Kompletny niewypał transferowy Lecha. Co się dzieje ze sprowadzonym piłkarzem?

Lech Poznań powoli kończy jesienną rundę zmagań, a jednym z największych rozczarowań tego okresu jest Stjepan Lončar. Pomocnik, który miał wzmocnić środek pola, praktycznie nie wychodzi na boisko.

Lech Poznań szukał jakości w środku pola

Po niezadowalającym poprzednim sezonie w Lechu Poznań jednym z priorytetów transferowych było wzmocnienie środka pola. Klub szukał zawodnika, który mógłby konkurować o miejsce w składzie z Radosławem Murawskim i podnieść poziom drużyny.

Rozważano wiele opcji, a wśród potencjalnych kandydatów pojawiło się nazwisko Patryka Dziczka, jednak ostatecznie wybór padł na Stjepana Lončara. Jedenastokrotny reprezentant Bośni i Hercegowiny oraz dwukrotny mistrz Węgier z Ferencvárosem wydawał się obiecującym wzmocnieniem.

Jego doświadczenie i umiejętności miały pomóc w odbudowie formy zespołu. Wszystko wskazywało na to, że Lech zainwestował w zawodnika, który wniesie realną jakość. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna.

28-letni pomocnik rozegrał dla Lecha zaledwie trzy mecze we wrześniu, a jego ostatni występ miał miejsce podczas porażki z Resovią Rzeszów w Pucharze Polski.

Od 5 października Lončar nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Wygląda na to, że Niels Frederiksen bardzo szybko przestał widzieć w nim zawodnika, który mógłby realnie wpłynąć na grę drużyny.

Kontrakt Bośniaka obowiązuje do czerwca 2025 roku, a klub ma możliwość jego przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy. Obecnie jednak nic nie wskazuje na to, aby Lech chciał korzystać z tej opcji. Taki głos przekazują także kibice obecni na spotkaniu z zarządem Lecha. Bośniak miał nie być wymarzonym wyborem ludzi z klubu.

Z pewnością na problemy pomocnika złożyło się także odpadnięcie z Pucharu Polski. Przez to Lech Poznań ma o wiele mniej spotkań do rozgrywania, więc Niels Frederiksen nie ma tak dużej potrzeby, aby rotować składem.

W ostatniej kolejce tego sezonu Lech Poznań zagra na wyjeździe z Górnikiem Zabrze. Spotkanie przeciwko ekipie prowadzonej przez Jana Urbana zaplanowano na 6 grudnia o godzinie 20:30.

fot. Lech Poznań

Młody Polak z szansą na debiut w Serie A! I to przeciwko AC Milan

Dawid Bembnista stanie przed szansą na debiut w Serie A. 17-latek znalazł się w kadrze Empoli na mecz przeciwko Serie A.




W sobotę o godzinie 18:00 rozpocznie się mecz 14. kolejki Serie A pomiędzy AC Milan a Empoli. Rossoneri zajmują obecnie 7. lokatę w tabeli Serie A. Z kolei drużyna gości okupuje obecnie 10. pozycję.

Po raz pierwszy w swojej karierze powołany na mecz seniorskiego zespołu został Dawid Bembnista! 17-latek stanie zatem przed szansą na debiut w Serie A przeciwko wielkiemu Milanowi. Wcześniej w tym sezonie występował w rozgrywkach do lat 18 oraz we włoskiej Primaverze (rozgrywki do lat 20).

Dawid Bembnista jest wychowankiem FASE Szczecin. Do akademii Empoli przeniósł się w lutym 2023 roku. Obecnie ma 17 lat. Występuje głównie w obronie.




„To nie do końca jest obraz kibiców Omonii”. Mariusz Stępiński komentuje skandaliczny transparent swoich kibiców

Po ostatnim meczu Legii Warszawa w Lidze Konferencji w polskich mediach wybuchła ogromna burza. Wszystko za sprawą skandalicznego transparentu kibiców Omonii o treści: „Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę”.




