NEWSY I WIDEO

Legendarny piłkarz zadrwił z Kamila Grabary po wpadce. Polak w ogniu krytyki

Kamil Grabara nie zachwycił w ostatnim meczu Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City. Polak zawinił przy jednej z bramek dla „Obywateli”, za co oberwał w duńskich mediach. Teraz suchej nitki nie zostawił na bramkarzu Rio Ferdinand. 

Grabara już od dawna jest podstawowym zawodnikiem Kopenhagi, którą wielokrotnie ratował w trudnych meczach swoimi świetnymi interwencjami. Podobnie było w pierwszym meczu z Manchesterem City (1-3). Wówczas Anglicy mogli wygrać dużo wyżej, ale postawa Polaka dała Duńczykom nadzieję w rewanżu.

Gromy

Niestety nie było już tak kolorowo. Manchester ponownie wygrał 3-1, a Grabara już na początku meczu zaliczył fatalną interwencję, niemal grzebiąc wolę walki kolegów. Polakowi ześlizgnęła się piłka po strzale Juliana Alvareza i po rękach wpadła do bramki.

Sytuacja wywołała spore emocje wśród duńskich kibiców, ale i nie tylko. Zażenowany postawą bramkarza był także Rio Ferdinand, który pełnił rolę eksperta jednej z angielskich stacji i stacjonował na murawie. W przerwie meczu zadrwił z Grabary następującymi słowami:

– Myślałem, że to mógł być zamaskowany piosenkarz w bramce! – powiedział, cytowany przez „Daily Mail”.

Ferdinand nawiązał tymi słowami do popularnego programu „Mask Singer”, gdzie uczestnicy zasłaniają twarze maskami. Często są to osoby, które nie mają wiele wspólnego z muzyką, a pochodzą ze świata show-biznesu. Stąd rzucenie tego porównania w stronę Grabary mogło okazać się dość ostrą szpilką.

Były reprezentant Brazylii trafi za kratki. 9 lat za przestępstwo popełnione podczas gry w Milanie

Robinho do końca marca powinien trafić do więzienia w Brazylii. Jest to efekt orzeczenia, które skazuje go na 9 lat pozbawienia wolności za udział w zbiorowym gwałcie na obywatelce Albanii w 2013 roku. Były piłkarz mieszkał wtedy w Mediolanie. W 2017 r. tamtejszy sąd pierwszej instancji potwierdził udział Brazylijczyka.

 

Robinho trafi za kratki?

Źródła w brazylijskim wymiarze sprawiedliwości, cytowane przez stację CNN Brasil, informują, że zatwierdzenie wyroku na terytorium Brazylii spodziewane jest do końca marca bieżącego roku przed Sądem Najwyższym tego kraju (STJ).

 

W tego typu przypadkach Sąd Najwyższy Brazylii zazwyczaj przychyla się do zatwierdzenia wyroku, jaki orzeczono w kraju, w którym popełniono przestępstwo. W tym przypadku mowa o mediolańskim sądzie. Prowadzący sprawę sędzia nakazał Robinho przekazać wymiarowi sprawiedliwości Brazylii swój paszport, co uniemożliwia mu ewentualną ucieczkę z kraju.

 

Decydującym dowodem w procesie była rozmowa piłkarza z przyjaciółmi, którą zarejestrowano na podsłuchu w samochodzie, którym podróżował. Ta rozmowa potwierdziła przebieg zdarzeń opisany przez ofiarę.

 

Robinho, który rozpoczął swoją europejską karierę w 2005 roku (wówczas trafił do Realu Madryt z Santosu). Przygodę z piłką zakończył w 2020 roku w Brazylii. W międzyczasie występował m.in. w Manchesterze City, Milanie i reprezentacji.

Źródło: CNN Brasil, Polsat Sport

Robert Kubica wróci do Formuły 1? „Jestem gotowy”

Robert Kubica w rozmowie na łamach „Radia ZET” stwierdził, że jest gotowy na powrót do bolidu Formuły 1. 39-latek przyznał, że pomimo upływającego czasu wciąż jest w stanie rywalizować z najszybszymi kierowcami na świecie.




