Jan Bednarek stanął w obronie kolegi z drużyny. Awantura w przerwie meczu [WIDEO]

Jan Bednarek i jego Southampton wrócili do Premier League, choć nie w takim przypadku, jak oczekiwali. „Święci” w 1. kolejce ligi angielskiej przegrali 0-1 z Newcastle United. Polak spędził na murawie 90 minut, a w przerwie padł ofiarą sprzeczki. 




Newcastle już w 28. minucie musiało grać przed własną publicznością z Southampton w osłabieniu. Czerwoną kartką został ukarany Fabian Shar po dość kontrowersyjnej sytuacji. Najpierw Szwajcar został sfaulowany przez Bena Breretona, a następnie w odpowiedzi uderzył go „z główki”. Chilijczyk padł na murawę, a sędzia wyrzucił z boiska zawodnika „Srok”. Mimo grania w osłabieniu, do bramki szybko trafił Joelinton, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie. Wynik utrzymał się już do końca.

Awantura

Sytuacja z pierwszej połowy nie miała jednak końca. W przerwie, w tunelu prowadzącym do szatni, Brereton został zaczepiony przez Dana Burna. Jan Bednarek włączył się do akcji, stając w obronie kolegi z zespołu. Zawodnik Newcastle długo się nie zastanawiał i postanowił zaatakować Polaka, najpierw go popychając, a później ciągnąć za koszulkę.

 

Filip Szymczak stanął w obronie Mariusza Rumaka. „Nie wszystko było złe”

Lech Poznań w minionym sezonie zdecydował się zatrudnienie Mariusza Rumaka. Decyzja okazała się kompletną klapą, którą poniekąd przewidzieli kibice, niemal od razu torpedując działania klubu negatywnymi komentarzami. W rozmowie z „TVP Sport” w obronie szkoleniowca stanął jednak Filip Szymczak, napastnik „Kolejorza”.




Władze Lecha pod koniec rundy jesiennej minionego sezonu Ekstraklasy zdecydowały o zwolnieniu Johna van den Broma. Wówczas zdecydowano, że zespół na dobre tory ma przywrócić Mariusz Rumak. 47-latek zanotował co prawda dość obiecujący początek, ale na dłuższą metę zupełnie sobie nie poradził. Widać to było nie tylko w wynikach, ale również w wypowiedziach, których zaczął udzielać na konferencjach prasowych.

„Nie wszystko było złe”

Ostatecznie Rumak został zwolniony po poprowadzeniu drużyny w 16 meczach, z których wygrał tylko pięć. Obecnie trenerem „Kolejorza” jest Niels Frederiksen. Co jednak ciekawe, nie każdy uważa kadencję Rumaka za nieudaną. W obronie byłego trenera stanął Filip Szymczak.

– Było to coś nowego, mieliśmy do czynienia z innych schematem pracy. Na pewno nie było tak, że wszystko było złe. Trener Rumak długo pracuje w klubie, zna specyfikę Lecha i chciał nam pomóc. To się nie udało, trzeba to sobie otwarcie powiedzieć. Nie jest jednak tak, jak media przedstawiają trenera Rumaka. Wręcz przeciwnie. To osoba, która ciężko pracowała, aby w Lechu było lepiej – stwierdził napastnik na łamach „TVP Sport”.




– Media lubią znaleźć sobie kozła ofiarnego. Trener Rumak był na takiego kreowany. Dziennikarze szukają klikbajtów i narracji na ten sam temat. Potem już zrobiło się to nudne i męczące. Przyjęło się, że krytyka jest najlepsza. Uważam, że zawsze warto zacząć od samego siebie – dodał. 

Piotr Zieliński potwierdził, że mógł trafić do Arabii Saudyjskiej. „Pieniądze były gigantyczne”

Latem Piotr Zieliński został oficjalnie zawodnikiem Interu Mediolan. Polak nie mógł narzekać na brak zainteresowania. O jego usługi mocno miały również zabiegać kluby z Arabii Saudyjskiej. W rozmowie z „Eleven Sports” pomocnik zdradził, dlaczego nie zdecydował się na przenosiny na Bliski Wschód. 




