Przerost ambicji w amatorskich ligach. Złamana szczęka, pęknięta czaszka i błona bębenkowa

Dramatyczna sytuacja miała miejsce w meczu jednej z amatorskich lig piłkarskich w Polsce. Faul na jednym z zawodników zakończył się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu.

Amatorskie rozgrywki piłkarskie od wielu lat cieszą się w naszym kraju wielką popularnością. Uczestnictwo w amatorskich ligach, czy też turniejach nie wymaga od zawodników nadmiernych formalności. Jest to zatem idealne rozwiązanie dla sympatyków futbolu na wspólną gierkę ze znajomymi o jakąś stawkę. Niestety, często w tego typu rozgrywkach można spotkać osoby z nadmierną ambicją. Są to osoby o całkiem dużych umiejętnościach, którym jednak z jakichś względów nie udało się przedostać na poziom profesjonalny. Muszą one połechtać swoje ego wygrywaniem z totalnymi amatorami. Nie byłoby w tym jeszcze nic złego, gdyby nie fakt, że osoby te traktują taką formę rywalizacji jak mecz o mistrzostwo świata. Odstawianie nogi, by nie zrobić krzywdy rywalowi, nie leży w ich repertuarze. Czasem kończy się to jednak tragicznie.

Brutalny faul

Do dramatycznej sytuacji doszło w trakcie jednego meczu amatorskiej Brzezińskiej Ligi Piłkarskiej. W spotkaniu udział brały zespoły Niechciani FC i Wybrzeże Klatki Schodowej. W jednej z akcji brutalnie został potraktowany zawodnik Niechcianych FC, Dominik Różycki. 40-letni zawodnik oczekiwał na piłkę w okolicach pola karnego rywala. Gdy piłka zmierzała w jego kierunku, nagle do ataku zebrał się bramkarz WKS, który staranował swojego przeciwnika. Gruchotanie kości miało być słyszane nawet poza boiskiem. Zawodnik stracił przytomność, a na miejsce przyjechała karetka.

Koszmarne obrażenia

Obrażenia zawodnika wynikające z tego zdarzenia brzmią koszmarnie. Pęknięta kość skroniowa, złamana czaszka, pęknięta podstawa czaszki, krwotok z ucha, wstrząs mózgu. 40-latek spędził tydzień w szpitalu. Przez pierwsze dni jadł tylko to, co nie wymagało nadmiernego wysiłku szczęki. Do tego nadmierne zawroty głowy i problemy z poruszaniem się. Po miesiącu zaczął odzyskiwać słuch.

– W sporcie, nawet tym amatorskim są jakieś granice. To granice zdrowego rozsądku. Iść do końca, czy odpuścić? Przecież nie każda sytuacja to zaraz stracona bramką, a ta z mojego przykładu z pewnością taką nie była, a zagranie bramkarza WKS bezsensowne. Żeby uciąć dyskusję… gdybyś rozwalił mi głowę do tego stopnia, że teraz byłbym rośliną, robił pod siebie, a moja rodzina wyła z rozpaczy, to zrobiłbyś to drugi raz, idąc ślepo na piłkę, a mając mnie przez sobą? Wątpię – powiedział poszkodowany.

– Nie będę teraz chodził do pracy. Nikt nie wie jak długo. Mam do płacenia rachunki, kredyty, kogoś na utrzymaniu. Trochę mi skomplikowałeś sytuację, ale co tam najważniejsze, że poszedłeś opór do przodu – dodał.

Brak skruchy faulującego

„TVP Sport” skontaktowało się z osobą, która spowodowała uszczerbek na zdrowiu Dominika Różyckiego. Na próżno jednak szukać w jego wypowiedziach słów skruchy.

– Relacje świadków ze strony drużyny przeciwnej są takie, że moja interwencja była wykonywana z premedytacją. Zostało na mnie wylane wiadro pomyj. Ja tego tak nie widzę, moja drużyna też tego tak nie widzi. Osoba, która prowadziła mecz, też tego nie widzi w ten sposób, organizator tego też tak nie widzi. No, nieszczęśliwy wypadek, takie rzeczy zdarzają się na boisku – powiedział w rozmowie z „TVP Sport”.

Zderzyliśmy się, to prawda, ale ja byłem pierwszy przy piłce. Osoby z mojej drużyny również mogłyby to potwierdzić – dodał.

Koniec grania w piłkę

Dominik Różycki wraca obecnie do zdrowia. W opublikowanych wypowiedziach można zauważyć jego żal odnośnie tego, co zrobił jego rywal. Jak przyznał, o graniu w piłkę może już zapomnieć.

Piłka nigdy dla nikogo nie powinna być ważniejsza niż czyjeś zdrowie i życie – powiedział poszkodowany w rozmowie z „TVP Sport”.

– Moja głowa jest teraz jak szklanka. O graniu w piłkę mogę już zapomnieć – zakończył.


źródło: TVP Sport

Michał Budzich