Jedynym polskim kierowcą startującym w wyścigach Formuły 1 był oczywiście Robert Kubica. Polak zadebiutował w 2006 roku w zespole BMW Sauber, dla którego jeździł przez 4 lata. W 2010 roku zasilił szeregi Renault. W lutym 2011 roku Kubica miał pamiętny wypadek podczas rajdu Ronde di Andora. Ten wykluczył go ze sportu na kilka lat. Kiedy doszedł do zdrowia, zaczął startować w różnorakich rajdach. Aż do 2019 roku, kiedy w końcu wrócił do Formuły 1, jeżdżąc dla Williamsa. W 2021 roku gościnnie wystąpił w dwóch wyścigach w barwach Alfy Romeo. Od tamtego czasu nie widzieliśmy go w bolidzie F1.




Czy Kubicę ponownie ujrzymy w Formule 1? Patrząc na wiek i przeszłość Roberta wiele osób mogłoby powiedzieć, że nie ma na to szans. Sam Robert jest jednak chętny na powrót. Jak przyznał w rozmowie z „Radiem ZET”, jest on gotowy, by ponownie jeździć bolidem F1. Dodał, że jego przygotowania wciąż są takie same.

– Jestem gotowy. Moje przygotowanie praktycznie się nie zmienia. Wyścigi długodystansowe pozwalają mi utrzymywać swoje przygotowanie fizyczne i koncentrację. Jakby była taka możliwość, to wskoczyłbym do bolidu F1. Nie mówię tutaj nawet o startach, ale o pracy – ujawnił Robert Kubica.




Czas mija nieubłaganie. Kubica wkrótce skończy 40 lat. Można by sądzić, że na powrót może być ciężko. Podaje on jednak przykład Lewisa Hamiltona i Fernando Alonso, którzy są w podobnym wieku do Polaka.

– Osoby, które decydują o zatrudnieniu kierowców, dają sobie limity. Kiedy Fernando Alonso wracał do Formuły 1, to nie miał łatwo. Jednak nie chodziło o to, że nagle nie potrafił jeździć, tylko dlatego, że nie pasowały mu pewne aspekty techniczne. Mimo to od razu pojawiły się negatywne komentarze, że jest za stary – ocenił Kubica.

– Widzimy, że są zespoły, które chcą podpisywać umowy ze starszymi kierowcami. Ferrari podpisało kontrakt z Lewisem Hamiltonem, który zadebiutuje u nich w wieku 40 lat. Jeszcze pięć lat temu nikt by nie pomyślał, że czołowe ekipy będą chciały podpisywać umowy z ludźmi, którzy mają 40 lat – dodał Polak.




Lewandowski zabrał głos ws. konfliktu z Błaszczykowskim. „Byliśmy młodzi, mieliśmy aspiracje i marzenia”

Robert Lewandowski udzielił wywiadu TVP Sport. Kapitan reprezentacji Polski w rozmowie z Mają Strzelczyk wypowiedział się między innymi na temat konfliktu z Jakubem Błaszczykowskim.

 

„Lewy” o sporze z „Kubą”

 

Media od wielu lat spekulowały na temat niezbyt dobrej relacji pomiędzy Jakubem Błaszczykowskim a Robertem Lewandowskim. Niedawno legenda Wisły Kraków pokazała światu swój film dokumentalny. W pewnym momencie produkcji poruszono temat konfliktu tytułowego „Kuby” z Robertem Lewandowskim.

 

Najgoręcej między piłkarzami Biało-Czerwonych miało dojść w 2014 roku, kiedy Adam Nawałka odebrał opaskę kapitana Jakubowi Błaszczykowskiemu i przekazał ją byłemu napastnikowi Bayernu Monachium.

 

– W tej całej sytuacji dużo było doszukiwania się sztucznych problemów – tłumaczył niedawno „Kuba” w rozmowie z Jackiem Kurowskim.