W czwartek Legia Warszawa rozgrywała kolejny mecz w fazie ligowej Ligi Konferencji. Podopieczni Goncalo Feio po raz kolejny odnieśli zwycięstwo. Tym razem pokonali na Cyprze Omonię Nikozja wynikiem 3:0. Bramki dla polskiego zespołu zdobyli Ryoya Morishita, Mateusz Szczepaniak i Paweł Wszołek.

Przed meczem kibice Omonii wywiesili skandaliczne transparenty. Jeden z nich odnosił się do historii Polski. Widniał na nim napis: „17 stycznia 1945 roku Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę”. Zdjęcia transparentów pojawiły się w mediach jeszcze kilka minut przed rozpoczęciem meczu. Możecie je zobaczyć TUTAJ.

Dwa dni po tym wydarzeniu na łamach „goal.pl” pojawił się wywiad z polskim piłkarzem Omonii Nikozja, Mariuszem Stępińskim. 29-latek stwierdził, że tak skandaliczny wybryk małej grupki osób nie może zakłamywać rzeczywistego obrazu wszystkich kibiców Omonii. Jego zdaniem bardziej wyedukowani sympatycy klubu znają historię i nigdy by czegoś takiego nie wywiesili. Mocno podkreślił, że potępia takie zachowanie i takie transparenty.




– U nas też dużo się o tym mówiło. Ale to nie do końca jest obraz kibiców Omonii. Kilkaset niewyedukowanych osób nie decyduje o obliczu wszystkich. Bardziej wykształceni kibice Omonii, znający historię, myślą zupełnie inaczej. Niektórzy nawet nie wiedzieli, co oznacza to hasło, pytali, dlaczego wokół tego zrobił się taki szum – skomentował Mariusz Stępiński.

– Taki transparent nie powinien zostać wywieszony. Ludzie, którzy to zrobili, nie są – moim zdaniem – do końca świadomi historii, nie wiedzą, jak było naprawdę. Nikt normalny nie wywiesza takiego transparentu, mając dwóch Polaków w zespole. Takie zachowania należy stanowczo potępić i trzeba o tym mówić. To nie jest coś normalnego – podkreślił 29-latek.

źródło: goal.pl

Włoski selekcjoner zamiast Probierza? Cezary Kulesza zabrał głos

W związku ze spadkiem reprezentacji Polski z dywizji A Ligi Narodów pojawiły się doniesienia o możliwym zwolnieniu Michała Probierza. Cezary Kulesza już co prawda dementował takie rewelacje, ale podsycił je ponownie Gianluca Di Marzio. Włoski dziennikarz twierdził, że PZPN ma być zainteresowany jego rodakiem. Portal meczyki.pl zgłębił temat i przedstawił nowe informacje.




Po porażkach z Portugalią (1-5) i Szkocją (1-2), które poskutkowały spadkiem z dywizji A Ligi Narodów, pod znakiem pytania stanęła przyszłość Michała Probierza. Sprawa wyszła poza Polskę i dotarła do Włoch. Tamtejszy dziennikarz, Gianluca Di Marzio twierdził, że PZPN ma być zainteresowany zatrudnienie Marco Rossiego.

Jaka jest prawda?

60-latek pracuje obecnie z reprezentacją Węgier. Trudno odmówić mu przy tym sukcesów. Rossi poprowadził Madziarów dwukrotnie na mistrzostwach Europy, a ostatnio uchronił ją przed spadkiem z dywizji A Ligi Narodów. Węgrzy w swojej grupie wyprzedzili Bośnię i Hercegowinę, plasując się za Holandią i Niemcami.

Zatrudnienie Włocha za sterami „Biało-Czerwonych” byłoby z pewnością ciekawe. PZPN jednak już po meczu ze Szkocją miał nie planować żadnej zmiany. Cezary Kulesza na łamach meczyki.pl ostatecznie zdementował plotki, które przekazał Di Marzio.