Zieliński spędził w Napoli piękne osiem lat. Tego lata zdecydował się jednak na zakończenie tego rozdziału i rozpoczęcie nowego. W związku z tym związał się kontraktem z obecnym mistrzem Włoch – Interem Mediolan. Umowę podpisał do końca czerwca 2028 roku.

Miał ogromne propozycje

Zanim pojawiło się oficjalne potwierdzenie transferu do Interu, media łączyły Zielińskiego z wieloma innymi klubami. Wśród nich były także ekipy z Saudi Pro League. Jak się okazuje, pogłoski o ofertach z tamtego kierunku były prawdziwe. 30-latek był nawet bliski przyjęcia bardzo atrakcyjnego kontraktu na Bliskim Wschodzie, ale ostatecznie się rozmyślił.

– Był temat. Każdy piłkarz, który dostaję taką ofertę, gdzieś zaczyna mu wirować w głowie. Patrzy na te pieniądze bardziej, ale później mija jeden, drugi dzień. Konsultacja z rodziną i trzeba pomyśleć o swoich celach. Co w danym momencie jest dla kogoś ważne – pieniądze, czy próba osiągnięcia czegoś w Europie. Rywalizować z najlepszymi na świecie, granie w Lidze Mistrzów… To było górą – wyjaśnił Zieliński dla „Eleven Sports”.




– Pieniądze zachęcały. Dwa dni były takie, że mówię „idę”. Zabieram bliskich, bierzemy znajomych i będzie nam dobrze. To tylko dwa dni takie były. Cieszę się, że nie skorzystałem z tej oferty. Pieniądze były gigantyczne, wielka różnica to była. Cieszę się, że tak to się potoczyło.  Zarabiam nadal dobrze, gram na wysokim poziomie – dodał. 

Reprezentant Polski okazję na oficjalny debiut w Interze będzie mieć już w sobotę. O godzinie 18:30 mistrzowie Włoch zainaugurują sezon Serie A meczem z Genoą.

Wojciech Szczęsny komentuje odejście z Juventusu: „Żalu nie mam”

Wojciech Szczęsny rozstał się z Juventusem Turyn. Umowa między stronami została rozwiązana za obopólnym porozumieniem. Polski bramkarz skomentował zaistniałą sytuację w wywiadzie na łamach „Eleven Sports”.




Po siedmiu latach Wojciech Szczęsny opuścił Juventus Turyn. Władze klubu postanowiły nie stawiać dalej na polskiego bramkarza, który wciąż miał ważny kontrakt do końca przyszłego sezonu. Obie strony doszło do wzajemnego porozumienia odnośnie wcześniejszego wygaśnięcia umowy.

Wojciech Szczęsny udzielił wywiadu Mateuszowi Święcickiemu z „Eleven Sports”. 34-latek podsumował rozstanie z Juventusem.

 Zadzwonił do mnie dyrektor sportowy. Powiedział, że narodziła mu się córeczka i jeśli chcę, to mogę zostać w Polsce. Wyślą mi trenera i do końca sierpnia będzie do mojej dyspozycji. Ja byłem zadowolony z tego. Wydaje mi się, że po takim okresie spędzonym w klubie nie zasługiwałem na to, żeby pojechać do klubu i trenować sobie z boku, gdy wszyscy trenują w grupie – ujawnił Wojciech Szczęsny.

– Uważam, że to nie jest mądra decyzja ze strony klubu, ale ja absolutnie żalu nie mam. Z punktu widzenia sportowego uważam, że ta decyzja się nie obroni. Ale mam nadzieję, że jestem w błędzie – dodał.




Co jeśli Szczęsny nie zgodziłby się na rozwiązanie umowy? Czekałby go tzw. „Klub Kokosa”. To znaczy, że Wojtek dostawałby swoją wypłatę, jednak byłby odsunięty od pierwszego zespołu i nie miałby szans na grę.