Do całego zamieszania odniósł się również Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski w rozmowie z Mają Strzelczyk sprostował doniesienia z tamtych lat.

– Nigdy nie miałem z Kubą żadnego konfliktu. Byliśmy młodzi, mieliśmy aspiracje i marzenia. W tamtym czasie to była jedynie jakaś zazdrość i to wszystko. Nigdy do Kuby nic nie miałem. Jeśli była sytuacja, że coś usłyszałem, to poszedłem do Kuby, powiedziałem: „jak coś masz, śmiało, przyjdź do mnie i powiedz mi to w oczy”. W tamtym okresie też osoby z otoczenia zrobiły dużo zamętu i budowały historie, które były nieprawdziwe. W piłce nożnej to się dzieje. Często ludzie wokół robią swoje interesy, biznesy… Ja powiedziałem, że ludzie wokół też spowodowali, że nasze drogi się rozeszły, ale nigdy nie było konfliktu – powiedział napastnik FC Barcelony.

Źródło: TVP Sport

Carlo Ancelotti trafi do więzienia? Nad trenerem ciążą poważne oskarżenia

Hiszpańskie media donoszą o rzekomych oszustwach podatkowych Carlo Ancelottiego. Według opublikowanych w mediach informacji Włochowi grozi prawie 5 lat więzienia.




Madrycka prokuratura żąda 4 lat i 9 miesięcy pozbawienia wolności dla Carlo Ancelottiego, informuje „Relevo”. Powód? Rzekome oszustwa podatkowe, których Włoch miał dopuścić się w latach 2014 i 2015. Łączna kwota rzekomych oszust finansowych wynosi nieco ponad milion euro.




Lata, w których Ancelotti miał dopuścić się oszustw, dotyczą jego pierwszego okresu pracy w Realu, czyli lat 2013-2015. W latach 2014 i 2015 w zeznaniu podatkowych Ancelotti miał uwzględnić tylko wynagrodzenie za pracę w Realu Madryt. Włoch pominął przychody z tytułu wykorzystania praw do wizerunku, przypisując je innym podmiotom. Tym samym szkoleniowiec miał ominąć opodatkowanie przychodów z tego tytułu.




Przychody Ancelottiego z tytułu praw do wizerunku w latach 2014 i 2015 miały wynieść kolejno 1 249 590 euro i 2 959 768 euro. Hiszpańska skarbówka wyliczyła, że podatek, jaki powinien był zapłacić Ancelotti, powinien wynosić łącznie 1 062 079 euro (386 361 euro w 2014 roku i 675 718 euro w 2015 roku).





źródło: Relevo

PZPN przez rok nie odpowiadał kadrowiczom? Kolejna afera wisi w powietrzu

Duże kontrowersje wytworzyły się dookoła współpracy Polskiego Związku Piłki Nożnej z firmą Publicon. Teraz w związku ze sporym artykułem na goal.pl, odnośnie całej sprawy, narosły one jeszcze mocniej. Okazuje się między innymi, że związek długo lekceważył kadrowiczów. 

Od sierpnia 2022 roku firma Publicon Sport wyłącznym partnerem marketingowym PZPN. Jak podaje goal.pl, obiecywała ona sponsorom wizerunek określonych piłkarzy. Jest to jednak niezgodne z obowiązującym regulaminem.

– W 2013 roku rozwiązano sprawę udziału piłkarzy w reklamach. PZPN usiadł wtedy z zawodnikami i z radą drużyny, po czym powstał regulamin wykorzystania wizerunku kadrowiczów. Ten dokument został później przyjęty przez PZPN jako uchwała zarządu i od tego czasu reguluje, jakie zawodnicy mają obowiązki, jeśli chodzi o występ w reklamach sponsorów – napisano na goal.pl.

– Przyszedł Publicon i zaczął podpisywać nowe umowy sponsorskie, kompletnie ignorując obowiązujący dokument. Zaczęli obiecywać sponsorom różne rzeczy, nie zważając na to, jakie są ustalenia – dodała osoba, która ma znać sprawę od środka. 