– Nie myślę o tym, żeby Michała Probierza zwalniać. Chcę się z nim spotkać. Trener będzie musiał przygotować raport, w którym opisze wszystkie rzeczy, które zrobił dobrze i nakreśli ścieżkę rozwoju, ścieżkę gry o mistrzostwa świata. Jest mało czasu. Kto miałby go zastąpić? – pytał prezes na kanale „Meczyków” w serwisie YouTube.

– Nowy trener nie da gwarancji awansu. Gdyby przegrał dwa pierwsze mecze, to 80 proc. społeczeństwa mówiłoby, że trzeba go zwolnić. Tak to jest – podsumował.

Probierz może zatem ze spokojem czekać na wylosowanie rywali w eliminacjach mistrzostw świata 2026. Wiadomo, że Polska zagra w pięciozespołowej grupie. Skład poznamy już 13 grudnia.

Od piłkarza, przez trenera, do… serowego sommeliera. Najlepszy strzelec kraju spełnia marzenie

Alex Frei, były reprezentant Szwajcarii, zdobył tytuł sommeliera szwajcarskich serów. Jeszcze do niedawna próbował swoich sił jako trener. Obecnie marzy o otworzeniu sklepu z serami.




Frei to legenda szwajcarskiej piłki. W latach 2001-2011 był podstawowym napastnikiem „Helwetów”, dla których rozegrał 84 mecze. Do tej pory pozostaje najlepszym strzelcem w historii drużyny narodowej swojego kraju, z 42 golami na koncie.

Przez lata grał także w klubach z ligi szwajcarskiej. Występował w FC Basel, FC Thun, FC Luzern czy Servette. Sporą część kariery spędził także zagranicą, gdzie grał dla Rennes i Borussii Dortmund.

Od piłkarza do sommeliera

W 2013 roku Frei zdecydował się zakończyć karierę. Nie odszedł jednak od piłki nożnej, bo szybko podjął pracę jako dyrektor sportowy w swoim byłym klubie – FC Luzern. Po dwóch latach pierwszy raz objął drużynę jako trener. Jego wybór padł na AS Timau.




Pracował następnie w akademiach FC Basel, po drodze obejmując inne drużyny, aż został trenerem pierwszej drużyny Bazylei. Do marca 2024 roku pracował w FC Aarau. Rozwiązał jednak kontrakt w trybie natychmiastowym.

– W ostatnich tygodniach i miesiącach zdałem sobie sprawę, że nie mam już siły i energii, aby w pełni realizować swoją pasję jako trener – przyznał w komunikacie prasowym.




Frei kończąc przygodę z trenowaniem miał ku temu dobry powód. Jeszcze w 2023 roku dla „Blicka” zdradził, że chciałby w przyszłości otworzyć swój sklep z serami. Niewykluczone, że wkrótce uda mu się spełnić ten cel. W Bernie, wraz z innymi 22 absolwentami, Frei został uhonorowany za ukończenie kursu sommelierskiego Switzerland Cheese Marketing (SCM).

Polska walczy o TOP15 rankingu UEFA! Kapitalne wieści po meczach Legii i Jagiellonii

Polska, głównie za sprawą Legii Warszawa i Jagiellonii Białystok, walczy o wejście do topowej „piętnastki” rankingu UEFA. Sytuacja jest bardzo komfortowa. Gdyby udało się prześcignąć rywali, Polska miałby piąty klub uprawniony do gry w europejskich pucharach.

Jagiellonia w czwartek zremisowała ze słoweńskim Celje (3-3) po szalonym meczu. Duma Podlasia nadal pozostaje niepokonana w bieżącym sezonie Ligi Konferencji. Podobnie sytuacja ma się z Legią Warszawa, która natomiast wygrała spotkanie z Omonią (3-0). Co więcej, nie straciła do tej pory ani jednej bramki w rozgrywkach, czym może pochwalić się jedynie Inter Mediolan, biorąc pod uwagę europejskie puchary.




Pniemy się w rankingu

Dzięki remisowi Jagiellonii, Polska dopisała do rankingu UEFA 0,25 punktu. Zwycięstwo Legii przyniosło z kolei kolejne 0,5 pkt. Łącznie za cztery ostatnie sezony, a także ten bieżący, mamy na koncie 30,375 „oczek”.