– Ja już wiedziałem, że w tym roku nawet na ławce nie będę siedział. Więc po prostu straciłbym rok na siedzenie na trybunach i na zarabianie pieniędzy – powiedział Szczęsny.

Były piłkarz Legii na radarze klubów z zaskakującego kierunku. Wojskowi zacierają ręce

Ernest Muçi dołączył do Beşiktaşu na początku lutego 2024 roku. Aktualnie albański napastnik znajduje się w trudnej sytuacji.

Trudna sytuacja Albańczyka

Mimo że początkowo jego obecność w zespole była regularna i znacząca, to jego pozycja uległa zmianie po przyjściu nowego trenera Giovanniego van Bronckhorsta oraz po transferze Rafy Silvy. Wiosenną rundę poprzedniego sezonu Muçi zakończył z 17 występami i czterema golami.

 

Jednak ostatnie decyzje trenera sprawiły, że jego przyszłość w Beşiktaşie stanęła pod znakiem zapytania. Według informacji podanych przez stambulski dziennik „Aslında”, Ernest Muçi wzbudził zainteresowanie klubów z Saudi Pro League. Jest to jeden z możliwych kierunków dla albańskiego piłkarza.

Giovanni van Bronckhorst wyraził zgodę na jego odejście. To z kolei otworzyło drzwi do potencjalnych transferów. Pomimo zainteresowania Aston Villi, która obserwowała Muçiego podczas rozgrywek Ligi Konferencji, oferta z Arabii Saudyjskiej wydaje się być również bardzo realna.

 

Na chwilę obecną nie wiadomo, jak sam Muçi zapatruje się na ewentualny transfer do Arabii Saudyjskiej. Pomimo zainteresowania zarówno z Bliskiego Wschodu, jak i z Anglii, decyzja o przyszłości zawodnika pozostaje w jego rękach. Wiele wskazuje jednak na to, że napastnik opuści Turcję.

Legia zaciera ręce

Legia Warszawa, która sprzedała Muçiego do Beşiktaşu za 10 milionów euro wypłaconych w kilku ratach, ma powody, by uważnie śledzić rozwój sytuacji.

Polski klub zabezpieczył sobie dziesięć procent od przyszłego transferu albańskiego napastnika. To oznacza, że każde jego odejście z Beşiktaşu może przynieść dodatkowe korzyści finansowe Legii.

W kontekście ofert, które miałyby osiągnąć kwotę nawet 15 milionów euro, Legia może liczyć na znaczący zastrzyk gotówki.

Źródło: Aslında

Cannavaro o Polakach w Serie A. Piękne słowa o reprezentantach Biało-Czerwonych

Fabio Cannavaro w rozmowie z Przeglądem Sportowym ocenił umiejętności polskich piłkarzy w Serie A. Szczególną uwagę Włocha przykuli Piotr Zieliński i Kacper Urbański.

Szybki start kariery trenerskiej

 

Fabio Cannavaro po zakończeniu piłkarskiej kariery w 2012 roku szybko wszedł w świat trenerki. Już rok później pełnił funkcję asystenta trenera w Al-Ahli w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a następnie jako główny szkoleniowiec prowadził kluby w Chinach, Arabii Saudyjskiej, Tajlandii oraz we Włoszech.

 

W czerwcu bieżącego roku rozstał się z Udinese i od tego czasu pozostaje bez pracy. Mimo to, Cannavaro regularnie udziela wywiadów, w których dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat współczesnego futbolu.

Cannavaro o Polakach

Zdobywca Złotej Piłki w 2006 roku w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” w ciepłych słowach wypowiedział się na temat Piotra Zielińskiego, który na początku lipca przeniósł się z SSC Napoli do Interu. Włoski trener zauważył, że Zieliński to niezwykle utalentowany zawodnik, który ma potencjał, aby stać się kluczową postacią w mediolańskim klubie.