Rok oczekiwania

Piłkarze byli naturalnie zaniepokojeni całą sprawę i chcieli jakichś wyjaśnień. Oczekiwali od PZPN zbadania sytuacji i przedstawienia im jakichś ustaleń. Na jakąkolwiek odpowiedź musieli jednak czekać aż rok.

– Po próbach zaangażowania przez Publicon kadrowiczów w nowe umowy sponsorskie, ci poprosili o wyjaśniające spotkanie w PZPN. Jak słyszę, chcieli usłyszeć choćby odpowiedź na pytanie, jakie świadczenia zostały obiecane sponsorom. Prośba przez PZPN została… zlekceważona. Zawodnicy przez rok nie doczekali się odpowiedzi. Niepokój rósł, szczególnie, w momencie gdy na liście sponsorów pojawiła się nikomu nieznana firma Inszury – czytamy. 

– Podstawowy zakres świadczeń sponsorskich określony jest w regulaminie przyjętym Uchwałą Zarządu PZPN. Szanujemy naszych reprezentantów i dbamy o ich wizerunek. Dlatego też świadczenia wykraczające poza regulaminowy zakres każdorazowo są przedmiotem indywidualnych porozumień między radą drużyny, PZPN i danym sponsorem. Pragniemy zaznaczyć, że w takich sytuacjach zawsze możemy liczyć na dobrą współpracę i profesjonalne podejście ze strony naszych reprezentantów – odpowiedział z kolei PZPN. 

Thomas Muller grającym trenerem Bayernu Monachium? Mocne słowa Kołtonia [WIDEO]

Bayern Monachium wygrał wczoraj 3-0 z Lazio i zapewnił sobie awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Tym samym Thomas Tuchel nieco przedłużył swoją karierę w Bawarii. Według Romana Kołtonia działacze mistrza Niemiec mieli dość zaskakujący plan na zastąpienie trenera w przypadku jego zwolnienia. 

Od dawna nad Bayernem  i Tuchelem wisiały czarne chmury. „Die Roten” spisywali się bardzo kiepsko w Bundeslidze, zaliczając kolejne wpadki, a na domiar złego przegrali pierwszy mecz z Lazio w 1/8 finału Ligi Mistrzów (0-1).

Grający trener?

W rewanżu udało się jednak odmienić losy awansu i Bayern wygrał 3-0 po dublecie Harry’ego Kane’a i trafieniu Thomasa Mullera. W kontekście Niemca dość zaskakującej wypowiedzi udzielił Roman Kołtoń w studiu Polsatu Sport. Jak stwierdził dziennikarz „Prawdy Futbolu”, Muller miał być grającym trenerem w przypadku zwolnienia Tuchela.

– Słyszałem w kilku mediach taki scenariusz, że ewentualnie jako pierwszy trener do końca sezonu miałby wkroczyć Thomas Muller – słyszymy na urywku z transmisji. 

Co z powtórką meczu Wisła-Widzew? Taką decyzję ma podjąć PZPN

W ostatnim czasie dyskutowano nad ewentualnym powtórzeniem meczu Pucharu Polski między Wisłą Kraków a Widzewem Łódź. We wtorkowy wieczór Jakub Seweryn z portalu „sport.pl” nieoficjalnie ujawnił decyzję w tej sprawie.




Nie milkną echa meczu Pucharu Polski między Wisłą Kraków a Widzewem Łódź. W trakcie tego pojedynku sędzia podjął kontrowersyjną decyzję, uznając bramkę dla Wisły Kraków. Zdaniem Widzewa decyzja ta wypaczyła wynik meczu. W związku z tym władze Widzewa postanowiły złożyć protest PZPN, domagając się powtórzenia meczu.




We wtorek rozpoczęła się debata w PZPN odnośnie decyzji w sprawie ewentualnego powtórzenia omawianego meczu. Komisja ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego PZPN przystąpiła do działania. W jej skład wchodzi razem aż 20 osób. Jak informuje Mateusz Miga z serwisu „sport.tvp.pl”, we wtorek przystąpiono do głosowania, a wszyscy członkowie mają czas na oddanie głosu do czwartku. Na podstawie oddanych wyników zapadnie decyzja w tej sprawie.