Obecnie nadal zajmujemy 18. miejsce w rankingu, jednakże dobre wyniki pozwoliły zmniejszyć stratę do naszych bezpośrednich rywali. W walce o wejście do TOP15 walczymy z Izraelem, Danią, Szwajcarią i Szkocją.

Jeżeli nasi reprezentanci nie zwolnią tempa i utrzymają korzystną passę, to już w grudniu możemy awansować w rankingu kosztem Izraela. W bieżącym sezonie reprezentuje go zresztą zaledwie jeden klub. Maccabi Tel Awiw, mistrz ligi izraelskiej, wygrał jednak w czwartek niespodziewanie z Besiktasem (4-1). Tym samym odrobiliśmy to tego rywala 0,25 pkt.

Tyle samo odrobiliśmy do Duńczyków, których reprezentują dwa kluby. Kopenhaga wygrała co prawda z Dynamem Mińsk (2-1), ale Midtjylland przegrało już z Eintrachtem Frankfurt (1-2).




Zdecydowanie lepiej mają się Szwajcarzy i Szkoci, którzy w europejskich pucharach mają po trzech reprezentantów. Wyspiarze punktują jednak głównie dzięki Rangersom (ostatnio 4-1 z Niceą). Celtic zremisował niedawno z Club Brugge w Lidze Mistrzów, zaś Hearts uległo Circle Brugge.

Jeśli chodzi o Szwajcarię, to ich sytuacja prezentuje się identycznie. Lugano dopisało zwycięstwo z Gentem, St. Gallen zremisowało mecz z Baćka Topol, a Young Boys przegrało w LM z Atalantą.

Optymistyczne wyliczenia

Wiele wskazuje jednak, że możemy spokojnie myśleć o aż pięciu klubach uprawnionych do gry w pucharach od sezonu 2026/27. Z wyliczeń Piotra Klimka wynika, że Polska ma na to nawet 80 proc. szans.

Zapowiada się, że bieżący sezon zapisze się w historii polskiej piłki złotymi zgłoskami. Wojciech Frączek wyliczył, ze wystarczy jedno zwycięstwo, lub dwa remisy naszych klubów, aby uzyskać najlepszy wynik punktowy. W tym momencie mamy 7,125 pkt.




W grudniu Legia Warszawa zagra z Lugano na własnym stadionie, a także na wyjeździe z Djurgardens. Jagiellonię czeka natomiast najpierw wyjazd do Czech na mecz z Mladą Bolesław, a następnie domowe spotkanie z Olimpią Ljubljaną.

Sytuacja Polski w rankingu UEFA:

  • 14. Szkocja 31,900 (+0,600 w tym tygodniu)
  • 15. Szwajcaria 31,775 (+0,600)
  • 16. Dania 31,575 (+0,500)
  • 17. Izrael 31,125 (+0,500)
  • 18. Polska 30,375 (+0,750)

Skandaliczna oprawa kibiców Omonii o Warszawie. Kibice są oburzeni [ZDJĘCIA]

Kibice Omonii Nikozja przygotowali na mecz z Legią Warszawa skandaliczne transparenty. Na jednej z nich widnieje napis: „Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę”.

Legia Warszawa znakomicie rozpoczęła zmagania w fazie ligowej Ligi Konferencji. Po 3 meczach zespół ze stolicy Polski ma na swoim koncie komplet punktów. W 4. kolejce na Legię czekało starcie z cypryjską Omonią Nikozja. Spotkanie zostało rozegrane na Cyprze.

Dzisiejsze spotkanie rozpoczęło się bardzo nieprzyjemnie dla polskich kibiców. A wszystko to za sprawą transparentów przygotowanych przez cypryjskich kibiców. Na jednym z nich był widoczny napis: „17 stycznia 1945 roku Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę”.

Na cypryjskim stadionie można było zaobserwować także inne transparenty. A na nich między innymi sierp i młot – uznawane za symbol komunistyczny.