– On jest niesamowitym i bardzo utalentowanym zawodnikiem. Kiedy chce, swoją grą jest w stanie sprawiać wszystkim przyjemność. W Mediolanie powinien znaleźć ciągłość gry na odpowiednim poziomie, czego trochę nie udało mu się dokonać w Neapolu. Jeśli będzie potrafił to zrobić, może wykonać skok jakościowy – powiedział Włoch.

Były piłkarz dodał również, że Zieliński potrafi występować na różnych pozycjach, co czyni go jeszcze bardziej wartościowym dla zespołu. Cannavaro widzi go jednak raczej jako półskrzydłowego lub cofniętego napastnika.

Fabio Cannavaro wypowiedział się także na temat Kacpra Urbańskiego. 19-letni zawodnik ma na koncie 27 występów w pierwszej drużynie Bolonii, w których zanotował jedną asystę.

– To jeden z takich zawodników, który sprawia, że zakochujesz się w piłce nożnej – ocenił.

Źródło: Przegląd Sportowy

Kuriozum europejskich pucharów. W Serbii bardziej opłacało się zająć 3. niż 2. miejsce

Do niezwykle kuriozalnej sytuacji w europejskich pucharach doszło z udziałem serbskich klubów. Jak się okazało, w ubiegłym sezonie bardziej opłacało się zająć trzecie, niż drugie miejsce w rozgrywkach ligowych.




Za nami niezwykle emocjonujący tydzień z meczami europejskich pucharów. Szczególnie z perspektywy polskiego kibica. Dobiegła końca III runda eliminacji. Przed nami już ostatnia, czwarta runda kwalifikacji. W grze o fazę zasadniczą europejskich rozgrywek pozostały 3 polskie kluby – Jagiellonia Białystok, Legia Warszawa i Wisła Kraków.

Do specyficznej sytuacji doszło z udziałem serbskich klubów. W skrócie – serbskim klubom bardziej opłacało się zakończyć miniony sezon ligowy na trzecim, niż na drugim miejscu. Dlaczego? A no dlatego, że trzeci zespół poprzedniego sezonu ligi serbskiej miał zapewniony udział w fazie zasadniczej europejskich pucharów. Wicemistrz kraju takiego zapewnienia nie miał.

Mistrz kraju – Crvenz Zvezda – miał zapewniony udział w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Tym samym mistrz Serbii był pewny gry w fazie zasadniczej co najmniej Ligi Europy jeszcze przed startem kwalifikacji. Ciekawiej robi się, kiedy przejdziemy do wicemistrza kraju. Partizan Belgrad miał możliwość gry w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Na papierze wygląda to na ogromny przywilej. W rzeczywistości nie daje to jednak gwarancji uczestnictwa w fazie zasadniczej europejskich rozgrywek. Co innego trzeci zespół poprzedniego sezonu ligi serbskiej. TSC Backa Topola rozpocznie zmagania w europejskich pucharach od IV rundy eliminacji Ligi Europy. Tym samym dzięki trzeciemu miejsce zajętemu w lidze serbskiej miała pewność gry w fazie zasadniczej co najmniej Ligi Konferencji.

Partizan, jako wicemistrz Serbii, rozpoczął europejskie zmagania od II rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Na tym etapie lepsze okazało się Dynamo Kijów. Tym samym Partizan spadł do eliminacji Ligi Europy. W III rundzie kwalifikacyjnej wicemistrz Serbii przegrał ze szwajcarskim FC Lugano. W związku z tym Partizan zagra teraz w IV rundzie eliminacji Ligi Konferencji z belgijskim Gent. Serbowie z pewnością nie będą faworytem tego starcia. Jeśli przegrają, to nie zagrają jesienią w fazie zasadniczej żadnych europejskich rozgrywek.




Jak ma się sytuacja trzeciego zespołu minionego sezonu ligi serbskiej? TSC Backa Topola dopiero rozpocznie europejskie wojaże. W IV rundzie eliminacji Ligi Europy zagra z Maccabi Tel Aviv. Nawet jeśli Serbowie przegrają ten dwumecz, to i tak zagrają w fazie zasadniczej Ligi Konferencji.

