Buksa zdradził kulisy rozstania z Wisłą. „Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze”

Aleksander Buksa jakiś czas temu podpisał kontrakt z Genoą. Młody napastnik rozstał się z Wisłą Kraków w nie najlepszych relacjach. Z klubem przede wszystkim kłócił się o pieniądze. W rozmowie z „Weszło” 18-latek na chłodno opowiedział o konflikcie z „Białą Gwiazdą”.

Przypomnijmy, że ostatni sezon Buksa spędził głównie na ławce. Sytuację podyktowały spięcia na linii klub — zawodnik. Poszło przede wszystkim o to, że 18-latek nie chciał przedłużyć kontraktu, czym zdenerwował władze Wisły.

Choć o młodego Polaka zabiegało wiele dużych klubów, ten postanowił wybrać rozważnie i postawił na Genoę. Kierunek o tyle sprawdzony, że w przeszłości na szerokie wody wypłynął tam Krzysztof Piątek. O Buksę walczyło jeszcze między innymi FC Porto, a padały także nazwy „FC Barcelona” czy „Borussia Dortmund”.

Na papierze — dobry ruch

W rozmowie z Jakubem Białkiem z „Weszło” Buksa potwierdził, że chciały go większe kluby niż Genoa. Ostatecznie jest jednak pewien, że podjął dobry wybór. Klub oraz liga będą bardzo dobrym miejscem do dalszego rozwoju.

– Mogłem iść do teoretycznie większego klubu. I ktoś zaraz zarzuciłby, że “po co tam idziesz, skoro przepadniesz, takich jak ty mają tam mnóstwo”. Idziesz do klubu, w którym masz teoretycznie większe szanse na rozwój, na grę – i to też komuś nie pasuje, bo pojawiały się inne, większe, bardziej uznane marki. Nie patrzyłbym więc na to w ten sposób. Każda decyzja odnośnie wyboru nowego klubu ma swoje plusy i minusy. Uznałem, że Genoa będzie bardzo dobrym miejscem na kolejny krok w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką – przyznał.

Co zawiniło?

Przygoda Buksy z Wisłą zakończyła się w niezbyt dobrej atmosferze. 18-latek zdradził, dlaczego sytuacja zaczęła się tak bardzo psuć.

– W rozmowie z jednym z asystentów sztabu szkoleniowego chciałem się dowiedzieć, jaki jest na mnie plan, jaka jest wizja. Dowiedziałem się, że planu nie da się określić, bo cały sztab ma niepewną pozycję. Zaczęliśmy przegrywać mecze, atmosfera robiła się gorąca. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało. Oczywiście nie chciałem wymuszać żadnej presji na to, żebym grał w pierwszym składzie czy coś takiego, bo – jak większość osób w tym zespole – być może nie byłem wtedy w najwyższej formie. Niemniej pierwszy mecz z Jagiellonią zagrałem do 68. minuty. Później wchodziłem z ławki na końcówki – opowiedział.

– Największym minusem tego wszystkiego było to, że nie widziałem dla siebie planu B. Wisła nie ma zespołu rezerw, w przeciwieństwie do większości zespołów w Ekstraklasie, gdzie młodzi, którzy nie grają, mogą się ogrywać. Niektórzy grają w drugiej lidze, niektórzy w trzeciej. Ale grają. To piłka seniorska. Żeby utrzymać ten rytm meczowy, warto takie jednostki meczowe zaliczać. W Wiśle nie ma takiej możliwości – dodał.

– Wielokrotnie postulowałem do trenerów, żebym w takich przypadkach – gdy się dobrze układa terminarz – schodził chociaż do juniorów. Pamiętam sytuację z jesieni. Juniorzy grali w środę w Lubinie, Ekstraklasa była w niedzielę. Teoretycznie mógłbym pojechać na taki mecz. Ale zawsze dostawałem informację “nie, potrzebujemy cię w Ekstraklasie”. Potem jechałem na Ekstraklasę i grałem dwie minuty, pięć minut, nieważne. Często wchodziłem na skrzydło. Przy naszym defensywnym stylu gry, zwłaszcza w końcówkach meczów, w praktyce nie wychodziłem z własnej połowy i grałem na prawej obronie. Takie wyjazdy – nie powiem – dosyć irytowały. Zwłaszcza, że miałem perspektywę gry w juniorach, która była blokowana – stwierdził Buksa.

Pieniądze oddane

Ważnym aspektem w konflikcie Buksy z Wisłą były także pieniądze, jakie zawodnik otrzymał od klubu za podpis pod kontraktem. Teraz 18-latek wyjawił, dlaczego postanowił oddać „Białej Gwieździe” zarówno bonus, jak i wynegocjowaną pensję.

– Aneks, który przygotowali moi prawnicy i który został podpisany przez Wisłę, zawierał kwotę za podpis. Zwróciłem ją oraz wynegocjowaną pensję. Dlaczego? Dlatego, że zostało mi zarzucone – widziałem na ten temat niejeden artykuł, nawet ktoś z Wisły publicznie o tym mówił – że to był zwykły skok na kasę. Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze. Nie o to tu w tym wszystkim chodziło. Zostałem w Wiśle, żeby zaliczyć fajny sezon, rozwijać się. Natomiast nie uważam, że się rozwinąłem. Przeciwnie – zwinąłem się. I te pieniądze na koniec zdecydowałem się oddać – przyznał.