Nici ze Złotej Piłki dla Roberta Lewandowskiego? Zbigniew Boniek: „Ten czas już dla niego minął”

Zbigniew Boniek zabrał głos po ostatnim wyczynie Roberta Lewandowskiego. Jego zdaniem „Lewy” nie ma jednak dużych szans na sięgnięcie po Złotą Piłkę.




W tym tygodniu Robert Lewandowski przebił barierę 100 zdobytych bramek w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Wcześniej dokonali tego zaledwie Leo Messi i Cristiano Ronaldo. We wtorek Polak zdobył 2 bramki przeciwko francuskiemu Brest. Były to dla niego bramki nr 100 i 101.

Cały ten sezon – póki co – układa się po myśli Roberta Lewandowskiego. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, Polak ma na swoim koncie 22 bramki i 2 asysty w 19 meczach. W mediach zaczęło pojawiać się coraz więcej opinii o tym, iż Robert jest na dobrej drodze do zdobycia Złotej Piłki. Czy faktycznie do tego dojdzie? Z pewnością najważniejsza będzie wiosna, kiedy zostaną rozstrzygnięte wszystkie ważne rozgrywki klubowe.

Po ostatnim wyczynie Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów głos zabrał Zbigniew Boniek. Były prezes PZPN na chłodno podszedł do tematu Złotej Piłki dla 36-latka. Jego zdaniem czas „Lewego” już minął. Dodał jednak, że jego zdaniem Robert jest najlepszym napastnikiem w XXI wieku.

Myślę, że ten czas, gdy Robert mógł wygrać Złotą Piłkę, już minął, natomiast może cały czas mieć własną satysfakcję i strzelać jak najwięcej, bo to zostanie w historiistwierdził Zbigniew Boniek.

– Według mojej oceny Robert jest najlepszym numerem „9” XXI wieku, ale ja do tego numeru nie zaliczam Messiego ani Ronaldo – dodał były prezes PZPN.





źródło: tvp sport

Iga Świątek wyjaśniła swoją sytuację. „Kontakt z substancją był nieintencjonalny”

Iga Świątek znalazła się w centrum kontrowersji po decyzji Międzynarodowej Agencji ds. Integralności Tenisa (ITIA) o miesięcznym zawieszeniu. Chociaż Polka zaakceptowała tę sankcję, sprawa wciąż nie jest zakończona. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) ma prawo do odwołania i może wpłynąć na przyszłość 23-letniej tenisistki.

Wykrycie trimetazydyny i utrata pozycji liderki

Problemy Świątek rozpoczęły się dwa i pół miesiąca temu, kiedy w jej organizmie wykryto śladowe ilości trimetazydyny (TMZ).

Postępowanie wyjaśniające, prowadzone w ścisłej poufności, doprowadziło do odsunięcia Polki od rywalizacji w WTA Tour. W konsekwencji Świątek musiała zrezygnować z udziału w trzech turniejach w Azji i straciła pozycję liderki rankingu WTA. Przez ten czas kibice pozostawali nieświadomi rzeczywistej sytuacji, wierząc, że zawodniczka potrzebuje przerwy w związku z wymagającym sezonem.

Cała sprawa ujrzała światło dzienne dopiero 28 listopada, gdy Świątek opublikowała nagranie w mediach społecznościowych. „Zapewniam, że kontakt z substancją niedozwoloną nie był intencjonalny” – tłumaczyła tenisistka.

ITIA podjęła decyzję o miesięcznym zawieszeniu, które sztab Polki zaakceptował. Wyliczono, że 22 dni tej sankcji są już za nią, a po kolejnych ośmiu będzie mogła wrócić do rywalizacji. Jednak kluczowe decyzje pozostają w rękach WADA.

Światowa Agencja Antydopingowa, w swoim komunikacie przesłanym do mediów, zapowiedziała dokładne przeanalizowanie decyzji ITIA: „Jak w każdej tego typu sprawie, WADA dokładnie rozpatrzy decyzję ITIA i zastrzega sobie prawo do odwołania się do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu, jeżeli okaże się to stosowne” – czytamy w oświadczeniu.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Iga Świątek (@iga.swiatek)

Rola Witolda Bańki, szefa WADA, może w tej sytuacji okazać się kluczowa, choć nie musi być dla Świątek korzystna. Każda decyzja WADA może wpłynąć na wydłużenie zawieszenia lub wprowadzenie dodatkowych sankcji.