Szwajcarzy wściekli po meczu ze Śląskiem. Nagłaśniają skandal rasistowski. „Nieprzyjemne sceny i małpie odgłosy”

Mecz Śląska Wrocław z St. Gallen opiewał w kontrowersje. Jak się okazuje, nie działy się one tylko na murawie. Szwajcarskie media piszą o skandalu na tle rasistowskim. 




„Wojskowi” odpadli z eliminacji Ligi Konferencji Europy w iście kuriozalnych okolicznościach. Dość powiedzieć, że mecz z St. Gallen kończyli w ósemkę po zobaczeniu trzech czerwonych kartek. O pracy sędziego wypowiedział się już Jacek Magiera. Trener zapowiedział również złożenie protestu do UEFA. Więcej pisaliśmy o tym TUTAJ.

Skandal na tle rasistowskim

Jak się okazuje, swoje pretensje mają również szwajcarskie media. Na początku drugiej połowy bramkarz St. Gallen, Lawrence Ati-Zigi podszedł do band reklamowych, gdzie wdał się w dyskusję z jednym z kibiców. Spotkanie zostało wówczas przerwane, ze względu na rasistowskie obelgi rzucane w kierunku Ghańczyka.

– Dyskusja była na tyle żywiołowa, że mężczyznę w białej koszulce wrocławskiego klubu musieli uspokajać fotografowie, a nawet piłkarze gospodarzy – relacjonował dziennikarz sport.pl, Jakub Seweryn. 

Sprawa nie uszła na sucho i poruszono ją na konferencji prasowej po meczu. Odniósł się do niej trener St. Gallen, Enrico Maassen.

– Nasz bramkarz siedzi w szatni i do tej pory jest załamany, ja jako trener i my jako cały nasz klub jesteśmy przeciwko rasizmowi. Nie ma zgody na takie zachowanie kibiców. Nie było to przesadzone zachowanie ze strony naszego bramkarza – mówił. 




– Bramkarz był rasistowsko obrażany przez kibiców gospodarzy we Wrocławiu. Trudno było go uspokoić nawet po meczu. Bardzo dramatyczny mecz był przyćmiony przez nieprzyjemne sceny i małpie odgłosy. To był wieczór w cieniu skandalu rasistowskiego – pisało z kolei szwajcarskie „St. Galler Tagblatt”.

UEFA przyjrzy się brzydkiemu zachowaniu Goncalo Feio. Surowa kara wisi w powietrzu

Goncalo Feio może zostać ukarany za brzydkie gesty w kierunku kibiców Broendby. Michał Listkiewicz wyjaśnił, co może czekać Portugalczyka. 




Legia Warszawa zremisowała w piątek rewanżowy mecz z Broendby (1-1) i zakwalifikowała się do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy, dzięki zwycięstwu w Danii (3-2). Po spotkaniu najgłośniej było jednak o zachowaniu Goncalo Feio. Portugalczyk po ostatnim gwizdku zwrócił się w kierunku kibiców gości i posłał im kilka brzydkich gestów. Nagranie TUTAJ.

Surowa kara

Zachowanie Portugalczyka spotkało się już z oburzeniem duńskich oraz polskich mediów. Michał Listkiewicz uważa jednak, że sprawie może się również przyjrzeć UEFA. Były arbiter twierdzi, że Feio może czekać surowa kara.

Delegat UEFA na pewno to szczegółowo opisze. Podejrzewam, że drużyna gości złoży także stosowny protest – ocenił na łamach
„WP Sportowe Fakty”.




– Podejrzewam, że grozi mu odsunięcie od jednego meczu w następnej rundzie europejskich pucharów. I ewentualnie kara finansowa – dodał. 

W ostatniej rundzie eliminacji Legia Warszawa zmierzy się z kosowską Dritą. Jeśli „Wojskowi” wygrają dwumecz, to na jesieni zagrają w fazie ligowej Ligi Konferencji Europy.