Kolejne szczegóły w całym zamieszaniu opublikował we wtorkowy wieczór Jakub Seweryn ze „sport.pl”. Według jego informacji nie ma najmniejszych szans na powtórzenie meczu. Powołuje się on na jeden z punktów regulaminu Pucharu Polski, który brzmi: „15.6. Ewentualne błędy sędziego, w tym ewentualne błędne decyzje podjęte z wykorzystaniem systemu VAR, nie mogą stanowić podstawy do jakichkolwiek roszczeń organizacyjnych i/lub finansowych, w tym w szczególności do żądania powtórzenia meczu.”




Dlaczego zatem Komisja ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego PZPN rozpoczęła głosowanie w tej sprawie? Kuba Seweryn, powołując się na Wojciecha Pertkiewicza, tłumaczy to tym, że komisja musiała podjąć pewne kroki, gdyż wniosek Widzewa został złożony zgodnie z obowiązującymi przepisami.


źródło: sport.tvp.pl, sport.pl

Jarosław Królewski zniesmaczony wnioskiem Widzewa Łódź. „To może doprowadzić do niebezpiecznego precedensu”

Jarosław Królewski wypowiedział się na temat bezzasadności wniosku Widzewa Łódź o powtórzeniu meczu z Wisłą Kraków. Szef Białej Gwiazdy uważa, że przyznanie racji mogłoby w przyszłości wywołać kolejne takie sytuacje, a w konsekwencji destabilizację rozgrywek.

 

Zamieszanie w Krakowie

Podczas meczu Wisły Kraków z Widzewem Łódź doszło do sporej kontrowersji. Sędzia Damian Kos uznał wyrównującego gola dla gospodarzy, mimo pozycji spalonej jednego z zawodników. W dogrywce Biała Gwiazda strzeliła kolejną bramkę i awansowała do kolejnego etapu Pucharu Polski.

 

Widzew Łódź zgłosił wniosek o powtórzenie spotkania. Jarosław Królewski kilka dni temu zareagował na te doniesienia.

 

– Błędna decyzja sędziowska z wykorzystaniem systemu VAR nie może być podstawą żadnych roszczeń, w tym nie może być podstawą żądania ponownego rozegrania meczu — zostało to wyraźnie przewidziane w Regulaminie PP. Rozumiem, rzecz jasna próbę nagłośnienia sprawy odnośnie jakości decyzji sędziowskich, myślę jednak, że nawoływanie do powtórzenia meczu na kanwie ducha fair play to próba odwrócenia uwagi od tego, że Wisła Kraków, drużyna pierwszoligowa, była od ekstraklasowego Widzewa po prostu o klasę lepszą. Takie są po prostu fakty – powiedział Jarosław Królewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.

– Wisła Kraków wielokrotnie w przeszłości mierzyła się z problemami związanymi z wypaczeniem wyników swoich meczów w związku z podejmowanymi decyzjami sędziowskimi. Temat ten był często podnoszony przez klub na przestrzeni ostatnich lat, lecz Wisła Kraków nigdy nie domagała się powtórzenia meczu, zdając sobie sprawę, że może to wręcz doprowadzić do obniżenia jakości pracy zespołów sędziowskich i stworzyć niebezpieczny precedens dla powtarzania poszczególnych spotkań w przyszłości… bo przecież każdy mecz można powtórzyć – dodał właściciel Wisły Kraków.

– Wisła Kraków uważa, że próby narzucenia ogólnej narracji w mediach, sugerującej jej niezasłużone zwycięstwo w tym meczu, są sprzeczne z ideą sportu oraz fair play. Tego dnia Wisła Kraków była drużyną wyraźnie dominującą nad swoim rywalem w niemal wszystkich aspektach spotkania, obejmujących zarówno klarowność sytuacji bramkowych, tempo gry, jak i inne istotne statystyki pozwalające ocenić jakość występu obu zespołów. Z tej przyczyny Wisła Kraków w pełni zasłużenie awansowała do kolejnej rundy Pucharu Polski – podsumował biznesmen.