Źródło: Instagram, Interia Sport

Urban o karach po meczu Górnika z Piastem. Trener tłumaczy Podolskiego

Końcówka spotkania Górnika Zabrze z Piastem Gliwice była szeroko omawiana głównie przez kontrowersyjne zachowanie zawodników. W centrum wydarzeń znaleźli się Lukas Podolski oraz Jakub Czerwiński. Obaj zawodnicy zostali ukarani za swoje postępowanie. Teraz Jan Urban odniósł się do całej sytuacji.

Podolski na cenzurowanym

Podczas meczu Lukas Podolski dwukrotnie przyciągnął uwagę arbitra. Najpierw zaatakował nogi Damiana Kądziora w sposób, który zdaniem wielu obserwatorów zasługiwał na karę. Arbiter jednak w tym momencie nie sięgnął po kartkę. Następnie Podolski odepchnął Jakuba Czerwińskiego, co zakończyło się żółtą kartką.

W opinii wielu kibiców i ekspertów, zawodnik Górnika powinien ponieść surowsze konsekwencje za swoje zachowanie. Po dogłębnej analizie incydentu Komisja Ligi nałożyła na Podolskiego karę finansową w wysokości 15 tysięcy złotych. Nie tylko napastnik Górnika znalazł się na celowniku komisji.

Jakub Czerwiński, który w trakcie meczu uderzył Erika Janžę, otrzymał zawieszenie na trzy spotkania oraz czerwoną kartkę. Trener Górnika Zabrze, w rozmowie z Polsatem Sport odniósł się do całej sytuacji.

– Moim zdaniem to było bardzo ostre wejście Lukasa, mógł za nie spokojnie dostać żółtą kartkę. Nawet można by się zastanawiać, czy nie więcej. Ale na pewno to był atak na piłkę. Oczywiście, że skrobnął rywala po prostym podbiciu. Gdyby wszedł mu w kostkę, to zawodnik Piasta musiałby zejść z boiska – powiedział Jan Urban.

Trener Górnika skomentował również starcie Podolskiego z Czerwińskim. Urban bronił swojego zawodnika.

– Oczywiście, Lukas popchnął Czerwińskiego, ale Czerwiński zbyt łatwo upadł, zrobił teatrzyk. Dziwię mu się, bo chciał w ten sposób sprowokować sędziego do pokazania Lukasowi kartki, ale w tej sytuacji na pewno się ona nie należała – dodał.

Źródło: Polsat Sport

Ukraiński piłkarz nie przybił „piątki” Rosjaninowi. Spięcie przed meczem LM [WIDEO]

Przed meczem Ligi Mistrzów doszło do spięcia między ukraińskim a rosyjskim piłkarzem. Ten pierwszy odmówił przybicia piątki rywalowi. Nagranie z tego zajścia błyskawicznie obiegło internet.




Benfica Lizbona pokonała w środę AS Monaco (3-2) w meczu 5. kolejki Ligi Mistrzów. Drużyna z Księstwa kończyła mecz w „dziesiątkę”, a pogrążył ich znakomity Angel Di Maria. Argentyńczyk zanotował dwie asysty w ciągu 4 minut.

Spięcie

Więcej, niż o występie doświadczonego gracza czy ogólnie o samym meczu, mówi się jednak o zajściu sprzed pierwszego gwizdka. Kamery zarejestrowały, jak bramkarz Benfiki, Anatolij Trubin, odmawia przybicia piątki Aleksandrowi Gołowinowi i przechodzi obok rywala.




Sytuacja była zapewne związana z trwającym konfliktem na Ukrainie. Trubin jest właśnie tej narodowości, zaś Gołowin, grający w Monaco, to Rosjanin. Nagranie z tego zajścia szybko obiegło media społecznościowe.