Jacek Magiera nie gryzł się w język po meczu z St. Gallen. Zapowiada protest. „Eliminować tego typu ludzi”

Śląsk Wrocław odpadł z eliminacji Ligi Konferencji Europy w kuriozalnych okolicznościach. Na konferencji prasowej po meczu z Sankt Gallen w słowach nie przebierał Jacek Magiera. Szkoleniowiec „Wojskowych” zapowiedział również protest do UEFA w sprawie powtórzenia spotkania.




Śląsk wygrał rewanż z St. Gallen (3-2) w III rundzie eliminacji Ligi Konferencji. To jednak nie wystarczyło do awansu, bo Szwajcarzy okazali się lepsi w pierwszym meczu (2-0) i w konsekwencji wygrali dwumecz (4-3). Więcej, niż o samej grze mówi się jednak o samym przebiegu spotkania i kuriozalnych okolicznościach, w jakich WKS odpadł.

Protest

Sędzia był jednym z głównych antybohaterów meczu Śląska z St. Gallen. W sumie pokazał polskiemu zespołowi aż trzy czerwone kartki. Piłkarzom na murawie puszczały nerwy i skakali sobie do gardeł. Już w doliczonym czasie Rafał Leszczyński obronił nawet rzut karny Willema Geubbelsa, ale arbitrzy zarządzili powtórkę, którą piłkarz gości skrupulatnie wykorzystał. Jacek Magiera po spotkaniu nie gryzł się w język i zdecydowanie mówił o pracy sędziego.

– Dużo się działo. Myślę, że gdyby Rafał obronił drugiego karnego, to byśmy trzeci raz strzelali, potem czwarty, piąty i tak dalej. Byłem po meczu z jednym z chłopców u sędziów. Wypchnął mnie za drzwi i nimi trzasnął. Sędzia nie panował nad emocjami. Drużyna pokazała charakter, strzeliła cztery gole, ale jeden nieuznany. Aleks Petkov i Arnau Ortiz byli trafieni w nogę przy swoich sytuacjach. Były podstawy, żeby podyktować rzuty karne. Jak już arbiter wiedział, że nie podejmie decyzji o karnym, to nie ma prawa dać drugiej kartki. Awans dla Śląska to niewyobrażalne pieniądze. Zostaliśmy tego pozbawieni nie w rywalizacji sportowej – grzmiał Magiera na konferencji prasowej. 




– Protest? Może być złożony. Myślę, że nawet powinniśmy złożyć, żeby było bardzo głośno o tym spotkaniu i żeby eliminować tego typu interwencje arbitrów. Eliminować tego typu ludzi z prowadzenia takich spotkań – zapowiedział trener Śląska. 

Oficjalnie: Donald Tusk zapowiedział starania Polski o organizację Igrzysk Olimpijskich!

Donald Tusk, obecny premier Rzeczpospolitej Polskiej, zapowiedział podjęcie działań o organizację Igrzysk Olimpijskich w 2040 lub 2044 roku. Deklaracja padłą podczas piątkowej konferencji prasowej. 




Kilka dni temu zakończyły się Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Polska zdobyła na nich zaledwie 10 medali, zajmując tym samym 42. miejsce w klasyfikacji generalnej. Kolejne takie wydarzenie odbędzie się już za cztery lata w Stanach Zjednoczonych, w Los Angeles. Jak się okazuje, Polska również zamierza podjąć starania o zorganizowanie Igrzysk.

„Będziemy to traktować poważnie”

W piątek odbyła się konferencja prasowa dotycząca Orlików. Udział wziął w niej Donald Tusk, a więc obecny premier rządu. To właśnie na niej polityk zapowiedział, że Polska podejmie starania o organizację Igrzysk Olimpijskich w 2040 lub 2044 roku.

– Życie pokaże, czy jest to realny cel. Będziemy to traktować poważnie. Biorąc pod uwagę wstępne decyzje i deklaracje Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, możemy mówić o roku 2040 lub 2044 – oznajmił Tusk. 




Premier dodał również, że pracy w tym zakresie zobowiązał się podjął Sławomir Nitras. Minister miał się podjąć przygotowania już wiele miesięcy temu.