 

Jarosław Królewski podkreślił swoje niezadowolenie również na Twitterze. Właściciel Wisły Kraków umieścił na tym portalu wymowne wpisy, pisząc o między innymi o zmęczeniu wywołaną sytuacją po meczu z Widzewem Łódź.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Jacek Kiełb wystartuje w wyborach! To już oficjalne potwierdzenie

Jacek Kiełb kolejnym sportowcem, który wchodzi w świat polityki. Były piłkarz, który obecnie jest asystentem Kamila Kuzery w Koronie Kielce, wystartuje w wyborach do rady miasta Kielce. 

36-latek zdecydowaną część swojej kariery spędził właśnie w Koronie. W sumie dla kieleckiej drużyny rozegrał 284 mecze, w których strzelił 56 goli. To jego bramka dała Koronie awans do Ekstraklasy niecałe dwa lata temu. W minionym roku zdecydował się natomiast zakończyć karierę, ale nie odszedł z klubu. Z miejsca dostał posadę asystenta Kamila Kuzery.

Do rady miasta?

Kiełb postanowił teraz pójść o krok dalej. We wtorek przedstawiono go jako kandydata komitetu Suchański Bezpartyjni Koalicja dla Kielc do Rady Miasta Kielce. Umieszczono go na pozycji numer jeden w drugim okręgu wyborczym.

Do decyzji Kiebła odniósł się także prezes Korony, Łukasz Jabłoński. Z jego wpisu na Twitterze wynika, że pozostanie na swoim stanowisku do końca bieżącego sezonu.

– Jacek Kiełb miał aktywny kontrakt jako piłkarz do 30.06.2024r. Zdecydował się zakończyć karierę w poprzednim sezonie i zamienić swoją umowę na kontrakt trenerski do 30.06.2025 bez dodatkowego zaangażowania finansowego ze strony Klubu. Kilka miesięcy bieżącego sezonu utwierdziły go w przekonaniu, że nie chce rozwijać się jako trener. Uznał, że jego przyszłość będzie związana z działaniami społecznymi, bo w nich odnajduje się najlepiej. Na dziś i do końca bieżącego sezonu najważniejsze jest utrzymanie I drużyny w ESA. Jacek ma swoje zadania w sztabie i będzie je wykonywał najlepiej jak potrafi, co do tego nie mam żadnych wątpliwości – napisał. 

Zmiana sponsora tytularnego Ligue 1. Prawa ma przejąć słynna sieć restauracji

Rozgrywki Ligue 1 mogą mieć wkrótce nowego sponsora tytularnego. Według doniesień zagranicznych mediów prawa ma nabyć międzynarodowa sieć restauracji fast foodowych.




Historia francuskiej ekstraklasy sięga 1932 roku. Pierwotnie francuska pierwsza klasa rozgrywkowa posiadała nazwę „Division Nationale”. Następnie przekształcono ją w „Première Division”. Natomiast od sezonu 2002/2003 francuska ekstraklasa nosi nazwę „Ligue 1”. W międzyczasie rozgrywki posiadały różnych sponsorów tytularnych. Nieprzerwanie od kampanii 2020/2021 prawa do bycia sponsorem tytularnym ma firma Uber Eats, a rozgrywki noszą nazwę „Ligue 1 Uber Eats”.




Wkrótce Ligue 1 może mieć nowego sponsora tytularnego. Jak informuje „RMC Sport” prawa po Uber Eats ma przejąć McDonald’s! Uber Eats miało płacić 15-16 milionów euro za sezon. Firma nie chciała kontynuować już współpracy za tę kwotę. Pojawił się więc McDonald’s, który miał rzekomo zaoferować 20 milionów euro!