Nadzieja reprezentacji Polski zniszczona przez kontuzje? Rozegrał 5 minut w tym sezonie

Celtic podzielił się w środę punktami z Club Brugge w Lidze Mistrzów (1-1). Kolejne spotkanie poza składem zanotował natomiast Maik Nawrocki. Były piłkarz Legii nie może zaliczyć swojego wyjazdu do Szkocji do udanych, choć początki były naprawdę obiecujące.




Nawrocki w sezonie 2022/23 stał się kluczowym zawodnikiem Legii, dla której rozegrał w sumie 25 meczów. Strzelił w nich nawet 4 bramki, a dobre występy spowodowały, że interesować się nim zaczęły kluby z zagranicy.

Dobre złego początki

Finalnie wybór obrońcy padł na Celtic Glasgow, do którego przeniósł się pod koniec lipca 2023 roku. Do pierwszego składu został włączony natychmiastowo, bo już sierpnia rozegrał 66 minut z Ross County, a następnie zagrał po 90 przeciwko Aberdeen i Kilmarnock.

Nawrocki za swoje występy był bardzo chwalony, ale na tym skończyły się pozytywy. Najpierw Polakowi przydarzyła się kontuzja, a następnie miał problemy z powrotem do regularnej gry. Dość powiedzieć, że od ostatniego meczu z Kilmarnock – 20 sierpnia, kolejne spotkanie rozegrał dopiero… 30 grudnia.




Warto jednak zaznaczył, że powrócił wówczas na hitowe derby z Rangersami i ponownie na dłużej zagościł w składzie. Zagrał bowiem w sześciu meczach z rzędu.

Naznaczony kontuzjami

Naworckiemu jednak zdecydowanie nie dopisało zdrowie. Po meczu z Hibernian przesiedział na ławce dwa kolejne spotkania. Powrócił do gry z St. Mirren, po czym znowu zaczął grać w kratkę.

W sumie więc w pierwszym sezonie w Celticu (2023/24) zanotował 14 występów. Przełożyło się to na 844 minuty, licząc wszystkie fronty. Jeśli wtedy nie było kolorowo, to co powiedzieć dzisiaj?




Obecnie jesteśmy po meczu „The Boys” z Club Brugge w Lidze Mistrzów, który Nawrocki także przeoczył. Stan na 28 listopada 2024 roku jest zatrważający. W rozgrywkach 2024/25 zagrał tylko pięć minut w oficjalnych meczach. Przeciwko Falkirk w Pucharze ligi szkockiej.

Dramatyczna Bologna i Super Skorupski. Polak z kapitalnymi ocenami po meczu Ligi Mistrzów

Bologna nadal czeka na zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Łukasz Skorupski nie dał rady uchronić swojej drużyny przed porażką, choć dwoił się i troił. Włoskie media nie ukrywają zachwytu nad występem Polaka.




Lille okazało się lepsze od Bolognii i wygrało 2-1 mecz 5. kolejki Ligi Mistrzów. Włoska drużyna tym samym nadal czeka na swoje pierwsze zwycięstwo. Jak na razie doznali aż czterech porażek i tylko jedno spotkanie zremisowali.

Super „Skorup”

W meczu z Lille kolejne 90 minut rozegrał Łukasz Skorupski. Golkiper został przez włoskie media wybrany najlepszym piłkarzem Bolognii. Dziennikarze podkreślają jego znakomite interwencje i grę na przedpolu.




– Wrócił, imponował formą i pewnością siebie. Kluczowe interwencje skutecznie trzymały Bolognę w grze, dając drużynie nadzieję na korzystny wynik. Przy straconych bramkach był bez większych szans – czytamy na 1000cuorirossoblu.it.

– Skorupski był kluczową postacią, popisując się co najmniej trzema doskonałymi wyjściami z bramki. W drugiej połowie zanotował fenomenalną podwójną interwencję. Przy obu straconych golach był bezradny. Wyróżniał się na tle zespołu. Najlepszy zawodnik Bolognii na murawie – dodaje tuttomercatoweb.com.