źródło: RMC Sport

Wielki talent rozliczył się z przeszłością, ale nadal mu wstyd. Łącznie przegrał trzy miliony złotych

Grzegorz Król w swojej biografii opisał nieudaną przygodę z piłką. W pewnym momencie wielki oczekiwania wobec tego talentu spełzły na niczym. 45-latek rozliczył się ze swoją przeszłością w książce.

 

Miał zrobić karierę

Autobiografia Grzegorza Króla nosi tytuł „Przegrany”. Były piłkarz po latach spojrzał na swoje życie i przyznał, że nadal jest mu wstyd.

 

Król jako 18-latek zagrał w reprezentacji Polski do lat 21 i strzelił bramkę w debiucie w Ekstraklasie. Wiele wskazywało, że mamy do czynienia ze sporym talentem. Okazało się jednak, że doskonały start był jego powolnym końcem.

 

Grzegorz Król niedługo po osiągnięciu pełnoletniości udał się do salonu gier. W ciągu dwóch lat stał się hazardzistą. Przegrywał coraz większe kwoty i spędzał tam sporo czasu. O szczegółach opowiedział w swojej autobiografii.

 

– Z kasyna wyszedłem kilka minut przed północą. Nie za bardzo wiedziałem, co z sobą zrobić, dokąd pójść. Przespałem się na dworcu, a rano postanowiłem wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie miałem bagażu ani biletu. Maryla Rodowicz byłaby dumna. Usiadłem w pustym przedziale i zasnąłem w kilka sekund. Gdy się obudziłem, przez moment miałem nadzieję, że w rzeczywistości pociąg do Warszawy się spóźnił, a to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech dni, było tylko koszmarem sennym. Nie było – opisał.

– Wielu moich kolegów z boiska to szanowani sportowcy, wzór do naśladowania dla milionów dzieciaków. Ja w wieku 24 lat kompletnie przestałem istnieć – mówił w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

Grzegorz Król przyznał, że nie wiedział, jak wytłumaczyć się wszystkim ludziom. Nie potrafił także spojrzeć żonie w oczy. W pewnym momencie przegrał samochód, wakacje, mieszkanie i każdą pensję z premią. Łącznie przegrał trzy miliony złotych.

Piłkarską karierę zakończył w 2009 roku. W jej trakcie bronił barw Amiki Wronki, Polonii Warszawa oraz Lechii Gdańsk. W 2021 roku w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznał, że zajmuje się nieruchomościami.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Jakub Kwiatkowski wbił kolejną szpilkę PZPN-owi. Były rzecznik wytknął błąd federacji

Mecz reprezentacji Polski z Estonią w ramach baraży do EURO 2024. Polski Związek Piłki Nożnej wystosował komunikat w sprawie terminu powołań na to spotkanie. Były rzecznik prasowy, Jakub Kwiatkowski szybko zareagował na wpis federacji, wytykając jej błąd.

 

Zawalczą o awans

 

Reprezentacja Polski zawiodła kibiców w eliminacjach do Mistrzostw Europy w Niemczech. Podopieczni Fernando Santosa, a później Michała Probierza nie awansowali bezpośrendio na turniej.

 

Na ich szczęście będą mogli przystąpić do walki o grę w turnieju poprzez baraże zagwarantowane w Lidze Narodów. Polski Związek Piłki Nożnej poinformował 4 marca o terminie złożenia powołań na marcowe zgrupowanie kadry.

Jakub Kwiatkowski, który jeszcze do niedawna pełnił funkcję team managera oraz rzecznika prasowego bardzo szybko po publikacji wpisu odniósł się do komunikatu. Były pracownik federacji wytknął jej błąd.

 

– Michał Probierz informuje, iż ostateczny skład kadry narodowej na mecze barażowe do turnieju finałowego UEFA EURO 2024 przeciwko Estonii oraz Walii/Finlandii zostanie ogłoszony 14 marca 2024 roku. Szeroka kadra na mecze zgłoszona została do UEFA zgodnie z obowiązującym terminem 1 marca 2024 roku i – w ramach dotychczas przyjętej praktyką – nie została opublikowana – napisano w komunikacie PZPN.

– Kadry nie zgłasza się do UEFA. Zgodnie z przepisami FIFA najpóźniej na 15 dni przed startem okna międzynarodowego (w marcu to 18), to kluby należy poinformować o planach powołania ich zawodników do reprezentacji. Do UEFA kadrę meczową zgłasza się do północy dzień przed meczem – zareagował Kwiatkowski.

Źródło: Twitter

Nadchodzą powołania na marcowe zgrupowanie. Jest potwierdzony powrót jednego reprezentanta

Wielkimi krokami zbliża się marcowa przerwa reprezentacyjna. W przyszłym tygodniu poznamy powołania do reprezentacji Polski. Jeden z kadrowiczów ujawnił, że znalazł się na szerokiej liście powołanych.

Pod koniec tego miesiąca reprezentacja Polski rozegra baraże o awans na Mistrzostwa Europy 2024. W półfinale baraży Polacy zagrają u siebie z Estonią. W przypadku wygranej w finale Biało-Czerwoni zagrają na wyjeździe ze zwycięzcą meczu Walia-Finlandia.

1 marca minął termin zgłoszenia powołań dla piłkarzy na najbliższą przerwę reprezentacyjną. Szeroka lista powołanych nie została jednak podana do opinii publicznej. Oficjalna, wąska kadra reprezentacji Polski zostanie ogłoszona w przyszłym tygodniu. PZPN potwierdził, że nastąpi to 14 marca.

Póki co nie mamy pewności, którzy konkretni piłkarze znaleźli się na szerokiej liście powołanych. Możemy się jednak domyślać, kto się tam znajduje. Poza jednym wyjątkiem. W tej sprawie wygadał się dziś Paweł Dawidowicz. Na łamach „Meczyków” przyznał, że otrzymał informację o swojej obecności na szerokiej liście powołanych na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Nie jest to jednak tożsame z tym, że Dawidowicz pojawi się na oficjalnej liście powołanych. Ma on jednak bardzo duże szanse, by tam się faktycznie znaleźć.


źródło: meczyki

Pijani rodzice wtargnęli na boisko podczas turnieju dla dzieci. Organizator zdyskwalifikował drużynę za ich wybryk

 

Podczas Orlen Beniaminek Cup doszło do skandalicznej sytuacji. W trakcie turnieju młodzieżowej piłki nożnej pijani rodzice zawodników jednego z zespołu wtargnęli na boisko.

 

Skandaliczna sytuacja na turnieju dla dzieci

2 i 3 marca na Podkarpaciu odbył się Orlen Beniaminek Cup. W turnieju wzięły udział drużyny z Litwy, Czech, Węgier i Słowacji z rocznika 2014. Podczas rozgrywki doszło do skandalicznej sytuacji.

 

W trakcie meczu Hetmana Zamość z drugim zespołem Beniaminka PROFBUD Krosno pijani rodzice dzieci piłkarzy z Zamościa wtargnęli na murawę. Ich motywacją była irytacja zachowaniem sędziego. Dyrektor rozgrywek, Zbigniew Raus wypowiedział się na temat tego incydentu w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.

 

– Taka sytuacja wydarzyła się pierwszy raz w historii naszego turnieju. Trzeba stawiać granice, więc nasza reakcja była szybka i jedyna słuszna, a wiele osób bałoby się tak postąpić. Nie możemy sobie pozwolić, aby osoby, które są pod wpływem alkoholu, wchodziły na boisko. Podeszliśmy do trenera Hetmana, powiadomiliśmy go, że musimy zespół z Zamościa odsunąć od turnieju. W tym wszystkim szkoda przede wszystkim dzieci. Niektórzy mówili, że może zareagowaliśmy zbyt gwałtownie, ale innej opcji nie było, bo do takich patologicznych zachowań dochodzić nie może – wytłumaczył.

 

Niedługo po dyskwalifikacji zespołu z Zamościa, prezes Hetmana, Krzysztof Rysak skontaktował się z dyrektorem turnieju, aby przeprosić za zaistniałą sytuację.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet


TROLLNEWSY I MEMY